Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2011, 00:07   #4
Famir
 
Famir's Avatar
 
Reputacja: 1 Famir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znanyFamir nie jest za bardzo znany
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=tnQy8AYsoTo&feature=related[/MEDIA]

Świtało. Słońce budziło się powoli niosąc zapowiedź kolejnego dnia lata. Dawno zapomnianym przez ludzi i bogów szlakiem szedł wędrowiec. Poruszał się powolnym miarowym krokiem a w dłoni dzierżył kij podróżny, który był mu podporą. Wyglądało bowiem na to, że sam jest zbyt słaby by poruszać się o własnych siłach. Długie kościste palce zaciskały się iście z godną podziwu determinacją na kawałku drewna. Każdy kto by się im bliżej przyjrzał bez trudu najmniejszego zobaczyłby iż paznokcie jego były nienaturalnego niebieskiego koloru. Co bardziej obeznani zielarze wiedzieli, że taką barwę otrzymać można ze skrzydeł ważki które należało ze specjalnym naparem połączyć. Iori - bo tak mu na imię było - twarz miał skrytą pod sporym słomianym kapeluszem. Zaprawdę przydatna to rzecz w podróży była. Przed deszczem i wiatrem osłoni a i przed wzrokiem ciekawskich ustrzec może. Zwłaszcza z powodu tego ostatniego ten przedmiot tak sobie ulubował. Jego wygląd bowiem często uwagę postronnych osób przyciągał. Włosy i oczy koloru błękitnego były, lecz w zależności pod jakim kątem by na nie spojrzeć popielate się zdawać mogły. Zupełnie jakby pigmentu w nich miejscami brakowało a miejscami za dużo wręcz było. Rzecz zdawać by się mogło nienaturalna zwłaszcza, że gdzieniegdzie już pierwsze oznaki siwizny widać było - a on z twarzy przecież młodo wyglądał. Oczy co prawda lekko podkrążone a spojrzenie - choć dobroci i zrozumienia pełne - zmęczone i jakby nieobecne. Zupełnie jakby stary i młody jednocześnie był. Ubiór jego także do pełni normalnych nie należał. Nosił biało-niebieskie kimono. Prosty choć elegancki krój, lecz ze zbyt małą liczbą zdobień by do kogoś bogatego lub znacznego należeć mogło. U jego boku jednak katana spoczywała - symbol arystokracji i dowód szlachetnych korzeni. Prawe ucho zaś kolczyk z czystego srebra zdobił. Było wiele wielkich rodów, które na skutek nieszczęśliwego losu upadły. Przedstawiciele tych rodzin w ten sam sposób się często nosili - niby biednie, lecz elegancko zarazem. Zupełnie jakby o przeszłości i dawnych czasach zapomnieć nie byli wstanie.


Kurogane szedł przed siebie upajając wszystkie zmysły pięknem świata. Promienie słońca grzały przyjemnie a czasami lekki powiew wiatru niósł ze sobą orzeźwienie zachęcając do dalszej drogi. Słyszał jak ptaki śpiewały swoje pieśni a szelest liści wtórował im. Gdzieś w oddali słyszeć się też dało świerszcze budzące się powoli ze snu. Razem wszystkie dźwięki te tworzyły serenadę, której żadne ludzkie dzieło dorównać nie mogło w swym pięknie. Czuł zapach trawy i kwiatów rosnących nieopodal. Doprawiały one wdychane powietrze niczym przyprawy pozwalając cieszyć się każdym oddechem. Rozglądał się na boki podziwiając kaskadę barw otaczającego świata. Nie mógł zrozumieć jak można przebywać na stałe w jednym miejscu kiedy świat ma tyle do zaoferowania. Takie świętokractwo wydawało mu się grzechem. Włóczył się po świecie a Klan Ika jak i Koalicja Lotosu mu na to przyzwalały. Dzięki temu wędrował od wioski do wioski, od miasta do miasta. Zdobywał sławę i szacunek dzięki swoim umiejętnościom gry. Zdarzało się też, że pomagał zwykłym ludziom swoimi lekami w zamian za wieści i kawałek jadła na dalszą drogę. Poznawał świat i doskonalił się z dnia na dzień - jednak w swoim tempie. Władcy daleko, bogowie w niebie, ino on sam na szlaku. Odpowiadało mu to gdyż sam sobie panem był. Czasem zdarzało się, że słano po niego gdy potrzebny był do wykonania niektórych zadań, ale zdarzało się to na szczęście niezwykle rzadko. Plany związane z Koalicją Lotosu i swoim żywotem jako shinobi miał wielkie, lecz nie czuł się jeszcze w pełni gotów by wprowadzać je w życie.


Zmęczony podróżą usiadł pod drzewem Sakury rosnącym samotnie na wzgórzu. Wyjął z torby drewnianą fajkę i wsypaszy wcześniej do niej trochę suszonych ziół zapalił. Już po chwili raczył się dymem swojej własnej mieszanki. Pozwalała mu ona odprężyć się i zebrać myśli. Uczucie ukojenia zalało całe ciało niosąc wyraźną ulgę dla zmęczonych mięści. Szedł bez przerwy kilka godzin. Dla każdego innego shinobi było to tyle co nic, ale w jego przypadku to był bardzo duży wysiłek. Wiatr zawiał trochę mocniej strącając z gałęzi pojedyncze różowe płatki. Było mu bardzo dobrze. Zapowiadał się dobry dzień. Nie chcąc siedzieć bezproduktywnie wyciągnął moździerz i zaczął ucierać w nim kilka różnych ziół. Gdy wytworzył z nich prawie jednolitą masę zalał ją wodą z bukłaka i wypił powstały zielonkawy płyn. Powinien to jeszcze podgrzać, ale nie miał już sił by zebrać drewno na opał. Dzięki leku powinien w ciągu godziny zregenerować dość sił by ponownie podjąć marsz. Nie miał konkretnego celu swej podróży. Szedł tam gdzie go nogi poniosły - był niczym mały listek targany wiatrami przeznaczenia. W jakie krainy zawędruje tym razem? Jakich ludzi spotka? Jakie tajemnice przyrody odkryje? Jaką wiedzę posiądzie? Te wszystkie niewiadome budziły w nim ekscytacje i zmuszały do stawiania kroku za krokiem nawet gdy całe ciało się buntowało - było ono bowiem czasami niezdolne by znieść wszystkie trudy wędrówki. Tego dnia przekonał się o tym poraz kolejny. Marsz bowiem podjął dopiero gdy słońce wznosiło już wysoko na niebie. Wcześniejsza podróż zmęczyła bowiem go bardziej niż się spodziewał i chcąc nie chcąc musiał pozwolił ciału na odpoczynek. Musiał podeprzeć się o drzewo by się podnieść a następnie oparłszy się o kij ruszył dalej. Gdy tylko szlak zaprowadził go do gęstego lasu od razu wyczuł ukrytą między drzewami obecność. Nie musiał patrzeć by wiedzieć kto wyszedł mu na spotkanie.


-Tetsuo Akira... co za niespodzianka. - rzekł z rezygnacją bowiem wiedział, że to spotkanie nie było przypadkowe. Wiedział również jakie będą jego konsekwencje.
-Ciebie również miło widzieć. - odparł członek klanu Chwytających Cienii. Iori nie był pewien, ale chyba usłyszał w jego tonie mówienia nutkę sarkazmu. Szedł dalej jakby nic się nie działo wiedząc, że Cień i tak podążać będzie za nim póki nie załatwi swojej sprawy.
-Jak się mają oddziały naszego Daimyo? - spytał kierowany nagłą ciekawością. Od pobytu w Mieście Równin minęło już sporo czasu, ale nie słyszał nigdzie jeszcze żadnych wieści odnośnie efektów swojej ostatniej misji. Shinobi milczał przez chwilę jakby rozważał ile może tak właściwie powiedzieć. Kurogane zdawał sobie sprawę, że niektóre informacje są tajne nawet dla niego więc czekał cierpliwie.
-Wszystko poszło zgodnie z planem. Wybiliśmy nawet więcej ludzi niż przewidywaliśmy. Węże ślą pozdrowienia. - wyglądało na to, że jego plan wypalił aż za dobrze. Daimyo będzie musiał dysponować swoim wojskiem z dużo większą rozwagą co znacznie ułatwi ninja życie w tej prowincji.
-Co do obecnego zadania... - Iori słysząc te słowo zaklną w myślach -udasz się na północ. Dwa dni drogi stąd znajduje się opuszczona świątynia. Masz się tam spotkać z niejakim Shinem Aruboma. Razem ruszycie w kierunku Bokusou gdzie będą na was czekać dalsze rozkazy.
Niebieskowłosy poczuł, że w jego kierunku leci jakiś przedmiot więc wystawił dłoń w tamtym kierunku. Niemal od razu poczuł ciężar pieczęci spoczywającej w dłoni.
-Pokażecie to przy bramie. To wszystko. - chciał coś odpowiedzieć, ale Akira zniknął. Wyczuwalna do tej pory obecność ulotniła się zupełnie jakby jej tam nigdy wcześniej nie było. Kurogane założył słomiany kapelusz i ruszył w wyznaczonym kierunku. A zapowiadał się taki piękny dzień.
 
__________________
"The good people sleep much better at night than the bad people. Of course, the bad people enjoy the waking hours much more."
-Woody Allen

Ostatnio edytowane przez Famir : 29-10-2011 o 00:20.
Famir jest offline