Chomik płynął majestatycznie po niebie na ptaku. Ptak dosyć dobrze współpracował z nim...na tyle o ile. Dobrze... Leci przed siebie, wprost w kierunku miasta! Niech żyje transport lotniczy!
Dwaj przyjaciele! Zawsze razem! A przynajmniej aż doleci.
Na dole wszystko przesuwało się powoli, bardzo powoli...ale też i był dość wysoko, można powiedzieć, że jest chomikiem, który zaszedł najwyżej!
Wtedy poczuł jak coś go łupnęło w głowę. Spojrzał się...deszcz, chomicza mać! Deszcz... Ale...coraz więcej...i ten łoskot...Cała furia przyrody chyba obrała sobie za cel uderzenie w chomika na niebie! Bardzo szybko pojawiły się turbulencje, często tak bywa...ale... Skąd chomik mógł o tym wiedzieć?
Mapa... Tak...to było coś, czego potrzebował ale...najpierw zniżyć lot! Cholera wie, gdzie ten wiatr zepchnął jego i jego...kolegę! Trzeba było obniżyć lot...
Gdy chomik był nad koronami drzew zaczął mówić w myślach, ku dodaniu otuchy, kodeks wiedźmiński...
Who the mamalas fear most?
Airborn!
Who is most entrusted!
Airborn!
Who women love most?
Airborn...
-PIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIIII*-krzyknął chomik do burzy, jakby wyzywając ją na pojedynek! Wydawało mu się, że dobrze leci... a lecąc nad drzewami może wymijać błoto na dole, może wymijać wszystko i wszystkich i po prostu lecieć do celu...
Szybkie spojrzenie na mapę, ryzyko, ale ważne...jeżeli to drzewo mijali... jeżeli TO jest TO drzewo...to ma szansę!
Wygram te zawody!
*AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA