Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2011, 17:57   #5
Henshin
 
Henshin's Avatar
 
Reputacja: 1 Henshin nie jest za bardzo znany
Onimaru

- Nareszcie...- mruknął pod nosem, gdy zza delikatnego wniesienia, pokrytego bambusowym lasem, jego oczom ukazał się zarys Bokosou. Roninowi zawtórowały jego trzewia, wydając przeciągły, żałosny dźwięk burczenia. Droga do wioski okazała się dłuższa niż się spodziewał, jedzenia mu się skończyło parę dni temu, a żołądek zdążył przyssać się do kręgosłupa.
Miał ochotę pobiec, ale bał się, że zasłabnie i wyląduje twarzą w rozmokłej glinie stanowiącą jego aktualną trasę. Poza tym, strażnicy mogli by dziwnie na niego patrzeć.

Jak się okazało, i bez tego nie miało być łatwo.
-Stać, kto idzie!- krzyknął z “bezpiecznej” odległości starszy strażnik, nie wysilając się zbytnio na elokwencję.
Ronin podszedł jeszcze kilka kroków, po czym obdarował go najprzyjaźniejszym uśmiechem, na jaki było go stać.
-Zwą mnie Onimaru, jestem tylko ninja szukającym strawy i schronienia- rzekł, zastanawiając się, dlaczego zawsze powtarza tą regułkę, skoro prawie nigdy nie działa.
-Po prostu Onimaru? A twój klan...?- spytał podejrzliwie strażnik. Ninja niemal słyszał, jak ciężkie, zardzewiałe trybiki przesuwają się powoli w czaszce jego rozmówcy.
Po chwili milczenia, w oczach strażnika błysnęła iskra zrozumienia. Splunął obficie pod nogi gościa.
-Ronin! A dlaczego mielibyśmy wpuścić tu takiego darmozjada, hm!? Żebyś mógł najeść się do syta, a potem opróżnić nam sakiewki i zniknąć?- starszy strażnik widocznie miał za sobą przykre przeżycia, które rzucały niekorzystny dla Onimaru cień, na tę rozmowę.
- Przestań Tomoya-kun, przecież wpuściliśmy już kilku w tym miesiącu i się nic nie stało... -
-Ha! Jesteś dla nich za dobry Satori, kiedyś skończysz z poderżniętym gardłem przez jednego z tych kundli...- rzucił strażnik Tomoya, na co Onimaru zareagował urażoną miną, po czym swój uśmiech skierował do bardziej przychylnego mu strażnika.
-Jeśli to problem, mogę poszukać jedzenia gdzie...- zaczął Ronin skruszony, ale Satori mu przerwał.
-Nie będzie takiej potrzeby, możesz wejść, witamy w Bokosou. Idź cały czas prosto, napewno nie przeoczysz koszar.- rzucił przyjaźnie młodszy ze strażników pokazując wędrowcowi orientacyjnie kierunek.
-Dziękuję wam, szlachetni Panowie- powiedział pełnym wdzięczności tonem Onimaru, kłaniając się lekko swoim rozmówcom. - Obiecuję, że nie będę sprawiał kłopotów.
Tomoya tylko prychnął, wyuczonym gestem, po czym zaczął bacznie obserwować okolicę, jakby Ronina nigdy tu nie było. Onimaru wymienił jeszcze porozumiewawcze spojrzenia z drugim strażnikiem, po czym ruszył we wskazanym wcześniej kierunku.

Tak jak mówił Satori, ze znalezieniem koszarów nie miał problemu, tak samo jak z przydzielonym mu futonem. Natychmiast zrzucił z siebie mokre odzienie, które przyklejało się do jego ciała, niczym kochanka, która nie chce opuszczać ciepłego łoża. Jednak Onimaru był bezlitosny dla mokrego materiału który po chwili leżał rozłożony, aby szybciej wyschnął.
Wyjął z tobołka wilgotne, ale przynajmniej nie ściekające wodą, zapasowe ubranie.
Rozpuścił swoje dotychczas spięte włosy, które spłynęły czarną kaskadą, na jego poznaczone bliznami umięśnione plecy. Nie miał co prawda muskulatury wielkiego wojownika, jednak można było bez wątpliwości, po budowie, czy też po samych ruchach, że kung fu nie jest mu obce.
Najwyraźniej, było też skuteczne, gdyż mimo licznych bruzd na całym ciele, miał się całkiem dobrze. Nie wspominając o tym, że życie Ronina do lekkich nie należało.
Mimo to, spacerując po koszarach, każdy kto spojrzał w jego młodą twarz i jasnobrązowe, niemal żółte, oczy, widział przyjazny uśmiech i ciepłe spojrzenie, pozbawione podejrzeń czy wrogości.
Ubranie które przyodział składało się z jasnobrązowych, nie krępujących ruchów spodni, które przewiązał w pasie sznurem, zaś na plecy zarzucił ciemnogranatowe kimono, proste, ale eleganckie i równie funkcjonalne. Stroju dopełniały rękawiczki, które przydawały się w najróżniejszych sytuacjach.

Idąc przez koszary witał się z mijanymi shinobi. Niektórych znał z widzenia, inni z pewnością kojarzyli jego twarz. Nie do końca z tego zadowolony, postanowił trzymać się bardziej w cieniu.
Nie lubił zwracać na siebie uwagi.
Jeszcze zanim cokolwiek zobaczył, jego nos wyczuł to, czego szukał. Jego żołądek zaburczał potężnie, w parodii okrzyku wojownika szarżującego na okopy wroga. W mgnieniu oka, ustawił w kolejce po strawę. Jedzenie wydawał podstarzały shinobi, zdaje się z klanu medyków.
- Ohio Ojii-san!- rzucił przyjaźnie do pomarszczonego kucharza.- Co serwujesz dla wygłodniałych wędrowców w ten deszczowy dzień?
Dziadek spojrzał na niego swoimi niemal zamkniętymi oczami i uśmiechnął się.
-Ryż chłopcze, zwykły ryż, he he...- rzucił trzęsącym się głosem wesoło, po czym dostał ataku kaszlu, niebezpiecznie blisko naczynia z którego unosiły się aromatyczne opary ryżu, z kawałkami mięsa i nieznanymi Roninowi przyprawami. Gdy starzec podał mu parującą miskę, Onimaru jako wytrawny znawca kuchni polowej, ocenił danie na bardzo wysokim poziomie w swojej kategorii.
-Arigato Ojii-san!- rzucił wesoło na odchodne, po czym zasiadł przy najbliższym wolnym stoliku.
 
Henshin jest offline