Silny wiatr i bez przerwy opadający gęsto śnieg prawie uniemożliwiał poruszanie się naprzód. Drużyna ostatkami sił przebijała się przez zaspy bezkresnych przesmyków górskich wiodąc dzielnie na zlodowaconą północ. Desperacja spowodowana sytuacją w ich domostwach, oraz pragnieniem zdobycia skarbów i sławy dodawała im siły, niczym ramię bogów które było podparciem w chwilach zwątpienia. Młody Eltan, Hrishia, Aldar i bracia Istewar. Każde z nich z każdym kolejnym krokiem zdawało sobie sprawę z tego, że wyprawa w góry w pełni nienaturalnej zimy nie była najrozsądniejszym wyjściem, by wyciągnąć swoje rodziny z kryzysu spowodowanego nieurodzajem, oraz brakiem pieniędzy. Byli dzielni, lecz teraz już przygotowani na śmierć – samotną, pośród śniegów, bólu, potu i dzikich bestii czających się za każdym głazem, czy skałą.
- Eltanie ! – Hrishia, czarodziejka i wyznawczyni pani Magii spojrzała z żalem na walczącego z silnym wiatrem młodzieńca. – Wybacz, że poprowadziłam cię tutaj !
- To nie twoja wina ! – młodzieniec po raz kolejny otarł oczy ze śniegu. – A ja nie mam zamiaru tutaj zginąć ! Aldarze ?
Rosły mężczyzna o brodzie do piersi szedł na przodzie. Prowadził.
- Dalej nic ! – krzyknął ochrypłym głosem. – Jeśli tak dalej pójdzie nie dożyjemy poranka. Śnieg pada coraz gęściej ! Ledwo idę, więc co dopiero wy.
- Musimy znaleźć schronienie ! – jeden z braci Istewar spojrzał na zlodowaciałe wzniesienie. – Tam ! Stamtąd odnajdziemy drogi !
Zgodnie skierowali się w górę, wspinając po wystających ze śniegu ostrych skałach. Mało brakowało a byliby na szczycie, gdy pod nogą Aldara obsunął się śnieg, a on sam, wraz z kawałkami kamiennych cegieł runął w dół nieszczęsnie łamiąc zmarznięte kości na oblodzonej powierzchni.
-Aldarze ! – czarodziejka zwinnie ześlizgnęła się do niego. – Aldarze, nic…
Kobieta zaniemówiła spoglądając w kierunku gdzie widocznie nie bacząc na swój stan, z zaciekawieniem spoglądał zraniony mężczyzna. Gdy dobiegli pozostali znieruchomieli jak reszta wpatrując się w to co przed nimi. W oblodzonej, popękanej ścianie wzniesienia na które się wdrapywali rysowały się drzwi. Mocne, mosiężne i skute lodem wrota ukazujące bluźniercze symbole i ryciny zapraszały zdesperowanych podróżników do otwarcia. Jako pierwsza, rękę ku nim w zdziwieniu i milczącym przyzwoleniu pozostałych wyciągnęła młodość.
Źródło:
http://wrc.webd.pl/