Bez wątpienia jedzenie było lepsze, niż w dziesiątkach gospód, oberż i karczm, które zostawili za plecami. Co prawda powiadają, że na zapas najeść się nie można, ale Felix nie zamierzał z takiego tylko powodu nie jeść do syta. W końcu nie wiadomo, czy inkwizytor, który wyglądał na zdecydowanego, zawziętego i oddanego swej sprawie człowieka, nie zapomni w pewnym momencie o tak przyziemnych rzeczach jak strawa.
Ale, przynajmniej na razie, był na tyle rozsądny, że zaczął rozmowę od konkretnych spraw, w tym i kwestii wynagrodzenia za przewidywane usługi. A sprawa musiała być dość poważna, skoro burmistrz wyraził zgodę na przedstawione warunki i to, w zasadzie, bez mrugnięcia okiem. Złoto piechotą nie chodzi, szczególnie w takiej ilości. Nieźle się człek nabiegać musi, by mniej zdobyć. Do tego wikt i opierunek. Warto było się do sprawy przyłożyć. A że trzeba było zacząć od małego spaceru? Przechadzka po obiedzie - dobra rzecz. Tłuszcz się nie odkłada przynajmniej.
To, że chłop zniknął, nawet w takiej małej dziurze jak Krefelheim nie powinno być aż taką sensacją. Wcale nie musiały to być mroczne kulty czy mutanci. Długi, zrobione komuś dziecko, oferta lepszej pracy, spadek po krewnych w dalekim mieście... Albo też spił się na umór w podrzędnej knajpie i o całym świecie zapomniał. Powodów mogło być tysiąc, a każdy tak samo dobry.
Sam warsztat wyglądał tak, jakby rzemieślnik w połowie przerwał jakąś pracę i już do niej nie wrócił. Ale to nie świadczyło o niczym. Gdyby Felix nagle miał wyjechać, to też by zostawiłby wszystko, nie kończąc takiej czy innej pracy, nie tylko z braku czasu.
Przeszukiwanie położonego nad wejściem pokoju przerwała dobiegająca z dołu wypowiedź. Felix wychylił się przez okno. Trudno było nie zauważyć sześciu zbirów z pałkami i nożami.
- Ej, nie zabijcie wszystkich! - krzyknął z góry. - Co najmniej jeden się przyda do złożenia zeznań!
Ruszył w stronę schodów, by jak najszybciej znaleźć się na dole. |