Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2011, 15:00   #20
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Usiadła za stołem i schowała twarz w dłoniach, policzki poznaczyły się zaraz śladami sadzy, kurzu i trudnego do zidentyfikowania brudu, który zawsze zbiera się po kątach. Nie miała nic. Z trudem przychodziło jej uwierzenie, że Robert nie zostawił w domu przyjaciółki choćby najdrobniejszego śladu. A jednak... oboje byli skryci, to fakt. Rozglądała się po ścianach, jakby mogły udzielić jej odpowiedzi, i nagle zdała sobie sprawę, że faktycznie mogły. Nie poruszyła się, przymknęła tylko oczy i zaczerpnęła z przeszłości, w której Robert zwykł siadywać za tym stołem.

Obraz się nie pojawił, rozbrzmiał← tylko głosy, słabe i niewyraźne, ale niewątpliwie należące do Roberta i Stanisławy.
-Zdajesz sobie sprawę, że o dużo prosisz?
-Tak, ale muszę ich ocalić.
-To ich nie ocali.
-Ale da szansę, da szansę. Przeznaczenie, los, jakkolwiek to nazwać. Trzeba to przerwać. U wszystkich.
-Niech więc to idzie na nasze sumienia. Tej szamanki również?
-Nie.
-Czemu? Przecież chciałeś ją ocalić?
-Mówiłem tylko, że ona umrze. I tak się stanie, tego nie zmienimy. Ale ocaleje, wierz mi.


Ravna wzięła oddech... nawet nieszczególnie była zaskoczona, biorąc pod uwagę jak długo Grigorij reanimował ją nad jeziorem.

Znowu fonia ale wyraźnie. W tle gotuje się woda, podłoga skrzypi, sielankowo. Stanisława zaczyna.
-Wiesz dobrze, że od kiedy odstąpiłam od Tradycji, mało co wiem.
-To ważne. Podobno pewna kabała Verben zabiła, a nawet gorzej...
- Głos Roberta łamał się, chyba mówił o załatwieniu avka - Mojego mentora. Nie patrz się tak.
-Jak? To był zbrodniarz. Pamiętasz co chciał mi zrobić?
-On tylko przegrał. Przegrał. To nie zły człowiek, ale nie zawsze dobrym ludziom...
-...wychodzą dobrze rzeczy?


Szukała jeszcze, czy Robert nie zwierzył się Stanisławie ze znajomości z Jovanem, ale przeszłość odpowiedziała ciemnością i głuchą ciszą.
- Obawiam się, że niewiele się dowiedziałam - zwróciła się do Nataszy - Dom pamięta skrawki rozmów. Wiem tylko tyle, że Robert i Stanisława chcieli... ocalić tylu, ilu tylko się da. Pomogę ci posprzątać, a potem muszę już iść. Przyjdę jeszcze jutro, zabrać moje rzeczy. W komórce w wiadrze z lodem leży mięso. jest takie czarne, bo to z renifera. Rodzina mi przysłała. Częstuj się, jak chcesz. Tamtego... wypuszczę.
-Uważaj. Wilkołaki miały zakaz poruszania się w okolicy chaty.
Ravna zamarła z miotłą w ręce, jej oczy stały się martwe jak kamyki.
- Zakaz? To znaczy?
-Zakaz. Stanisława chciała mieć spokój i wywalczyła zakaz. Chyba poprzez darowanie komuś ogona, znaczy się, nie obcięcie mu na amen.
- A jeśli ktoś ten zakaz złamał, to co się działo?
-Dostawał po łbie od swoich. I od mojej siostry. W sumie nie wiem co gorsze.

- A... aha. Pójdę już. Jeśli tamtego wypuszczę, nie będzie cię niepokoił? Nie wyglądaliście na zaprzyjaźnionych.
-Byłam zaskoczona. Na drugi raz potraktuje go chyba srebrem.
- Staruszka skrzywiła się z żalem nad taką koniecznością.
- Dobrze... do jutra, Nataszo.

Za linią drzew okalających chatę Ravna wyciągnęła telefon i wybrała numer. Ostro schrypnięty i chyba skacowany głos Adama poinformował, że właściciel telefonu śpi, je, poszedł na spacer i nie ma ochoty rozmawiać, ale jeśli musisz, to się nagraj, może odsłucha jak mu się zachce.
- Adam nie przychodź do chaty. Pod żadnym pozorem, już tam nie mieszkam. Nie przychodź tam!

Zanim dotarła do uwięzionego wilka, zdążyła zadzwonić jeszcze cztery razy. Schowała telefon do kieszeni i westchnęła.
- To było fatalne. Masz szansę na naprawę głupiego błędu. Wypuszczę cię, a ty nie urwiesz mi głowy i odprowadzisz mnie z rewerencją do stacji benzynowej, w ramach rozrywki opowiadając mi o Nataszy. tej szarej. Ja w zamian zachowam dla siebie twój durny atak. To tylko poczatek spłaty długu. Jeszcze nie wiem, co dla mnie zrobisz za to, że nie przyczepię ci teraz do dupy tej zmory, która cię pilnuje, ot tak, w ramach zemsty. Ale na pewno coś wymyślę.
Wilkołak kiwnął łbem w dół.
- Słowem. Dasz mi słowo honoru.
Wilkołak milczał. Spoglądał mądrymi oczami. Płynęły chwile, a on milczał. Ravna zaklnęła. Nie mógł się zmienić w uwięzieniu.
- Odejdź - szepnęła do zmory nadal pilnującej więźnia.
Zmora grzecznie przestała odganiać pająki Wzorca, siadła obok i przytuliła się do Ravny, przez Rękawicę, ale i tak zrobiło się nieprzyjemnie. Ravna potarła dłonie i rozplotła więzienie, pilnując cały czas, by zmora nie skorzystała z okazji. Ta jednak siedziała przy niej, popiskując i mrucząc przyjaźnie.
Wilk natomiast pierwsze co zrobił, to rzucił się na szamankę, ledwo Ravna się uchyliła, aby ten przeskoczył nad nią. Wyhamował przed zaspą i już zbierał się do powtórnego skoku, by zawisnąć zębami na gardle. Ravna się skrzywiła. Uścisk i szarpnięcie powinno cisnąć nim o drzewo, a jednak tylko trochę zmieniły trajektorię lotu. Zdołał zahaczyć ja pazurem.

-... i tyle wart wasz słynny honor. - parsknęła, odwróciła się i weszła w świat duchów. Przez wyrwę popatrzyła na wilka hardo. "No, dalej, skacz. Zrobimy powtórkę z rozrywki".
Nic z tego nie nastąpiło. Czarnyw wilk kręcił się przez chwilę, a potem odbiegł w głąb lasu. Ravna przysiadła na pniaku, obejrzała porwany płaszcz. Jak tak dalej pójdzie, będzie się musiała zwrócić do Jona o pożyczkę, bo znajomości z wilkołakami jak do tej pory - oprócz obietnic - owocowały głównie ubytkami w odzieniu wierzchnim.

***

Ravna leżała na stole na ostrym dyżurze, a śmierdzący ostro papierosami lekarz o wymiętej twarzy świadczącej o kilku dyżurach za dużo szył jej ramię.
- To był pies - łgała z przekonaniem. - Wielki, mieszaniec owczarka kaukaskiego.
- Tak tak - odparł machinalnie konował, bez wiary i w sumie bez zainteresowania. - Ale czemu pani przychodzi dopiero teraz?
- Myślałam, że się samo zagoi
- oznajmiła Ravna i zrobiła zawsze działającą minę króliczka.
- Zaszczepimy na tężec.
- Był naprawdę wielki, ten pies...
- I na wściekliznę.


***

Ravna dowlekła się do fundacji i z miejsca złamała kilka zaleceń lekarskich. Najpierw zapiła wódką dawkę prochów na ból mocno przekraczającą nie tylko zalecaną, ale i zdrowy rozsądek. A ponieważ poczuła się raźniej, poprawiła szycie sztuką Życia, wyrwała jeden szew, który zaczął sam wyłazić, po czym wybebeszyła szafę w poszukiwaniu wieczorowej sukni. Bowiem wbrew nakazowi nieobciążania ręki postanowiła, że jednak dzisiaj zagra. Pół godziny później, z suknią i szpilkami w plecaku i futerałem na skrzypce pod pachą raźno maszerowała w stronę wyjścia. I wtedy napatoczył się Robert. Patrzył tak, jak zwykle patrzą psy - nieruchomo i jakoś tak łzawo.

- Nie gap się tak - fuknęła.
Pies usiadł i gapił się dalej, oczywiście. Ravna skapitulowała i przyklękła obok.
- Nie mam ci za złe. Naprawdę. Choć i tak będziesz się gęsto tłumaczył.

***

- Adam, jeśli odsłuchałeś tę wiadomość, to znaczy, że odsłuchałeś też 30 poprzednich. Zadzwoń.
Ravna miała ochotę zadzwonić do Jona, by ten zlokalizował Adasia. Jednak świeżo w pamięci miała ostatni przypadek, kiedy wilkołak zniknął, ona zaczęła histeryzować z niepokoju, a Jon znalazł go, zalanego do nieprzytomności , w jakimś opuszczonym garażu. Jon bardzo dbał, żeby nie udało jej się o tym zapomnieć.

- Pan zawróci - poprosiła taksówkarza i podała adres.
- Kiepska dzielnica - zaznaczył.
Ravna posłała mu w lusterku wstecznym złe spojrzenie.
- I co? Co z tego, że zła?

Podrostki chlejące zajzajer przed klatką bloku żywotnie zainteresowały się zajeżdżającą taksówką. Ale potem zobaczyli, że to Ravna i zrobili przejście do drzwi. Kiedyś będzie musiała ich zapytać, jak to działa. Czy Adam musiał biegać z jej zdjęciem po całej dzielnicy i ręcznie tłumaczyć, że lepiej, by nie spotkała jej tu krzywda...

Za drzwiami cisza, nie dało się wyczuć dźwięku ani ruchu. Ravna wdusiła dzwonek po raz ostatni, potem rozejrzała się uważnie i znikła w drzwiach, dając krok w świat duchów. Wyszła po drugiej stronie. W mieszkaniu było tak cicho, że słychać było osiadający kurz. Pod oknem leżał przykryty kocem materac, na parapecie paprotka i spryskiwacz, a obok dwa zdjęcia. Jedno stare, z trójką dzieci w szaro-burych ubrankach, na tle białej ściany. Adam z rodzeństwem, które skierowano do innego przytułku, brat i siostra, których nie udało mu się odnaleźć. Na drugim zdjęciu osiemnastoletnia Ravna uczyła bratanka zarzucać wędkę. Zdjęcie dzielił biały krzyż - jakby było długo złożone wpół.

Z nowych rzeczy pojawił się rower, zdezelowana damka, Adam chyba sposobił się na przywitanie wiosny... Brakowało tylko kurtki i Ravna usiadła na materacu z nadzieją, że wyszedł tylko na chwilę i zaraz wróci. Dwie godziny i piętnaście telefonów później straciła nadzieję, ale mimo to czekała do ostatniej chwili, obijając się o ściany jak zwierzę w klatce. Wyszła dopiero wtedy, gdy nad głową wisiała groźba ostrego spóźnienia.

Z taksówki zadzwoniła do Jona.
- Poszukałem info o Jovanie - oznajmił bez przywitania.
- I?
- I dupa, ogólnie dupa. Nie ma fundacji, nigdzie nie przynależy. Za to chodzą plotki żeeeeee... że lubi łamać kości.

- Ach. Jon, mam prośbę.
- Zamieniam się w słuch... nie, czekaj, mam przeczucie...
- Proszę, nie mam czasu na przepychanki.
- A sprawdziłaś ten garaż?
- zasugerował poważnie, ale Ravna nie dała się zwieść. Jon po drugiej stronie skręcał się ze śmiechu.
- Nie.
- To może sprawdź?

Ravna wdusiła czerwoną słuchawkę.

***

- Spasi Chryste! - jęknęła Swieta, wychodząc z przebieralni - Co to jest? - wskazała palcem o krwistoczerwonym paznokciu na opatrunek wyłażący spod sukni Ravny.
- Toooo pies mnie pogryzł - odparła Ravna i wróciła do malowania rzęs.
- To fatalnie! Przecież jak stary to zobaczy... masz, weź to - obwinęła Norweżkę szalem. - Może nie zobaczy. Ale masz, pecha, Ravna, dziewczyno, słyszałam, że kogoś dziś zaprosiłaś. To ten twój Adaś?
- Nieee, znajomy - Ravna krytycznie przyjrzała się własnym oczom i wyciągnęła szminkę. Swieta wreszcie upchnęła biust w sukni i zasunęła zamek błyskawiczny, po czym stanęła obok Ravny przed lustrem i nałożyła grubą warstwę fluidu. Swieta była Ukrainką, a to, obok wielu innych ciekawych rzeczy, oznaczało, że jeśli się umalowała, to ten makijaż było widać z ostatniego rzędu.
- Pracuje w skarbówce - Ravna w przypływie fantazji zrobiła Jovanowi czarny PR.
- O. Ravna, dziewczyno. Jak z nim skończysz, to mnie umów.
- Nie chciałabyś. To nie jest miły facet.

Swieta wydęła ukarminowane usta i spojrzała na Ravnę pobłażliwie z wysokości niebotycznych szpilek, pięciu lat życia i zapewne z pół setki mężczyzn w tym życiu więcej.
- Z perspektywy czasu zawsze się okazuje, że sypianie z tymi miłymi jest nudne.
Ravna uciekła wzrokiem, a Swieta wybuchnęła gardłowym śmiechem. I przez chwilę Norweżka nawet rozważała, czy nie napuścić Swietłany na Jovana... Ukrainka nijak nie pasowała do wizerunku słodkiej i wiotkiej wiolonczelistki. Była wicemistrzynią juniorek Ukrainy w judo, a charakter miała jak skała. Swego czasu kropnęła nawet dyrygenta smyczkiem po mordzie, bo ją złapał nie tam, gdzie trzeba... I ku zdziwieniu wszystkich, nie wyleciała na następny dzień z hukiem. Swieta była twarda. A propozycja kusząca.
- Raczej nie.
- Jak chcesz
- odparła Swieta pogodnie.

***

Reflektor walił Ravnie prosto w oczy, ilekroć podnosiła głowę i wytężała wzrok, by sprawdzić, czy Jovan zasiadł już na pustej i ciemnej widowni.
- Jeszcze raz! Czemy skrzypce się spóźniają? Gdzie wam tak śpieszno? Gdzie się kurwa wyrywacie?
- Kiedyś go zabiję - sąsiad Ravny nachylił się do jej ucha.
- Daj spokój.
- Nie, serio...
- Co tam szepczecie? Na pogaduchy przyszliście, czy do pracy? Anton! Do ciebie mówię, myślisz, że to twoja pedalska knajpa?

Ravna podrapała się smyczkiem po nodze. Uśmiechnęła się do Antona. A potem mściwie zafundowała szefowi ciężką sraczkę.
- Jeszcze raz! - darł się dyrygent, nieświadomy faktu, że czeka go prawdziwie upojna noc.

Ravna ziewnęła, poprawiła opatrunek pod chustą i odwróciła strony. I wtedy ją trzepnęło.
"Widziałam drogę przez pole popiołów". Tak mówiła Sirri. To widziała, gdy Ravna się narodziła. Szamanka poderwała głowę, za oślepiającym kręgiem światła widziała przesuwający się cień, nagle znieruchomiał pośrodku widowni i skurczył się, usiadł. Ravna przełknęła ślinę.

- Ravna, grasz?
- syknął Anton.
Skinęła głową i oparła skrzypce pod brodą.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=pqaARDsiJv4[/MEDIA]

W gniewu dzień
w te pomsty chwile
świat w popielnym legnie pyle
Zważ Dawida i Sybillę
Jakiż będzie płacz i łkanie,
Gdy dzieł naszych Sędzia stanie,
Odpowiedzieć każąc na nie?
Duszom zmarłych racz dać, Panie
Wiekuiste spoczywanie.
Trąba groźnym zagrzmi tonem
Nad grobami śpiących zgonem,
Wszystkich stawi nas przed tronem.
Śmierć z naturą się zadziwi,
Gdy umarli staną żywi,
Win brzemieniem nieszczęśliwi
Księgi się otworzą karty,
Gdzie spis grobów jest zawarty,
Za co świat karania warty.
Kiedy Sędzia więc zasiędzie,
Wszystko tajne jawnym będzie,
Gniewu dłoń dosięże wszędzie.
 
Asenat jest offline