Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2011, 19:08   #4
Mivnova
 
Mivnova's Avatar
 
Reputacja: 1 Mivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemuMivnova to imię znane każdemu
Lebioda szarpnął długouchym łbem, omal nie wyrywając ręki Cassiva ze stawu. Mężczyzna w rewanżu dwukrotnie pociągnął za uzdę muła, do góry i do dołu. Zwierzak wyglądał żałośnie, cały mokry, podczas gdy jego bogato odziany właściciel prezentował się godnie i wielkopańsko nawet w podobną ulewę. Lebioda patrzył z wyrzutem na zamontowane na nim rusztowanie, na które składały się dwa metalowe, składane teleskopowo trzony. Jeden przyczepiono do sakwojaża, drugi niósł Cassivellaunus w lewej ręce. Tym samym szczelne płótno chroniło przed deszczem dobytek podróżnika i jego samego, ale już nie łeb jucznej ofiary. Sierść Lebiody, zagęszczona na karku i przy uszach, na przemian stroszyła się i lepiła w kołtuny pod ciężarem kropel wody. Z nosa muła ciekła nieprzerwanie gęsta strużka. Cassiv brzydził się widokiem tego żałosnego stworzenia oraz faktem, że musi go używać. Trzeba było nająć jakiegoś krasnoluda na tragarza, byłoby wygodniej.

Stelaż zabrzęczał pod wpływem wiatru, kompozycja łańcuszków łącząca zadnią część sakwy muła z parasolem została poddana próbie wytrzymałości. Lebioda odmówił posłuszeństwa.
- Uparty jak ojciec, co? – Prospero Cassivellaunus, nieużywający pełnego miana od naprawdę odległej przeszłości, po raz kolejny skarcił zwierzę. – Typowy osioł.

Ubawiony własną grą słów, spojrzał ku zajazdowi. Muł ciągnął go bokiem, po błocie (w którym piękniś na pewno upaprałby sobie wypucowane cholewy), zamiast zgodnie z wolą pana iść ćwierć strzelenia z łuku po prostej. Na wierzbowych rozstajach miało być krańcem mokrej przygody, która zdążyła się Cassivowi mocno znudzić, choć jego podróż nie była wcale tak daleką, jak można by sądzić. W istocie wyglądał, jakby wyszedł z domu przed trzema kwadransami.
- Chodź, durnoto – zachęcił juczniaka jegomość przedstawiający się szlacheckim mianem jako pochodzący z Gors Velen.

Koniec końców Lebioda wygrał, a zrezygnowany podróżnik mu ustąpił, z zamyśleniem wpatrując się w maltretowaną ciężkimi kroplami ziemię. Intersekcja? To ona wywołała niechęć muła? Wyczucie żyły wodnej było w obecnych warunkach atmosferycznych niemożliwe, Cassivellaunus więc odstąpił od prób zrozumienia sytuacji i zatoczył łuk, z dala od brukowanego podjazdu. Z takim brakiem konformizmu skończysz u pańszczyźnianych chłopków, pomyślał mściwie, mierząc się na spojrzenia z wielkimi oczami osło-klaczowatego bękarta.

***

Iście książęcym lub co najmniej hrabskim gestem zakończył odprawę stajennego, a próg przekroczył mimowolnie zadufanym krokiem. I jeszcze nim zdążył się porządnie rozgościć, a przy okazji zapewne narobić nieco zamieszania u karczmarza, zdziwił się wielce, że nie jest pierwszym posiadaczem czerwonej wstążki towarzyszącej pamiętnemu dziełu epistolarnemu spod ręki Osipa. Swoją drogą, zaraz po przyjeździe, dobrze to sobie zanotował w pamięci, miał pogratulować dawnemu znajomemu pewnej ręki podczas kaligrafowania run. Niejeden zawodowy, dworski skryba powinien się zawstydzić na widok takiego pisma.
Wstążka przybysza z Gors Velen gościła mu we włosach, związał nią schludnie zaczesane za uszy fale. Jej bliźniaczka witała na szyi obcej kobiety, czy też dziewczyny. Trudno było mu oceniać wiek innych, a i sam był zazwyczaj błędnie posądzany o skromne dwadzieścia dziewięć, do trzydziestu pięciu zim.

Suchy i zadowolony, że rycerski wams nie ucierpiał pod kątem estetycznym na deszczu, Cassiv teatralnie rozwiązał włosy, migotając w dłoni swoją wstążką. Przyjaciele Osipa byli, a przynajmniej powinni być mu serdecznymi. Czerwony materiał oplątał na widoku, ostentacyjnie, przy naszyjniku ze szlachetnych, lazurowych kamieni. Przypięty u pasa miecz o krzywej głowni poprawił wypracowanym gestem rycerskiego bojownika o damskie wdzięki. Zasiadł przy długim stole, bez skrępowania pozwoliwszy sobie podostawiać brakujące krzesła. Odrzucił za prawe ramię półdługą, granatową pelerynę, oparł się na niewygodnym krześle.

- Piwa – rzucił za kontuar, ledwie zaszczycając obsługę czwartą częścią uwagi. – Na początek antałek. A później… - z niejakim wyzwaniem przyjrzał się blondynowi, nie wiedzieć z jakiej bliżej przyczyny skupiając się na jego czole – a później pewnie drugi.

Na sam koniec pozbył się dworskiej, bez wątpienia drażniącej otoczenie maniery, poskubał się po skroni i oparł luźno but na drugim krześle. Teraz bardziej przypominał artystę lub niefrasobliwego kochanka na utrzymaniu naiwnej baronówny, której za batystową bieliznę, skórzane buciki i wreszcie sygnet z pokaźnym szafirem musiał płacić wigorem po zmroku.
 

Ostatnio edytowane przez Mivnova : 25-10-2011 o 20:00.
Mivnova jest offline