Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-10-2011, 19:37   #30
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Gdy Corella wybiegła wraz z pozostałymi dowódcami z budynku, widok jaki im sprezentowano wywołał najprawdziwsze ukłucie w sercu. Dzielnych wojaków atakowały bowiem tuziny żywych trupów, będących najprawdopodobniej kiedyś mieszkańcami Wormbane.

Paladynką zaczęły targać nieco sprzeczne ze sobą uczucia. Wszak to byli mieszkańcy których spotkał jakiś straszny los, to byli kiedyś żywi ludzie i nie-ludzie, kobiety i mężczyźni, wiodący tu spokojne życie, oddający się swym zajęciom. Bracia, siostry, żony i mężowie... cóż za podła mroczna siła mogła się przyczynić do takiego obrotu spraw, jak bez mrugnięcia okiem przejść nad faktem, iż teraz stali się bestiami pragnącymi świeżego mięsa?.

- Panie dodaj mi sił - Corella szepnęła sama do siebie wśród zgiełku rozpoczętej bitwy, po czym ruszyła biegiem, by wesprzeć oddział Cormyru. Stanowczy uchwyt tarczy i miecza, mocno zaciśnięte usta, lekko przymrużone oczy. Uniosła ostrze, biorąc zamach na pierwszego Zombie jaki stanął jej na drodze...

Miecz paladynki prowadzony siłą jej determinacji, spadł na pierwsze ożywione zwłoki, wbijając się w ciało i niemalże odrąbując głowę, niemalże...stwór przetrwał bowiem atak, choć jego czerep trzymał się chyba tylko na pobożnych życzeniach. Świeża ciepłokrwista istota przyciągnęła spojrzenia martwych oczu i nieumarli osaczyli ją ze wszystkich stron, by przyprzeć do ziemi, zedrzeć zbroję i dobrać się do ciepłego ciała. Jednakże paladynka nie była aż tak łatwym celem, i póki co, Corella pozostawała poza zasięgiem próbujących ją unieruchomić łap.

Paladynka machała więc nieprzerwanie mieczem, tnąc atakujących ją nieumarłych, i jednocześnie również brutalnie odpychając ich stalową tarczą. W kilka chwil została otoczona jednak ze wszystkich stron przez rzeszę buczących i wyjących potępieńców, ale nie miała zamiaru łatwo sprzedać swojej skóry.
- Lathanderze!! - Krzyknęła - Wysłuchaj mej prośby i wspomóż w chwili potrzeby!. Niech mój miecz zostanie poprowadzony mocą twych sług!. Niech stanie się narzędziem godzącym zło!.

Jej miecz rozbłysnął jasną poświatą, przebudzony niebiańską duszą, a cios sprawił, że najbliższy truposz trafiony opadł na ziemię, niczym marionetka której przecięto sznurki. Ale to bynajmniej nie zniechęciło pozostałych.
Stwory napierały. Cięcia świętego miecza paladynki czyniły co prawda spustoszenie, kolejne zwłoki padały pod uderzeniem miecza i nieruchomiały, niemniej na miejsce pokonanych nieumarłych pojawiały się nowe trupy.


Smród rozkładu, niemalże zdominował pole bitwy, a krzyki rannych rozbrzmiały głośno. Samej Corelli póki co udało się uniknąć ran, acz ramię bolało od ciągłego machania i zadawania ciosów. Koło głowy paladynki świsnęła nagle strzała, wbijając się w oko nieumarłego i przyciągając uwagę Corelli. Trup który został trafiony, właśnie zamierzał wbić jej długi sztylet w bok. Dobiła więc nieumarłego mieczem, zerkając w stronę budynku administracji z którego okna Garison posyłał w tłum nieumarłych śmiercionośne strzały.

- Nie jest dobrze - Szepnęła sama do siebie, wypowiadając oczywiste. Truposzy było zdecydowanie zbyt wiele, by mogli sobie z nimi poradzić... pierwsi wojacy padali zaś już pod naporem pięści i prowizorycznej broni Zombie.
- Do mnie!! - Wrzasnęła ile sił w płucach, sama starając się wyciąć sobie drogę wśród rozwrzeszczanych nieumarłych ku najbliższemu żołnierzowi. Miała zamiar walczyć z nim plecy w plecy lub ramię w ramię, cokolwiek dawałoby choć odrobinę szans na przeżycie w trakcie tego szaleństwa. Może uda im się stworzyć choćby namiastkę jakieś linii obronnej...

W walce górował Drogbar i to dosłownie, bo alchemik urósł do wielkości ogra i machał swoim tłuczkiem niczym maczugą gromiąc wroga. Nawoływania paladynki stopiły się z nawoływaniami Tarnusa i Lionela, niemniej burza zagłuszała ich gromami, a i napór nieumarłych utrudniał zwracanie uwagi na krzyki dowódców. Paladynka rozrąbała kolejnych dwóch, gdy... dosięgnęła ją łapała jednego z truposzy, na szczęście ześlizgnęła się po ciężkiej zbroi Corelli.
Żołnierz dopiero po chwili zareagował na jej krzyk i podbiegł do niej... Nie miał daleko, ale musiał się zdrowo przedzierać. Rozpoznała go, gdy dotarł. To był Lurglen. Jeszcze nie ranny, ale już zmęczony i przemoknięty.

- Wytrzymaj jeszcze chwilę! - Krzyknęła do niego panna Swordhand, tnąc właśnie kolejnego Zombie - Dooo mnieeee!! - Ryknęła ponownie, po czym dodała nieco ciszej:
- Panie Poranka, obdarz mój oręż swą łaską, i tchnij w niego swą świętą moc, niech zło poczuje gniew twych sług! - Uniosła na drobny moment miecz ku niebiosom. Ostrze miecza rozbłysnęło wśród nocy i deszczu, a następujące po chwili uderzenie miecza rozerwało, najbliższego nieumarłego na kawałeczki, rozprawiając się z nim dzięki kolejnej Paladyńskiej mocy.


Corella wkrótce zauważyła swój błąd. Nie tylko ona wszak przywoływała do siebie ludzi, czynił to Tarnus, czynił i Lionel, przez co zbijali się w trzy grupki, zamiast tworzyć wspólny front. Panna Swordhand starała się więc szybko naprawić sytuację, przesuwając wraz z ewentualnie podążającymi za nią wojakami w kierunku będącego bliżej Tarnusa. Należało podjąć jakieś konkretne działania, objąć konkretny cel, inaczej będzie z nimi krucho, nie zdołają przeciwstawić się kilku tuzinom nieumarłych, przewyższających ich liczebnie gdzieś przynajmniej o cztery razy...
- Na pochybel gnidom, za Cormyr!! - Krzyknęła, choć wcale nie odczuwała stanu, jaki zaprezentowała pozostałym w kilku wielce wyniosłych słowach.

Napór nieumarłych nie słabł, ale za to siły żywych topniały. Ręka Corelli z coraz większym trudem wznosiła się do kolejnych ciosów, mających odesłać żywe trupy w niebyt. Żołnierze zbierali się wokół dowódców, których krzyki zmagały się z głośnymi odgłosami burzy. Ci, którzy jeszcze żyli, zaczęli cofać się w kierunku lazaretu, w którym przebywała mateczka Deldi.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline