Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2011, 14:07   #1
Kovix
 
Reputacja: 1 Kovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znanyKovix wkrótce będzie znany
[Wiedźmin, Storytelling] Opowieść Starca



OPOWIEŚĆ STARCA


Grzmiało. Krople rzęsistego deszczu bębniły o szyby starego budynku. Część z nich pozostawała na szkle, a część spływała powoli do wąskiej okiennej ramy, wsiąkając w drewno. W tych kroplach, które pozostały na szybie okiennej, odbijały się oczy stojącej u okna postaci. Postać ta, wysoka, szczupła i wyprostowana, okryta była długim ciemnym płaszczem, zasłaniającym głowę, i wpatrywała się w burzę z żywym zainteresowaniem. A przynajmniej tak się mogło wydawać.

- Zawiodłaś mnie, Filippo. – odezwał się głos. Był zniekształcony, ponieważ wypowiadająca słowa osoba nie znajdowała się fizycznie w pomieszczeniu. Kontaktowała się z kobietą o imieniu Filippa przez dziwne urządzenie, składające się z trzech podwieszonych na kijach kryształów, ułożonych w idealny trójkąt.

Wywołana Filippa zgarbiła się, ale nie odwróciła się od okna.

- Zawiodłaś mnie – powtórzyła postać. – Loża miała mieć własne państwo. Po co ginął Detmold? Po co ten teatr z Saskią, po co bitwa o Vergen i obrady w Loc Muinne? Ty i de Tancerville skrewiłyście… po całości.

- Wiem – ociągając się odpowiedziała Filippa. – Ale Emhyr…

- Rozumiem, co chcesz powiedzieć, Filippo – ze zniecierpliwieniem przerwała jej postać. – Ale Cesarz Nilfgaardu dotrzymuje umów tylko tam, gdzie nie mogą dojść jego wojska. A teraz, podejrzewam, będą mogły dojść dość daleko…
-Mówią, że Cesarz ma potężnych sprzymierzeńców. – Filippa jakby próbowała się bronić – którzy mogą nam być przychylni.

- Gówno mnie obchodzi, kogo Cesarz wybierze do masakrowania redańskich żołnierzy, Eilhart! – wrzasnęła postać, niewątpliwie wyprowadzona z równowagi wybiegami rozmówczyni. – I gówno mnie obchodzi wiedźmin, który popsuł ci szyki! Wiesz, jakie ja mam plany! Wiesz, co muszę zrobić! Miałaś mi zapewnić państwo, Eilhart, państwo!

- Nie krzycz – spokojnie odpowiedziała Filippa Eilhart. – dogadamy się z Cesarzem. Uwzględni nas w swoich planach.

Osoba, która prowadziła rozmowę z Filippą Eilhart długo nie odpowiadała, jakby mieliła słowa w ustach.
- Obyś miała rację. A teraz ukryj się, nie wychodź przez jakiś czas. Ja znikam, ale niedługo skontaktuję się z tobą ponownie. Czekaj na moje polecenia.

Po tych słowach w pokoju zapanowała głucha cisza. Filippa Eilhart rozpięła płaszcz i rzuciła na siennik. Jej piękna, idealnie proporcjonalna twarz pokryta była teraz błotem i zadrapaniami. Wszystko bolało ją od długiej jazdy konnej, do której nie przywykła. Nie mogła się teleportować. Nie mogła się ujawnić. Radowid pewnie już wysłał rozkazy.

Wróciła pamięcią do niedawnych obrad w Loc Muinne. Wszystko, ale to absolutnie wszystko poszło nie tak. Najpierw wejście Nilfgaardczyków, potem smoka, śmierć Sheali… Ich intryga doprowadziła do tego, że teraz rozdającym karty był Radowid. A miało się stać dokładnie odwrotnie.

Ale już niedługo.

***

Samotny mężczyzna stał w wielkiej sali jadalnej pewnej kaedweńskiej gospody, nawiasem mówiąc, przygotowanej właśnie pod niego. Wszystkim kazał się rozejść, jedynie gospodarz pozostał na jego usługi, drżąc z niepewności, czy niczego gościowi nie potrzeba. Bo trzeba było powiedzieć, że to nie był zwyczajny gość.

Ale tamten miał go najzwyczajniej w świecie w dupie.

Z rozmyślań wyrwał samotnego mężczyznę odgłos skrzypiących drzwi i kroki w sali.
- Już myślałem, że masz mnie gdzieś, Janie Natalis. – powiedział, nie podnosząc wzroku.

- Nie śmiałbym, Wasza Wysokość. – Natalis ukłonił się po żołniersku i czekał na znak od rozmówcy.

- Siadaj, oczywiście – machnął ręką mężczyzna, po czym wydął wargi. – Nie będę zabierał twojego i mojego cennego czasu, Natalis. A raczej nie zabierałbym, gdybym wiedział co robić. Bo jeśli to prawda, co podobno mówiła de Tancerville przed śmiercią… - tutaj zawiesił głos, czekając na reakcję rozmówcy.

- Skurwesyny. – Jan Natalis nie bawił się w język dyplomacji – w tej sytuacji…

- W tej sytuacji – przerwał Natalisowi rozmówca – nie będę siedział w Tretogorze. Ani ty w Wyzimie. Odstawisz Anais gdzie trzeba, dasz jej najlepszą straż, jaką masz, roześlesz listy gończe za wszystkimi czarodziejkami z tej… listy Shilarda. Niech pomyślę… dwa tysiące denarów za informację o pobycie jakiejkolwiek z tych suk, osiem tysięcy za głowę. Potem weźmiesz swoich ludzi, niewielki oddział i pojedziesz na południe. Nie będę teraz rozmawiał o polityce. Najpierw chcę wiedzieć, na czym stoję.

Natalis potaknął. Słowa władcy były rozsądne; dobrze było na własne oczy zobaczyć, co dzieje się na południowej granicy. Anais powinna być teraz bezpieczna, po całym tym cyrku w Loc Muinne.

Zamigotała lampa podwieszona na suficie. Przez chwilę mężczyźni nic nie
mówili.

- Smok zginął? – spytał wreszcie Natalis.

- Chyba tak. Wiedźmin go ubił, podobno. Odwołałem wyrok za tym dziwadłem, jest nam potrzebny. Zresztą i tak by mi spierdolił. Powinieneś już iść, Janie Natalis. I pamiętaj – rzucił jeszcze, kiedy tamten wstawał – nie jesteśmy jeszcze przyjaciółmi. Chwilowe zawieszenie broni.

- Zdaje sobie z tego sprawę, Wasza Wysokość. – odpowiedział poważnie Natalis, wstając. Potem ukłonił się i wyszedł.

Na zewnątrz nocne niebo zasnute było chmurami. Drzewa szumiały na lekkim wietrze; w powietrzu czuć było wilgoć. Zapewne zbierało się na burzę. W oddali słychać było krzyki i śmiechy temerskich żołnierzy oraz, od czasu do czasu, parskanie koni.

Myślę, że zawieszenie broni może trwać dłużej niż chwilę. I wcale nie jestem pewien, czy to dobrze – pomyślał Natalis, obracając głowę tam, gdzie wcześniej siedział jego rozmówca. – Obyś miał dobry plan, królu Radowidzie.

***

Pierdolony deszcz.

Lało już czwartą godzinę i absolutnie nie zanosiło się na koniec. Niebo zasnute było ciężkimi chmurami, niemal tak ciężkimi jak Twoje bagaże, przemoknięte o suchej nitki. Dobrze chociaż, że prowiant zawinąłeś szczelnie, bo szlag by go trafił i błagałbyś potem Osipa o pajdkę chleba.

Jednak mimo niesprzyjających warunków Twój bystry umysł pracował szybko. W miarę pokonywania kolejnych kilometrów, w głowie rodziły się kolejne pytania. Jak to możliwe, że spotkać się mieliście o jednym miejscu i czasie? Osip mógł mniej więcej wiedzieć, gdzie każdy z jego przyjaciół się znajduje, ale to oznacza, że gońców rozesłał w różnym czasie, tak, by zgrać was wszystkich na konkretny dzień. A do tego dochodzi jeszcze różna szybkość podróży… Wydawało Ci się to co najmniej dziwne, tak, jakby stary pisarz miał to od dawna zaplanowane? Ale przecież to niemożliwe, dałby Wam znak wcześniej, to byście się przygotowali.


Z ciekawych, acz lekko niepokojących rozważań wyrwał Cię widok budynku. Podmurowana, solidna gospoda wyłaniała się zza zakrętu. Był wczesny ranek i słońce jeszcze nie wzeszło, więc zobaczyłeś ją dopiero z niewielkiej odległości. Robiła wrażenie swoją wielkością i otoczeniem – wokoło rosło mnóstwo dużych wierzb, tuż przy głównym budynku stała wysoka budka strażnicza, a kilka metrów dalej stała wielka, przestronna stajnia. Strzeżona, jak zaraz zauważyłeś. To właściwie cały kompleks – pomyślałeś. Tym lepiej, bo pewnie spędzisz tu chwilę czasu.

Zsiadłeś z konia; natychmiast podbiegł stajenny. Odczekał chwilę, aż odepniesz bagaże – poza oczywistym ryzykiem, nie było sensu ich zostawiać w stajni, musiały przeschnąć przy kominku – i wziął Twojego konia.

Targając ciężkie bagaże podreptałeś do gospody. Przekroczyłeś próg i momentalnie zostałeś uderzony falą przyjemnego ciepła, którego źródłem był potężny kominek w prawym rogu głównej sali. Oprócz niego, w tejże Sali znajdowało się kilkanaście stołów i stolików, wieszaki i sznury , które przezorny gospodarz rozwiesił do suszenia rzeczy przy kominku, a także bar, za ladą którego krzątał się wysoki, grubawy mężczyzna.


***

Uderzał fakt, że było tu całkowicie pusto. Prócz Ciebie, w końcu sali siedziało tylko dwóch mężczyzn, wyglądających na lokalnych, żywo dyskutując przy piwie. W drugim, lewym rogu siedziała jeszcze jedna kobieta, chyba starsza. Nie miała jednak, jak zauważyłeś, żadnej opaski.
No, to sobie poczekasz.

***
 
__________________
Incepcja - przekraczamy granice snu...
Opowieść Starca - intryga w ogarniętej nową wojną Północy...
Samaris - wyprawa do wnętrza... samego siebie...
Kovix jest offline