To była piękna gwiaździsta noc. Taka jakie tylko bywają na prerii.
Balor czyścił szmatką swojego colta army. Wysłużonego, ale niezawodnego. W pewnym momencie rzucił do Molly: - Co Ty na to byśmy pojechali na tereny Siouxów? W ostatnim miasteczku rozpytywałem o ojca. Miejscowy handlarz chyba go rozpoznał na zdjęciu. Mówił, że pojechał na północ.
Kris uśmiechnął się krzywo. - Po za tym to bezludzie. Nie będziesz miała okazji tak narozrabiać, jak ostatnio. Nie musiałaś strzelać do tego gościa tylko dlatego, że chciał Cię uszczypnąć. Dałbym mu po dziobie i byłby spokój, a tak musieliśmy pospiesznie uciekać.
Molly uśmiechnęła się nawet szczerze na to wspomnienie. - To nie było celowe. - Kris znał ją na tyle dobrze żeby przyjąć wyjaśnienia z przymrużeniem oka. Jeśli Molly kogoś postrzeliła to tylko i wyłącznie celowo. - Chciałam go tylko nastraszyć, ale zapędził się w słowach nazywając mnie dziwką. Wiesz, że nie lubię jak ktoś porównuje mnie z Emily. No i... poniosło - rozłożyła ręce w bezradnym geście i faktycznie wyglądała jak bogu ducha winny aniołek. - A co do wleczenia się na północ... No przecież wiesz dobrze, że pojadę. I nic do rzeczy nie ma fakt, że widziano tam gdzieś Pogodnego Chucka. - uśmiechnęła się do kompana i dorzuciła kilka patyków do ognia. - Poza tym może będzie okazja dorobić coś po drodze. Przewaliliśmy całą kasę, Kris. A jeśli chcesz jechać do Indiańców będziemy potrzebować duuuużo amunicji.
Z tą kasą Molly miała rację. Dolary przeciekały wprost przez palce. Kris nie miał pojęcia na co to poszło. Żeby choć kupowali sobie paciorki, jak Hugo. - Nie wiem co masz do Lulu. Jest całkiem milutka. - Kris wiedział jak rozdrażnić Molly. - Przynajmniej nie przystawiają się do Ciebie. - zdecydowanie stąpał po cienkim lodzie. - A co do Indian, to bym się nie przejmował. Co by nie mówić o Jankesach, to nie patyczkują się z Czerwonoskórymi. Jak sądzę. I Indianie wiedzą, że jak nie będą siedzieć cicho, to narobią sobie kłopotów. - stwierdził z pewnością w głosie. - Po za tym dlatego podróżujemy z tymi wszystkimi ludźmi, żeby razem było bezpieczniej. - dokończył. - To akurat rozumiem - Molly zrobiła kwaśną minę. - Zawsze to dwie osoby więcej do trzymania broni, choć co do Lulu mam obawy, że jak ulał w jej brązowej rączce leżałoby coś innego... I bynajmniej nie rewolwer - zaśmiała się nisko i złośliwie. - Hej, Kris... - spoważniała nagle - Co zrobisz, no wiesz, jak już znajdziesz ojca i brata?
Balor odłożył rewolwer i wyciągnął woreczek z tytoniem i bibułki. Powoli skręcił papierosa i zapalił. Przez cały czas milczał jakby w ogóle nie usłyszał pytania. W końcu, gdy już wypalił połowę papierosa odpowiedział: - To zależy. Jeśli są niewinni wrócimy do Teksasu, a jeśli nie ... to wrócę sam.
Spojrzał w oczy Molly, a ona dostrzegła tam coś, czego nigdy nie widziała wcześniej w oczach Krisa i czego nie chciałaby więcej zobaczyć. - Niewinni? Chyba nie sądzisz, że sami ukradli bydło? - Molly wyjęła papierosa spomiędzy palców cowboya i zaciągnęła się mrużąc oczy jak kot. - Nie zabiłbyś własnej rodziny. Są granice....
Niewymuszenie zmieniła nagle temat. - Wiesz, że ja nie mogę wrócić do Teksasu, co? Do pierdla nie pójdę a upłynie sporo wody nim zdejmą plakaty z moją podobizną. - oddała mu skręta. - Żal dupę ściska na myśl, że pójdziesz kiedyś w swoją stronę, Kris. Lubię z tobą trwonić czas.
Balor skrzywił się. Nie lubił gdy Molly była wulgarna i nie lubił, gdy paliła. - Do Teksasu daleka droga. Jeszcze przetrwonimy sporo czasu Molly.
***
Tętent kopyt zdradzał wielu jeźdźców. - Pewnie czerwoni – skwitowała Molly do Krisa. W końcu byli na ziemi dzikich więc najlogiczniej było wnioskować, że na nich mogą się natknąć. - Uciekamy? Poważnie?
Balor tylko się uśmiechnął i puścił do niej oko. Rzadko udawało mu się ją nabrać. Sprawdził colta i sięgnął po swojego jednostrzałowego Sharpsa. Nabój był w komorze. Oparł kolbę o biodro i poklepał po szyi swego mustanga. - Spokojnie Fomor. – po czym zwrócił się do Molly. – Jak chcesz. Ja wolę zostać w siodle.
Zaczął się uważnie rozglądać. Nie wiedzieli w sumie skąd nadciągają jeźdźcy prócz tego, że zapewne gdzieś tam z przodu. |