Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2011, 08:59   #18
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
W gardle Ravny rosła i pęczniała wielka gula - nie do przełknięcia czy wyplucia. Adrenalina zdążyła wyparować z jej żył i szamanka była bliska płaczu. Nie wyobrażała sobie wieczornego spotkania z Euthanathosem, o które tak zabiegała, że była gotowa wydrzeć Diakonowi z gardła pozwolenie na nie, wydrapać je pazurami. Teraz żałowała każdego słowa. Bała się Jovana, tak jak zawsze bała się wielkich, silnych mężczyzn, skłonnych do agresji z byle przyczyny i bez przyczyny. Jak ojciec. Jak Cirn. Jak Carcarin - choć uderzył ją dla ukrycia zamiarów, bez gniewu i bez prawdziwej agresji. Ale pokazał, że może, i to wystarczyło, by Ravna obawiała się kolejnych razów.


Smarknęła przeraźliwie i wytarła nos w rękaw. Scenariusz wieczornego spotkania rysował się jej pod powiekami boleśnie jasno. Jovan będzie górą i wyciśnie z niej wszystko, co zechce, a ona będzie co najwyżej szlochać bezradnie, jak mała skrzywdzona dziewczynka. Jovan mógł sobie pozwolić na spokój, mógł wystawić gębę na ciosy... bo wiedział, że już wygrał, zanim oboje rozwarli usta i padły pierwsze słowa. Pewnie przetrzepał jej życie aż do chwili, w której wrzeszcząc wyskoczyła okrwawiona z ciepłego wnętrza ciała matki prosto w wielkie ręce teurga Mikaela Gustavsena. Pewnie wiedział o niej wszystko, bo nie jest trudno prześledzić życie kogoś, kto nigdy się nie ukrywał.

"Nie działamy w tajemnicy, nie ukrywamy się. To źródło naszej siły. I przyczyna naszego upadku".

- Kurwa jego maaaaaaaaać - oznajmiła ośnieżonym drzewom, a jej głos zabrzmiał piskliwie i rozpaczliwie słabo. Oto i wyrysowało się jasno, ile warte są tak hołubione przez europejskich magów tytuły. Papiery o przyznanie Ravnie tytułu Mistrza wędrowały już pewnie do Horyzontu, a ona tymczasem popłakiwała sobie samotnie w lesie, słaba, wystraszona i bezradna. Świadomość, że nie można bezkarnie podnieść ręki na jednego z północnych szamanów niezbyt dodawała jej odwagi. Niby wiedziała, bo Nilpa precyzyjnie jej to nakreślił, że towarzyszące im duchy zawsze się mszczą, i że inni noiadi nigdy nie wybaczają ataku na towarzysza, potrafią tropić i śledzić nawet po latach, by dopełnić kary... Ale co jej z tego przyjdzie, kiedy cios już padnie? Nic, tak jak zemsta nie wskrzesiła pomordowanych w zeszłym wieku szamanów. Jedyne, co udało się uzyskać, to strach, strach, który mógł powstrzymać kolejnych. Ale cokolwiek by nie powiedzieć o Euthanatosie, jednego była pewna - Jovan Blagojević się nie bał.

"Może powinien zacząć?". Ravna wciągnęła zwisający jej z nozdrzy smark. Duch popiskiwał jej do ucha, przerażony, opowiadał o potężnych czarownikach i duchach, które ich prowadziły, i Ravna rozsnuła pasma Rękawicy na tyle, by mogła przesunąć dłoń w świat duchów i pogładzić uspokajająco chwilowego towarzysza po futrzastych czułkach.

- Znałam takiego. Prowadził go Rosomak, również potężny duch i bardzo stary. Zaplatał mi warkoczyki i nazywał kwiatuszkiem.

"Bo każdy, nawet najbardziej bezwględny człowiek czasami zawiesza swoje gwałtowne odruchy na kołku".

***


W gardle Ravny rosła i pęczniała wielka gula - nie do przełknięcia czy wyplucia. W uszach dudniły bębny, a ich muzykę przeplatało własne tętno, szaleńczy rytm przerażonego serca, i piszczenie Gronostaja.

"Wstawaj". Szamanka walczyła z ochotą skulenia się na ziemi i zakrycia głowy rękami. "Wstawaj". Szary wilk charczał, płytkim, urywanym oddechem umierającego. "Wstawaj". Ravna wstała. Wypluła brudny śnieg, uniosła wolno dłonie do góry i uniosła głowę, by odsłonić gardło. Sierść na gardle czarnego zjeżyła się jak szczotka, warczał z taką lubością, że Ravna pojęła, że trafiła dziś na shitlistę nie tylko Jovana Blagojevica.

Ale kupowała czas. Przełknęła ślinę i podziękowała losowi za swoje nieróbstwo na studiach, które kazało jej wiać z zajęć w celu chlania bimbru z kółkiem pokerowym. Dzięki tym cennym doświadczeniom teraz na jej twarzy nie pojawił się żaden ślad wysiłku. Zawiesiła spojrzenie nieruchomo nad łbem czarnego wilka, a myślą sięgnęła ku rannemu...

- Nazywam się Ravna Turi i wiem, że rozumiesz, co mówię. Mam prawo tu być. Odstąp i pozwól mi przejść.

Zdążyła przytamować krwawienie, kupić może kilka chwil istnienia więcej, zanim olbrzymi wilk warknął ostatni raz, ślina kapnęła mu z pyska i ruszył na szamankę. W mgnieniu oka znalazł się przy niej skacząc na nią. Powalić ją ciężarem, chyba jakaś kość chrupnęła, Ravny osłoniła gardło skutkiem czego napastnik wbił zęby w prawy bark, zacisnął mocno i nie puszczał. Nie szarpał. Po prostu trzymał ściskając coraz mocniej, aż kości pękały.

Wrzasnęła i w pierwszym odruchu już sięgała do serca, by zadusić tętno, zgnieść tętnice. "Za mało nas zostało. Garou i noaidi. Obiecałaś. Obiecałaś".

- Nie, proszę, puść, puść!
- pisnęła cichutko. Na placach lewej dłoni stopniał śnieg, skóra zaczerwieniła się i wykwitł na niej bąbel oparzeliny. Zacisnęła rękę na nozdrzach wilka.


Wilk warknął, rozluźnił uścisk szczęk odskoczył na metr od szamanki. Wtedy rękawica rozwarła się w połowie, a plątanina setek łap zmory wysunęła się z niej i objęła wilkołaka (ledwo, z wysołem, acz mocno) w połowie tułowia.

- Wiem, że mnie rozumiesz. Zaatakowałeś szamana. Duchy się za to mszczą. Jeśli teraz odejdziesz, każę im zapomnieć i sama zapomnę. Odejdź, albo będziesz przeklęty - ty i każdy, który urodzi się z twojej krwi. - powtórzyła, podnosząc się ze śniegu.

Szary wilkołak zatoczył się osłabiony, lecz jakby rana na szyi się zabliźniała, on prostował się. Minęło kilka sekund jak szary wilk był wielkim, ale zgrabnym, szarym wilkołakiem, sierść wydawała się teraz bardzo jasno szara, lekko biała. Korzystając z uchwytu zmory, wciąż jeszcze chwiejnym krokiem dzielił łapą w pysk czarne. Wyglądało to jakby urwał mu pól pyska gdyż w mig zalał się on gęś tą, krwawą papką. Tymczasem wrogi wilk wyrywał się z uścisku zmory. Ta popiskiwała, próbując poszerzyć wyrwę. A Ravna, znacząca śnieg plamami krwi, zrozumiała, że tej walki wygrać się nie da, można ją tylko przerwać. Odczekała, aż szary skoczy. Sunął w powietrzu zgrabnym łukiem, po wygiętych w pałąk pięcioliniach. Szarpnęła je z jednej strony, obwinęła wokół dłoni końce i cisnęła w przeciwnym kierunku. Szary wilkołak rąbnął drzewo, aż huknęło. Zmora wsunęła się z powrotem do umbry. Czarny, wielki wilk warknął i błyskawicznym susem ruszył na Ravnę i... a ona cofnęła się o krok, rozluźniając jednocześnie Rękawicę.

Udało się lepiej, niż tego się spodziewała. Wystarczyło, że tylko otworzyła portal do umbry, a wilk skoczył w niego, nawet sama przechodzić nie musiała, a już zatrzasnął się. Co ciekawe, pająki i wzorca już zaczęły oplatać pęknięcia w Rękawicy. Szary wilkołak otrząsnął się i warknął niepewnie w stronę Ravny.

Szarpnęła barierą, na próbę, czy nie wystarczy mocniejszy cios, by sieć się rozpadła. Wsunęła dłoń w jedną z wyrw i ujęła kościstą łapę zmory.
- Popilnuj go dla mnie, dobrze? Niedługo wrócę.

Zmora z radością cmoknęła czymś w rodzaju ust i siadła sobie na ziemi oganiając pająki wzorca, jeszcze dość małe które starały się zniszczyć bąbel w rękawicy i wyrównać jej zagięcia.

Dopiero wtedy się odwróciła. Za bardzo nie wiedziała, co powiedzieć. Sytuacja była tak głupia, i jednocześnie tak straszna, że żaden komentarz nie wydawał się odpowiedni.

- Przepraszam, że cię uderzyłam. Ale on by zabił. Ehm, ta rana..
. - wzkazała palcem na szyję szarego. - Fatalnie wygląda. Nie jestem lekarzem, ale to trzeba zakleić.

Dotknęła bezwładnie zwisającej prawej ręki. "Mnie też trzeba będzie poskładać i zakleić. Jeśli mam dzisiaj grać. Jeśli mam jeszcze grać kiedykolwiek". Przed oczami latały jej białe płaty, konary drzew skrzypiały ostro.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 22-10-2011 o 21:41.
Asenat jest offline