Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-10-2011, 19:20   #28
Vantro
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Twarze, które widziała w lustrach kałuży, te dziwaczne, przerażające oblicza.... Przecież to niemożliwe. Oddaj nam swoje wspomnienia Ich słowa wciąż jeszcze dźwięczały jej w uszach. Czy miała przywidzenia? Możliwe... Ale dlaczego w takim razie jej buty ochlapane były kroplami krwi?? Chaos w myślach... Pulsowanie w skroniach... Z powodu czegoś co nie chciało pomieścić jej się w jej praktycznym umyśle. To wszystko pachniało Lialdzie z daleka jakimiś czarami. Złymi na wskroś...
To wtedy dostrzegła Evelyn trzymającą się za gardło, krzyczącą i krztuszącą się jakby ktoś przebijał je ostrym przedmiotem. A obok niej...smok. Jej serce zamarło na chwilę. Co robić? Czy dostrzegł już ją? Czy ruszy w jej kierunku, czy też będzie dalej krzywdził jej towarzyszkę? Powoli skierowała broń w jego kierunku. Adrenalina pomału wzbierała w jej żyłach. I nagle potwór odwrócił głowę w jej stronę i poprosił o pomoc. Nagłe olśnienie spłynęło na Lilę powodując, że zmiękły jej kolana.
Chowaniec, to musi być ten jej chowaniec - pomyślała wypuszczając nagle powietrze z płuc. Ulga.
Podbiegła już pewnie do wijącej się w panice dziewczyny. Evelyn wykrzykiwała coś w jej kierunku, najwyraźniej biorąc ją za kogoś innego... za śmierć? To miasto było jak trucizna...
Evelyn - krzyknęła do kobiety próbując cucić ją klepiąc po twarzy- To ja, Lialda! To nie dzieje się naprawdę, to tylko iluzja! Nic ci nie jest. Ocknij się!

Dotykała ją! Śmierć wyciągnęła swoje ramiona i dotykała ją! Panika czarnowłosej sięgnęła zenitu. Krzyczała, choć wiedziała, że Viltis jej nie słyszy, wyrywała się nie rozumiejąc czemu przyjaciel ją przytrzymuje. Może i na niego wpłynęła ta śmierć. Narzuciła mu swą wolę, by pomógł jej odebrać życie Evelyn. Szarpnęła się ponownie do tyłu czując za plecami ścianę budynku. Jeszcze raz zerknęła na przyjaciela z niemą prośbą w oczach, bo gdyby mogła mówić jej słowa zapewne zabrzmiały by: “Pomóż... pomóż mi! Nie pozwól jej mnie zabrać. Viiiiiiltiiiiissssss....
Evelyn nie reagowała na nic co robił. Zdeterminowany by nie zrobiła sobie krzywdy nie puszczał jej ramion. “Przydałoby się coś by ją związać. Nie mogę czekać, aż stanie się coś złego”
Objął jednym ramieniem kobietę tak by więzić jej ręce i przycisnął plecami do siebie. “Pas, ona ma pas” przypomniał sobie i sięgnął pazurami by rozpiąć sprzączkę. Niestety - Evelyn szarpała się i wyła jak dzika całkowicie mu to uniemożliwiając. Gwałtownie zwrócił głowę w stronę Lialdy i zawołał
- Pomóż mi, trzeba ją skrępować, żeby nie zrobiła sobie krzywdy!
Czarnowłosa walczyła ze wszystkich sił o każdy kolejny oddech, który próbowała zaczerpnąć pomimo tkwiącej w jej gardle strzały. Walczyła też z Viltisem szarpiąc się w panice, bo mimo iż starała się przekazać mu prośbę, aby jej pomógł, on nadal ją trzymał a nawet próbował powstrzymać ją przed ucieczką przed śmiercią, a ta przecież była tak blisko... Evelyn czuła jej oddech na twarzy. Szarpała się więc chcąc wyrwać się i uciec, bo przecież wtenczas i on pomknie za nią, a gdy będą daleko od Śmierci, może uda jej się przekonać go by pomógł jej wyrwać tą strzałę... może jeszcze będzie miała szansę by przeżyć, może zgubią po drodze tą, która po nią przyszła. Widziała jak Viltis odwraca się w stronę kostuchy, jak coś do niej mówi, to przekonało dziewczynę iż jest pod jej wpływem. Szarpnęła się ponownie z całych sił mając nadzieję, że tym razem się wyrwie, że ucieknie, a może wytrąci go tym spod wpływu Śmierci i wreszcie sprawi, że razem zaczną działać na niekorzyść tej, która chce odebrać jej życie.

Nagle... gdzieś uciekła siła i determinacja Evelyn. Wciąż trzymając się swojego gardła opadła w ramionach smoka niczym szmaciana lalka. Jej oczy zamknęły się, a ramiona zaczęły drżeć. Vitlis zrozumiał, że działanie czaru się skończyło i poluzował uścisk. Gdy jego przyjaciółka pozostała bez ruchu, ostrożnie ułożył ją na ziemi i przykląkł przy niej.
- Evelyn, już jest po? Odezwij się. Chociaż skiń głową. - z napięciem przyglądał się wymęczonej twarzy oczekując jakiejkolwiek reakcji na swoje słowa. Wszystko wydawało się w porządku. Nie było widać żadnych ran, tyle że na nadgarstkach, które ściskał pojawiło się zaczerwienienie.
Słyszała słowa, tym razem je słyszała i ból... już go nie czuła. Odruchowo zanim otworzyła oczy uniosła dłoń do szyi. Z jej ust wydobył się schrypnięty głos, sprawiający wrażenie, że przez długi czas krzyczała i nadwyrężyła go.
- Strzała? - wyszeptała, otwierając oczy i widząc nad sobą pochylającego się Viltisa oraz... Lilę.
- Nie było żadnej strzały - przyglądał się uważnie wypatrując na jej twarzy oznak, że zagrożenie może powrócić. - Myślę, że to jakaś iluzja, bo w żaden racjonalny sposób nie da się wyjaśnić twojego zachowania - Podał ramię Evelyn pomagając jej podnieść się. Na jej twarz wracały kolory, oraz zwykła dla niej zaciętość.
Czarnowłosa podniosła się na nogi przy pomocy Viltisa. Jeszcze raz niepewnie dotknęła swojej szyi i zerkając na Lidię, a raczej na plamki na jej ubraniu i spytała wskazując na nie palcem:
- To skąd ta krew?
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline