Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-11-2011, 16:41   #10
Radagast
 
Radagast's Avatar
 
Reputacja: 1 Radagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnieRadagast jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Witam nazywam się Hans von Mutig i przychodzę z polecenia Hugo Kartza - przywitał się szlachcic, zamknąwszy drzwi.

Mężczyzna siedzący za biurkiem spojrzał na przybysza. Komendant miał ponad pięćdziesiąt lat, ale trzymał się dobrze. Nosił taki sam mundur co reszta strażników w Aldersburgu - uniform miał wygrawerowany na piersi herb miasta - rybę, a pod nią skrzyżowane dwa snopy zboża. Był łysy, jego twarz o ostrych rysach poznaczona była kilkoma bliznami. Szaroniebieskie oczy obojętnie przyglądały się Hansowi.

- W czym mogę pomóc? - odezwał się niskim głosem.

- Może mi Pan udzielić informacji na temat zabójstw, czy może powinienem powiedzieć zgonów i zaginięć, jakie miały miejsce tutaj w ostatnim czasie - von Mutig od razu przeszedł do sedna.

- Kartz naprawdę ma o mnie niskie mniemanie. Może po prostu od razu zapyta Pan czy nie wiemy gdzie szukać Klausa?

- A skąd w ogóle skojarzenie Klausa z tymi zdarzeniami? Ale jeśli Pan wie, byłbym niezwykle wdzięczny za informację. - Hans uśmiechnął się niewinnie do komendanta.

- Gdybym wiedział, chłystek siedziałby już w moim lochu oczekując na przyjazd sigmarytów. A co do skojarzenia - no cóż piętnaście trupów i zaginionych i młodzian spacerujący w nocy po cmentarzach... łatwo dodać dwa do dwóch.

- Dla mnie nie tak łatwo. Ale skoro obaj poszukujemy tej samej osoby, to chyba nic się nie stanie, jeśli udzieli mi Pan kilku informacji na ten temat, prawda?

- Niech będzie, jestem winien Kartzowi przysługę więc mogę wam pomóc. Pod dwoma warunkami.

- Zamieniam się w słuch.

- Po pierwsze ani moi ludzie, ani tym bardzie nikt z władz miasta nie może się dowiedzieć, że pracuje Pan dla Vellerów. To mogłoby się źle skończyć dla nas obu. Po drugie jak już znajdziemy Klausa młodzik jest mój. Pozwolę mu na kontakty z rodziną i przyjaciółmi, ale tylko wewnątrz koszar, których nie opuści aż do procesu.

Hans cmoknął z dezaprobatą.

- Muszę przyznać, że mało korzystne dla mnie te warunki. Rozumiem, że ten drugi będzie w mocy tylko jeżeli nie uda się wskazać prawdziwego mordercy, którym niewątpliwie nie jest Klaus Veller. Ale cóż, niech będzie, bo chyba wielkiego wyboru nie mam. Ale proszę mi powiedzieć coś czego nie wiem.

- Jeśli w czasie śledztwa znajdzie się dość dowodów by obciążyć zabójstwami kogoś innego wtedy proszę bardzo - młody Veller odejdzie wolny, choć sam wątpię w jego niewinność. Nie chodzi tylko o ten jego spacerek po cmentarzu. Moi ludzie, jeszcze zanim tatuś postanowił, że będzie lepiej trzymać go pod kluczem, widzieli Klausa robiącego interesy ze starym Kroenenem, co w tym mieście nie jest najlepszym wyznacznikiem reputacji. Ale wracając do zabójstw - czego konkretnie pan potrzebuje - daty, nazwiska? Mogę pana umówić z kapitanem Schmidtem, który prowadzi śledztwo.

- Tak, przede wszystkim daty, nazwiska i okoliczności śmierci wszystkich ofiar. I bardzo interesuje mnie, czy oprócz kiepskiej reputacji Klausa jest jakakolwiek poszlaka łącząca go z którymkolwiek zgonem, bądź zaginięciem.

- Młody Veller nie ma alibi na żadne z zabójstw, w każdym razie nie takie, w które mógłbym uwierzyć. Rodzina i służba mogą ręczyć za jego niewinność nawet wtedy, gdyby sami widzieli go zarzynającego tych ludzi w karczmie. A skoro nie ma dowodów jego niewinności, to jeśli sprawa trafi na wokandę lub co gorsza pod sąd świątynny, los młodego Vellera będzie przesądzony. Wie Pan: domniemanie winy i tak dalej. Jeśli zaś mowa o szczegółach to wszystko zaczęło się jakieś cztery miesięce temu czy może trochę wcześniej, był Sommerzeit. Trzech myśliwych mieszkających po miastem wyruszyło do lasu by nigdy nie powrócić - Zann, Raffer i Petersen byli na tyle doświadczeni by poradzić sobie ze wszystkim co żyje w tych lasach. Po kilku dniach ludzie z Podmurza zorganizowali poszukiwania, które jednak nie przyniosły rezulatatów. Początkowo nikt nie mówił o zabójstwach. To się zmieniło kiedy robotnicy w dokach wyłowili ciało tak zmasakrowane, że ledwo dało się ustalić płeć. Do dziś nie mamy pewności kim był ów jegomość, choć podejrzewam, że to jeden marynarzy, których kilkudziesięciu zawsze kręci się po aldersburskich dokach. Kilka dni później miała miejsce masakra w karczmie “Pod Czerwonym Kucykiem”. Zginął gospodarz, Ernst Bachmann oraz sześciu jego klientów. Ciała znalazł miejscowy bednarz, Albrecht Schultz. Zeznał, że całą siódemkę zaszlachtowano tak, że wyglądało to na atak dzikich zwierząt. O szczegóły może pan zapytać kapitana. Moi ludzie nie zdążyli zabezpieczyć karczmy, kiedy wieczorem tego samego dnia parę ulic dalej odkryto dwa ciała kobiet. Obie miały poderżnięte gardła. Nie udało nam się ustalić ich tożsamości, choć mam podejrzenia, że akurat tych dwóch zabójstw Klaus nie popełnił. Potem stary Veller zamknął Klausa w areszcie domowym i mieliśmy trochę spokoju. To było zaraz po tym jak ludzie chcieli go zlinczować. Musiałem wysłać cały oddział, żeby rozpędzić gawiedź. Niestety, jakieś dwa tygodnie po tym jak młody zwiał znaleźliśmy kolejnego trupa. Tym razem jednego z moich ludzi. Braun był sierżantem w Budach. Wyłowiono go w dokach, podobnie jak nieznajomego parę miesięcy wcześniej. Ostatni raz widziałem go żywego wieczorem poprzedniego dnia, więc do morderstwa musiało dojść w nocy. Listę trupów zamyka jeden z rajców miejskich. Vogel został znaleziony martwy w gabinecie z dziurą w głowie i pistoletem w dłoni. Z początku wyglądało to na samobójstwo, jednak parę szczegółów mi tam nie pasowało. Po pierwsze gabinet urządzono niczym kapliczkę poświęconą bogom chaosu - dziwne symbole wymalowane krwią na ścianach i tym podobne. Jednak o ile mi wiadomo, chaośnicy z reguły składają w ofierze innych a nie siebie, choć przyznam, że nie jestem w tych sprawach ekspertem. Poza tym radny nie miał żadnego powodu by targnąć się na swoje życie. O ile mi wiadomo w jego życiu wszystko układało się pomyślnie.

- Mój dobry znajomy, Siegfried Hoch, kapłan w altdorfskiej świątyni Sigmara, miałby na ten temat nieco inne zdanie - powiedział Hans z pewną wyższością w głosie. Nie ma to jak powołać się na autorytet i znajomość jednocześnie. Nawet jeśli jest to postać zmyślona na poczekaniu. - Ale nie powiedział Pan jednej istotnej rzeczy: co w ogóle każe sądzić, że te morderstwa są w jakikolwiek sposób powiązane? W zasadzie co do tego, że dokonano mordu można być pewnym tylko w jednym przypadku i to akurat tym, który Pan uznał za niezwiązany z rzekomo podejrzanym paniczem Vellerem.

- Bierzemy pod uwagę ewentualność, że morderców jest kilku, choć jest to mało prawdopodobne. Aldersburg jest spokojnym miastem. Poprzednim razem zabójstwa mieliśmy tu przed czterema laty. Niech pan powie, jakie są szanse na to, że w ciągu tych pięciu, sześciu miesięcy pojawi się tu kilku morderców. A pewność, że mamy do czynienia z zabójstwami mam również w przypadku “Kucyka” oraz tego mężczyzny, którego nie dało się zidentyfikować - w obu wypadkach zwłoki nie były częściowo zjedzone tylko rozszarpane, bogowie raczą wiedzieć po co. Co do mojego sierżanta, doki nie były mu po drodze do domu, gdzie zwykle wracał po zakończeniu służby. Stąd wniosek, że ktoś pomógł mu rozstać się ze światem.

- Cóż, na potrzeby tej dyskusji przyjmijmy, że tak jest. W takim razie jak zginęli ludzie w “Kucyku”? Młody kupczyk zaszlachtował siedmiu chłopa naraz? Nie ostał się nikt, kto mógłby zaświadczyć co się tam działo?

- Nikt nie mówi, że sam. Z jego pieniędzmi nie miałby większych problemów ze znalezieniem pomocy, a tatuś ma na podorędziu co najmniej kilkunastu fachowców, którzy nadawaliby się do takiej roboty. Wiem co robi stary Veller gdy jego robotnicy zaczynają domagać się podwyżek. Myślę, że te jego zakapiory za odrobinę wyższą opłatą zgodziłyby się na robótkę nieco bardziej mokrą niż zwykle. Poza tym jeśli prawdą jest, że Klaus para się czarnoksięstwem, jak to rozpowiadają kmiotki, mógł nawet nie potrzebować zakapiorów. Na korzyść tej drugiej opcji przemawia fakt, iż tej nocy, kiedy doszło do morderstwa nikt z ludzi mieszkających w sąsiedztwie nic nie słyszał.

Hans przewrócił oczyma.

- Teoria iście szewska, panie komendancie, bo grubymi nićmi szyta. Co stało się z wystrojem gabinetu Pana Vogela?

- Cały ten bajzel został uprzątnięty w kilka dni po tym jak znaleziono radnego.

Von Mutig skrzywił się na te słowa. Straż miejska zdawała się robić wszystko, żeby mordercy nie udało się odnaleźć. A Hans szczerze znaleźć go chciał. Oczywiście nie z powodu obywatelskiego poczucia obowiązku, tylko podejrzenia, że to doprowadzi go do Klausa.

- Krótko mówiąc: zatarto wszystkie ślady, tak? Może mi Pan w takim razie powiedzieć co to za Kroenen, o którym mi Pan wspomniał na początku?

- To handlarz, który prowadzi interesy w Budach. Nikt nie wiem czym dokładnie ten człowiek handluje, pewnym jest natomiast, że ceni sobie dyskrecję. Kiedyś zdarzyło mi się rozmawiać z jednym z kapitanów, przez którego sprowadza swój towar. Ponoć skrzynie z jego ładunkiem są lepiej zabezpieczone niż niejeden skarbiec. Z powodu niezbyt atrakcyjnej powierzchowności matki straszą nim dzieci. O ile mi wiadomo handluje tylko z obcymi. Poza Klausem nie zdarzyło się by ktoś z Aldersburga cokolwiek od niego kupował. I najciekawsze - jest chyba jedynym kupcem w tamtej części miasta, którego reketerzy omijają szerokim łukiem.

- W istocie ciekawe. Dziekuję w takim razie za poświęcony mi czas. Ze spotkania z kapitanem na razie nie skorzystam. Do widzenia. Życzę miłego dnia - powiedział Hans kłaniając się lekko. Komendant odpowiedział tylko gestem i odprowadził swojego gościa wzrokiem, aż ten zamknął za sobą drzwi.

Von Mutig wyszedł na zewnątrz. Zaklął gdy wyjątkowo duża kropla zimnej wody wpadła mu za kołnierz. Przez rozmoknięte uliczki skierował się znowu ku gabinetowi Kartza. Wpuścił go ten sam mężczyzna co wcześniej. Powiedział, że adwokat za chwilę powinien przyjść razem z archiwistą. Hans nie lubił czekać, ale przynajmniej miał ciepło i sucho. Zrezygnował więc z wychodzenia znowu na deszcz, aby poszukać Kroenena.
 
__________________
Within the spreading darkness we exchanged vows of revolution.
Because I must not allow anyone to stand in my way.
-DN
Dyżurny Purysta Językowy
Radagast jest offline