Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2011, 18:20   #3
Kelly
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ich kung fu było całkiem dobre, ale ideę ninjitsu stanowiła nie tyle sztuka walki, co bycie „niewidzialnym”. Dobry ninja oczywiście potrafił używać pięści oraz broni niczym prawdziwy ekspert wojenny, jednak nie to stanowiło jego prawdziwą potęgę. Najlepszy wojownik może wszak trafić na jeszcze większego, lub dostać się pod młot przeważającej potęgi wroga. Najważniejsza maksyma ninjitsu mówiła: „Nie ma człowieka, nie ma zagrożenia.” Tak niebezpieczne służby, jak cesarskie wojsko, czy gwardia pomimo całej swojej potęgi nie mogły uczynić nic, jeśli nie wiedziały, gdzie uderzyć. Dlatego prawdziwy ninja nie powinien ujawniać swojej tożsamości. Wysłany przez przywódców klanu na misję występował jako rzemieślnik, szlachcic, mnich … przybierając dowolną osobowość, spośród całego arsenału masek. Dla Yuena najczęstszą przykrywkę stanowił kupiec, lub wędrowny uczony. Jego umiejętności w tym zakresie oraz osobiste predyspozycje całkowicie pozwalały na odgrywanie tej roli. Nie znał się natomiast na przekradaniu do tajnych pomieszczeń, przenikaniu przez strzeżone zakamarki, docieraniu do najlepiej chronionych skarbców. Był jednak solidnym wojownikiem, i jeśli jego rola kupca, lub poszukującego filozofa, nie była wskazana podczas misji, mógł pełnić rolę dobrego ochroniarza. Szczęśliwie rodziny kultywujące sztukę ninjitsu stanowiły grupę ludzi mających niezwykle rożne uzdolnienia oraz umiejętności. Agenci, wywiadowcy, czy profesjonalni truciciele stanowili tylko jedną spośród wielu gałęzi. Dlatego właśnie, jeśli zachodziła potrzeba większej akcji, klan mógł łatwo znaleźć parę osób, które uzupełniały się tworząc wspólnie sprawną maszynerię.

Cesarscy nienawidzili klany ninja. Mieli także swoich agentów, wcale nie gorzej wyszkolonych niż adepci Lotosu. Ponadto po ich stronie stała liczebność oraz propaganda. Piewcy cesarstwa udowadniali, że wojsko, które wymordowało bezbronna wieś, to bohaterowie, zaś ninja podcinający gardło śpiącego łajdaka, to ohydny bandyta. Gdzieniegdzie propaganda trafiała na podatny grunt. Oczywiście ninja starali się podważać ową wersję sączoną przez ludzi cesarza. Sami ujawniali ich nieczyste zagrywki, wywlekali na jaw rozmaite skandale, czasem prawdziwe, czasem nie. Wbrew bowiem pozorom, polecenia zabójstwa nie stanowiły istoty pracy ucznia ninjitsu. Misje wywiadu, inwigilacja, transport wiadomości, bądź ważnych towarów, także ochrona. Niektórzy feudałowie po cichu sprzyjali ninja. Tacy właśnie mogli liczyć na wzajemną pomoc. Jeśli potrzebowali ochrony na najwyższym poziomie, Lotos zazwyczaj posyłał kilku swoich, którzy pod przebraniem ogrodników, służących, lub po prostu przeciętnych najemników pełnili służbę na dworze takiego magnata.

Do klasycznych zadań należało sianie dezinformacji, obniżenie morale, upadek woli walki. Prości żołnierze wroga mogli być groźni swoją liczbą, ale jeśli nie chciało im się wykonywać odpowiednio swoich obowiązków, kiedy woleli odwiedzać domy publiczne zamiast patrolować nocne ulice miast, tak naprawdę zostawiali ninja dużą swobodę. Byli raczej użytecznymi głupcami, których nie starano się eliminować. Wręcz przeciwnie! Natomiast ostro traktowano bardziej niebezpiecznych oficerów, którzy, widząc rozprężenie, usiłowali mu przeciwdziałać. Takich właśnie: albo likwidowano fizycznie, albo odpowiednio szantażowano, albo też kreowano sytuacje skandalu, lub zdrady, rzucające cień na danego oficera. Niekiedy używano do tego kunoichi, adeptek ninjitsu, które wykorzystując swoje kobiece wdzięki potrafiły omotać niebezpieczną osobę, potem zaś kierować nim grając na ludzkich namiętnościach, lub wyeliminować. Pomyślał sobie o Sil. Dziwne, jednak miał nadzieję, że ona nie dostawała takich misji.


Yuen pomyślał o sobie. Byli inni, chociażby piękna oraz niebezpieczna Sil, która swoimi umiejętnościami mogła być groźna dla najbardziej strzeżonej osoby. Yuen Biao nie miał takich niesamowitych zdolności, nie mniej, także on potrafił usuwać wrogów Koalicji Lotosu. Jako dobry szermierz oraz niezły rozmówca potrafił doprowadzić do tego, że wściekły, nieopanowany człowiek rzucał się na niego niczym prawdziwy szaleniec. Natomiast później, cóż, jak to mówią, obrona własna. Była sytuacja taka znacznie bardziej ryzykowna, niż skryte zabójstwo, lecz niekiedy niezbędna.

Jednak opinię najlepszych morderców miał klan Chwytających cieni. Niewidzialni zabójcy trenowali szczególnie sztukę nazywaną katsura – otoko, czyli umiejętność poruszania się bez zwracania na siebie uwagi. Do tego dochodziły jeszcze: setobito – no – jitsu, czyli zbieranie informacji o osobach niezadowolonych, hengen – kasji – no – jitsu, czyli umiejętność czynienia wrażenia swojaka poprzez znajomość miejscowego dialektu, topografii terenu, osób mieszkających niedaleko, rzekomo znajomych, na których można było się powołać oraz wiele innych.

Jednak dostanie się w określony teren bez zwrócenia jakichkolwiek podejrzeń stanowiło dopiero początek drogi. Chwytające cienie należały do ekspertów wspinaczki po ścianach, wydawałoby się, kompletnie niedostępnych. Używano do tego tekagi, zwane też shuko, specjalne obręcze kolczaste, które można było wbić w drewno, lub spoinę pomiędzy kamieniami muru. Yuen słyszał, że mistrzowie tej sztuki potrafili chodzić niczym muchy po sufitach, chociaż nie widział nigdy takiej sytuacji, ani podczas misji, ani przy treningu. Przy czym starano się łączyć poruszanie się z naturalnymi odgłosami. Ninja idący po drewnianej podłodze od czasu do czasu miauczał. Dla osób śpiących odgłos skrzypiącej podłogi łączył się naturalnie ze zwierzęcym odgłosem wtedy, co podświadomie uspokajało oraz zapobiegało przebudzeniu.

Doskonale władali także sztuką uzura – gakure – no – jitsu, czyli umiejętnością ukrycia się w niewielkim zagłębieniu. Niczym sama uzura – przepiórka. Podobna technika krycia się na gałęzi przez przywieranie do niej nosiła nazwę kitsune – gakure – no – jitsu. Takich sposobów pozostania niewidzialnym było bardzo wiele. Każdy spośród nich mógł pozwolić na dostanie się do pomieszczenia, gdzie przebywał cel. Mógł stanowić także, czy po realizacji misji, takiemu ninja udawało się uciec.

Chwytające cienie stanowiły niezwykle tradycyjny klan, uważający się za najstarszy spośród Lotosu. Ich klasyczny strój, czarne spodnie, kubrak oraz maska oznaczały symbol tego, co prości ludzie uznawali za prawdziwe ninjitsu. Rzecz jasna, Chwytające cienie nie chwaliły się swoimi członkami, ale wewnątrz wiosek bractwa właściwie tak czy siak wszyscy byli osobami zaufanymi. Toteż niekiedy można było spotkać osobę przyodzianą szatą czarnego koloru. Jedna spośród nich właśnie przysiadła na boku przyglądając się treningowi. Cała okryta maskującym strojem


Któż wiedziałby, czy to początkujący, czy też ekspert. Chwytające cienie lubiły jednak tajemnice praz zagrania psychologiczne niemal tak, jak Ukryte nici przeznaczenia.

Nagły okrzyk Wang Te przerwał rozmyślania oraz obserwacje Yeuna.
- Stop! - krzyknęła sędziująca Mao. Fang Ji nagle wykrzywił twarz grymasem bólu. Jego lewa dłoń czerwieniała oraz błyskawicznie puchła. Prawdopodobnie któryś spośród jego ataków nie był dokładnie przygotowany. Twardy wyblok Niedźwiedzia zgasił nagły Krzyk orła, być może łamiąc którąś z kości dłoni Fanga.
- Mogę walczyć dalej! - wrzasnął Fang przyjmując odpowiednią postawę.
- Owszem – skinęła Mao – ale to jedynie trening, nie prawdziwa walka.
- Nie ma potrzeby ryzykować. Siostro Quan, niech brat Ji uda się do medyka, by jego dłoń odzyskała jak najszybciej sprawność. Natomiast pozostali, chciałbym podziękować za wspólny trening. Przypuszczałem, że wszystko skończy się nieco wcześniej i zdążymy jeszcze posparować. Nasi bracia stoczyli jednak wspaniały, długi pojedynek, natomiast wcześniej obiecałem swojemu sifu wykonanie jego poleceń. Dlatego właśnie muszę pożyczyć wam dalszego przyjemnego treningu
– skłonił się przed pozostałymi uczniami.
- Wobec tego, bracie Biao, miłego dnia – odkłoniła się Mao. - Bracie Te, czy masz ochotę na dalszy trening?
- Zawsze mam, siostro Quan
– odkrzyknął radosny Wang zdając sobie sprawę, że zrewanżował się konkurentowi za poprzednią przegraną. Ji oraz Yuen odeszli do swoich spraw, zaś na placu treningowym znowu rozległ się świst powietrza oraz szum szat. Ponownie Niedźwiedź oraz Orzeł zetknęły swoje szpony oraz pazury w ostrym starciu, zaś Chwytający cień, który przed chwilą im się przyglądał, rozpłynął się niczym cień prawdziwy wystawiony na blask wschodzącego słońca.

***


Jeung Lai Chun czekał na niego w niewielkiej bambusowej chacie na skraju osady.
- Sifu? - zwrócił się do niego uczeń. - Wzywałeś mnie.
- Tak, siadaj Biao
– wskazał uczniowi niewielki dywanik po lewej stronie.
Yuen wykonał polecenie opiekuna oraz nauczyciela. Zresztą sifu był kimś więcej dla młodego mężczyzny. Prędzej przybranym ojcem, który zastąpił tego prawdziwego po jego odejściu do klasztoru. Leczył chłopaka, wychowywał, wreszcie przekazał tajniki stylów ninjitsu. Yuen szczerze podziwiał oraz kochał niemal synowska miłością Jeunga. Starał okazać się godnym takiego nauczyciela, toteż przykładał się do treningu, ile tylko sił miało jego słabowite stosunkowo ciało.
- Yuen, wykonywałeś już czasem misje dla Lotosu – popatrzył na podopiecznego, jakby badał jego gotowość, lub sprawdzał umiejętności.
- Tak, sifu, od kiedy wyruszyliśmy z Sil, przydzielałeś mnie niekiedy, jako pomoc. Czyżbyś miał dla mnie kolejne zadanie? - spytał starając się zachować kamienną twarz, jednak drgnięcie jego powiek zdradzało ciekawość oraz niekłamaną radość.
- Prawda, jednak wcześniejsze wyprawy były czymś, co znałem, aprobowałem oraz wiedziałem. Teraz wprawdzie jesteś dalej moim uczniem, jednak nie jestem pewny, co może cię spotkać na tej drodze.
- Co miałbym uczynić
? - skłonił się Yuen. - Jednak cokolwiek to będzie, nie zawiodę.
- Naprawdę wierzę ci
– dobrotliwy uśmiech przeciął poważną zazwyczaj twarz sifu – jednak każdy nauczyciel niepokoi się o swego ucznia. Tak już jest … - przerwał zamyśliwszy się. - Udasz się teraz do obozu Bokusou. Wiesz gdzie to jest.
- Tak sifu. Byłem tam z tobą, gdy ognisty szczur zmieniał się na tygrysa – podał nazwy lat obowiązującego kalendarza
.
Jeung skinął.
- Udasz się tam do dowódcy obozu wojskowego Gurasu z rodu Chuushin oraz będziesz posłuszny jego poleceniom.
- Dobrze sifu, jednak … Gurasu, słyszałem, że jest wielkim kupcem. Każdy zresztą słyszał, jednak nominacja na dowódcę obozu … - zawiesił głos. - Podobno siostra pana Gurasu …
- Prawda Yuen
– potwierdził Jeung – wielu mówiło, że znacznie bardziej nadaje się na to stanowisko, ale to już sam ocenisz, czy mieli rację. Pamiętaj, obserwuj oraz wstrzymaj się zawsze wyciągając jakiekolwiek wnioski.
- Szkoła cierpliwości
– skinął Biao.
- Dokładnie. Było sobie kiedyś trzech rywalizujących wielkich ninja. Czasem pomagali sobie, czasem walczyli, jednak każdy chciał zostać założycielem wielkiej rodziny. Kiedyś popijając sake zobaczyli przez okno siedzącą na gałęzi kukułkę, która jednak nie chciała wydać głosu. Pierwszy spośród nich krzyknął gniewnie: Zabiję ją, jeśli nie zakuka. Kolejny stwierdził: Namówmy ją, żeby zakukała. Trzeci zaś rzekł: Poczekam, ona sama musi zakukać. Jak myślisz, który został założycielem wielkiego klanu? Powiedz, który spośród nich.
- Pewnie czekający na kukułkę
– uznał Yuen, skoro obecna nauka sifu dotyczyła cierpliwości.
Jeung skinął.
- Historia nauczyła nas cierpliwego obserwowania oraz wyczekiwania na odpowiednie okazje. Bądź właśnie taki, jak on. Czekaj, cierpliwie przygotowuj się, kiedy zaś nadejdzie chwila, uderzaj bez najmniejszego wahania.

***

Droga spływała deszczem. Bambusowe trawy, drzewa, liście. Wszystko było mokre i nie pomagał na to nawet słomkowy kapelusz. Zresztą momentami wiatr porywisty próbował zerwać go, oraz porwać gdzieś hen. Toteż Yuen zrezygnował z nakrycia głowy, dla rozgrzewki zaś czasem, gdy miejsce było ustronne, ćwiczył formy walki.


Jednak zbliżając się do obozu Bokosou darował sobie treningi, które chociaż rozgrzewały ciało, to przedłużały drogę. Skoro został wezwany przez samego dowódcę obozu, niewątpliwie będzie czekać na niego kwatera oraz ciepła strawa, zaś sam deszcz … prawdziwy ninja traktował dżdżyste dni, jako sprzymierzeńca, który ukrywa obecność wojownika. Niszczy tropy, zapach, osłabia widoczność. Jednak skłania także do osłabienia czujności. Zmęczony Yuen starał się zachować ostrożność, pomimo iż znajdował się właściwie na bezpiecznym terenie ninja. Pewnie właśnie dzięki tej koncentracji przez krople deszczu wychwycił szmer zwierzęcych łap oraz stąpających rytmicznie ludzkich kroków. Uczeń Watahy czarnego księżyca była najprawdopodobniejszą odpowiedzią, na pytanie: kto to? Księżycowi ninja polowali z psami na swoich wrogów. Cóż, wokół takiego obozu musiało się kręcić wielu uczniów rozmaitych klanów. Może nawet Sil, uśmiechnął się wspominając pełną uroku dziewczynę. Odwracając przodem do nadchodzących: człowieka i zwierzęcia, przyjął postawę rozluźnioną, lecz jednocześnie pozwalająca przejść do szybkiej obrony.
 
Kelly jest offline