Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-11-2011, 14:23   #9
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Strażnik Równowagi usłyszał ostrzegawcze warknięcie, którego odgłos natychmiast zniknął pośród donośnego gwizdu wymykającego się z ust pokaźnych rozmiarów mężczyzny. Czarny wilk łypnął jeszcze raz swoimi złotymi ślepiami, następnie zaś usłuchał swojego pana i ułożył się przy jego nogach, zamiatając delikatnie ogonem. Dość zapuszczony wędrowiec o ciemnej karnacji przytaknął Yuenowi na powitanie, ponieważ ukłonem zdecydowanie nie dało się tego określić. Był ubrany w gruby płaszcz z kapturem oraz spodnie i koszulę, które wyglądały jak zdjęte wprost z przedstawiciela chłopstwa. Na zabłoconych nogach nosił zużyte sandały. Zdecydowanie wyglądał jak przedstawiciel Watahy Czarnego Księżyca.
- Witaj nieznajomy. Również zmierzasz do Bokusou?

Yuen zachowując pozornie niewzruszoną pozycję skłonił się lekko. Tak, jak czynią to kompletnie powszedni ludzie, zwykli kupcy, wojownicy, wędrowcy. Podstawowa zasada ninja brzmiała: Nigdy nie chwal się, ze jesteś ninja. Nawet innemu adeptowi sztuki. Toteż rzucił jedynie ogólne słowa powitania:
- Witaj nieznajomy panie również. Idę tam - nieokreślony ruch mógł pokazywać dowolną stronę oraz nie wskazywał niczego konkretnego. - Nieczęsto można spotkać na drodze podróżnych, kiedy wędruje się tymi szlakami, toteż cieszę się, że zobaczyłem ciebie podczas owej podróży. Dziękuję oraz życzę ci dalszej miłej wędrówki - powiedział spokojnie przesuwając się, jakby chciał zrobić ścieżkę wolną dla adepta Watahy.

Kącik ust zmęczonej twarzy mężczyzny lekko drgnął. Ten pośpiesznie wykreowany „uśmiech” zniknął od razu i mógł być po prostu swoistym tikiem nerwowym. Brązowe oczy spojrzały na strój Strażnika, po czym ponownie skupiły się na ledwie dostrzegalnym szlaku. Wąsacz o tłustych włosach odkaszlnął i poprawił ostrze przy boku. Zaczął iść i mijając swojego rozmówcę, kiwnął Yuenowi głową, żeby ten szedł za nim. Wilczysko tym wszystkim zachwycone nie było, o czym zawiadamiało cicho, acz stale.
– Ja nazywam się Tsuki Arata, a to jest Aoi. Chyba nie przypadłeś jej do gustu.
A więc suka. No tak. Jeśli zaś chodziło o imię, chłopak coś o nim słyszał. Jeżeli ten mężczyzna faktycznie był tym, za kogo się podawał, należało mieć się na baczności. Stanowił, bowiem jednego z najznamienitszych myśliwych Watahy, zaś rzeczą na którą polował najchętniej, byli inni ninja. Chodziły słuchy, że wiele głów Węży zostało zgniecionych pod jego butem. Co właściwie tutaj robił? Czyżby i tym razem ostrzył sobie na kogoś kły?

- Nazywam się Gare Otoshi - podał swoje imię oraz nazwisko, które użył kiedyś, podczas jednej z wypraw. - Witam na szlaku wędrowców. Ciebie, oraz Aoi - uśmiechnął się lekko ni to do człowieka, ni pieska. - Jeśli nie przypadłem do gustu jej, mówi się trudno, mogę tylko życzyć, żeby spotykała na swej drodze wyłącznie osoby, które jej się spodobają. Wierz mi, nie planuję się narzucać - szedł jednak w tamtym kierunku za Tsukim, ponieważ akurat jego ścieżka biegła tam również. Oczywiście kompletnie nie ufał nieznajomemu, który przedstawił się imieniem znanego członka Watahy. Dlaczego właśnie tak postąpił przedstawiając mu się? Może go znał. Ciekawe jednak, co planował, bowiem przypadkowe spotkania stanowiły coś, co Strażnik Równowagi brał pod uwagę na szarym końcu. Jeśli polował na kogoś, dlaczego chciał towarzystwa Yuena? Czyżby sprawdzał go? Może potrzebował kogoś, kto będzie widział jego pościg. Może jednak to nie pościg, tylko... właśnie. Cokolwiek tamten planował, trzeba było mieć się na baczności tak na wszelki wypadek.

- Zdawkowo, grzecznie, wymijająco. Ha. Dobrze wiedzieć, że wciąż szkolą was jak należy.
Mężczyzna rzucił bardziej do siebie niż do Yuena, kiedy obaj wyszli na polanę, oświadczając wątpliwego majestatu Bokusou. Psisko wybiegło nieco dalej, korzystając z otwartej przestrzeni, aby nieco się wybiegać. Ponurość zwierzaka minęła, zdawał się zadowolony. Tego samego nie można było powiedzieć o właścicielu, który wciąż miał mimikę, jakiej oczekiwało się od wdowca.
– Dobra. To, jeżeli się pan nie obrazisz, panie Otoshi, to pójdziemy przodem. Mętne rozmówki o niczym nie są moją ulubioną formą rozrywki. Bywaj.
To mówiąc, zarośnięty mężczyzna, zaczął zwiększać dystans między nimi, obierając kierunek na drewnianą bramę, której pilnowała dwójka strażników. Jego otwartość (jak i bezczelność) względem młodego Strażnika była niemal namacalna, wszelkie pozostałości taktu i ogłady już dawno się ulotniły.
Ponieważ Tsuki Arata postępował wedle własnej chęci oraz mając wszelkie cywilizowane formy niewątpliwie gdzieś, Yuen wzruszył ramionami obojętnie. Właściwie szczerze mówiąc, co go obchodziło, czego chciał ów pies Księżycowej Watahy. Narzucił mu najpierw swoją niechcianą obecność, teraz rezygnował woląc samotne milczenie, niż rozmowy na temat niczego. Słusznie nawet. Cóż, warto jednak było zakonotować twarz owego osobnika. Tamten podszedł szybkim krokiem, Biao zaś powolnym woląc mieć nieznajomego raczej daleko oraz na widoku, do bramy leśnej osady.

***

Niektórzy ninja skontrowaliby propozycje bezklanowca jakąś niezwykle celną i bystrą uwagą odnośnie potencjalnej prawdziwości jego propozycji, inni westchnęliby ciężko wywracając oczyma ku niebu, a niewielki, naiwny i chciwy procent shinobi próbowałby ubić z nim interes życia. Przedstawicielka Woli Żelaza nie należała do żadnej z powyższych kategorii, traktując Gena niczym element przyrody. Bardzo irytujący, hałaśliwy element przyrody, ale mimo wszystko taki, któremu nie warto poświęcać szczególnej uwagi. Bo po co? Z drugiej strony...

Pozostawała kwestia wdrożonej w nią kijem uczciwości i sumienności. Dla większości osób podzielających jej profesję to, co zamierzała zaraz zrobić było zdecydowanie bezsensowne i bardziej na miejscu zdawało się rozbicie Akiyamie łba czymś ciężkim i najlepiej pokrytym kolcami.
- Muszę panu przypomnieć, że próba przekupienia funkcjonariusza Woli Żelaza wiąże się z potencjalnymi konsekwencjami, wliczającymi ale nieograniczającymi się do uwięzienia, ciężkich robót na polu ryżowym i natychmiastowej dekapitacji.
Dla innych to mogło być zupełnie niepotrzebne, ale w niej pozostawiało satysfakcję z dobrze spełnionego obowiązku.
- Jeśli będzie pan dalej ponawiał swoje próby, będę czuła się zobowiązana do wspomnienia o tym Mistrzowi Obozu gdy dotrzemy na miejsce.
A coś jej podpowiadało, że Mistrz Obozu nie miał w zwyczaju recytować pojmanym ich praw, przynajmniej nie przed wymierzeniem kar. To czy było komu ich słuchać, to inna sprawa...

Mężczyzna spuścił pokornie głowę i zdawać by się mogło, że dał za wygraną. Brama obozu zbliżała się niemiłosiernie, jak otwór gębowy jakieś mitycznej bestii, tylko czekającej na to, żeby go pożreć. A wypluć co najwyżej kosteczki, w napadzie niestrawności. Szelest kajdan narastał, podobnie jak irytacja i zdesperowanie osoby w nie przyozdobionej. Aki, jako osoba nieprzekupna, nieugięta, nieuległa i jeszcze wiele innych ‘nie’, parła do przodu, wlokąc za sobą ociągającego się pseudo-cwaniaczka, który nie tak dawno temu podprowadził sporą sumę z obozowych zasobów finansowych. Nie zanosiło się też na to, żeby miał ją z czego oddać. Cisza nie trwała jednak długo.
- No dobra! Skoro nie jesteś zainteresowana jakimś rozsądnym procentem z moich interesów, to może chociaż... chociaż inny układ? Przecież ja jestem tylko płotką, dobrze o tym wiesz.... no zlituj, że się młoda! Wypuść mnie, a powiem Ci, gdzie szwędają się naprawdę grube ryby, które zawiniły Koalicji! Złodzieje zwojów albo gagatki, które napadły ostatnio na karawanę Strażników! Do ciężkiej cholery, przecież muszą być ważniejsi od kogoś, kto podwędził kilka garści jadeitu!
Pocił się jak mało kto, jego pokryte bruzdami czoło zdobiły dziesiątki kropel.

Umysł Aki nawet przez chwilę nie rozważał propozycji przestępcy. Przynajmniej nie w takiej formie, w jakiej została jej podana. Gen ogólnie rzecz biorąc, miał szczęście. Jakby go nie miał, za samą sugestię “układu” zbierałby karnie własne zęby z sąsiednich krain. Gdyby Aki była wytrawnym myślicielem, szkolonym w mowie i piśmie, zaznajomionym z niebiańskimi prawdami powierzonymi w opiekę mnichom i uczonym, automatycznie na wierzch jej świadomości wypłynęłoby kilkanaście powodów, zarówno wynikających z praw tak i boskich, jak i ludzkich, by zignorować propozycję Gena. Ale...

Aki była prosta. Nie zdawała sobie sprawy z połowy powodów, dla których *nie wolno* nawet wysłuchać ani jednego więcej słowa z jego ust, a nawet jeśli, to następnie należy w ramach pokuty zgolić głowę. Dla niej sprawa była dość rozsądna. W całym tym zamieszaniu jakim było poszukiwanie prawdy i sprawiedliwości, chodziło też według niej o dobro i może nawet rehabilitację nieszczęśnika. O tym, że nie zawsze najlepszym sposobem jest pałka przez czaszkę przekonała się o jeden raz za dużo.
-...Jak wiele jesteś winien wiosce?
Dziewczyna w zrujnowanej garderobie wytężyła swoją elementarną wiedzę odnośnie matematyki (która zazwyczaj sprowadzała się do tego, jak wiele talerzy ma przynieść komu, przynajmniej w jej młodszych latach), ważąc na szalach sprawiedliwości dwa przestępstwa.

Gen dostrzegł swoją szansę i uśmiechnął się cwanie, ukazując brakujący przedni ząb. A także resztę uzębienia w kolorze dość odległym od bieli. Właśnie dostał skromną szansę i jeśli wszystko pójdzie dobrze, mógł jeszcze ocalić dzisiaj skórę. Próbował klasnąć w dłonie z radości, ale żelazne okowy wyraziły swój głuchy sprzeciw.
- He, niewielka kwota, naprawdę niewielka! Drobnostka, tygodniówka! Psie pieniądze!
Zrozumiał jednak, że wodzenie za nos nic nie da, więc równie dobrze mógł sprecyzować tę sumę zanim przedstawicielka Woli Żelaza rozmyśli się na dobre i zawlecze go za uszy przed oblicze Szefa Wszystkich Szefów. Przełknął głośniej ślinę.
- Trzysta sztuk jadeitu! Nic więcej, przysięgam na duszę mojej matki!
Swoją matkę zapewne sprzedałby za równie wiele, ale chyba była to prawda. Gen nie był zbyt zaradnym osobnikiem a wszystkie jego plany dorobienia się fortuny, szybko spełzały na niczym.

No cóż. Wola Żelaza nie potrafiła oszacować różnicy między stratami spowodowanymi przez Gena, a między rabusiami. Zdawała sobie jednak sprawę, że zbójcy prowadzą przewagą przynajmniej jednego zera. Zawsze uczono ją, że należy naprawiać wszystko, co się zepsuło. Z nawiązką. Jeśli zmarnowało się talerz jedzenia, należy zwrócić przynajmniej trzy talerze. Taka była jej idea sprawiedliwości, no, przynajmniej w materiach materialnych.
- Czyli jesteś w posiadaniu informacji które mogą wyrządzić więcej dobra, niż sprawiłeś zła, tak?
Jej umysł ważył te idee powoli, bardzo powoli, orbitując wokół pomysłu, który dla większości jej kolegów byłby bluźnierczy.

- Tak, tak! Więcej dobra niż zła! Jeśli tylko będziesz dzięki temu mogła łatwiej zasnąć w nocy! Na wszystkie Krainy, dziewczę-złote, zlituj się nade mną dobijmy w końcu jakiegoś targu! Jestem zbyt młody i zbyt przystojny żeby robić w kajdanach na polu ryżowym!
Z pewnością. Zwłaszcza z tym brakującym zębem. Skuty łobuz podskakiwał co jakiś czas w miejscu i zacierał ręce, usilnie starając się dać upust swojej ekscytacji. Wyglądało to dosyć komicznie. Jego rozbiegany wzrok przemykał co chwila między postacią Aki, drogą i mechanizmem zamykającym jego kajdany. Mógł już praktycznie posmakować wolności.

- Będę z Tobą szczera.
Umysł i idea zderzyły się niczym wściekłe elementy, w efekcie tworząc z chaosu harmonijną, zimną i metalową konstrukcję postanowienia.
- Złapałam Cię. Zgodnie z boskim prawem, jestem sędzią Twojego losu. Jeśli uznam, że należną Ci karą jest skrócenie Cię o głowę tu i teraz, mogę to zrobić i tak długo, jak przyniosę ją do wioski, tak długo pogłaszczą mnie po mojej.
Tak, głaskanie po głowie było miła odmianą po latach dostawania kijem przez grzbiet.
- Sądzę, że jesteś winny i należy Ci się kara. Ale myślę też, że jeśli jesteś w stanie odpracować swój błąd i obiecasz poprawę, sprawiedliwość zostanie dochowana.
Tak, brzmiało to dość sensownie.
- Masz do wyboru: Udać się ze mną przed oblicze mistrza osady, lub pomóc mi w schwytaniu rabusiów. Jednak, jeśli okaże się że próbujesz mnie oszukać, wymknąć się lub cokolwiek podobnego, nie zabiję Cię. Po prostu złamię każdą kość w Twoim ciele przynajmniej raz i *wtedy* oddam mistrzowi osady.
Skończyła z uśmiechem. Jak dla niej, ta propozycja była nie tylko uczciwa, ale całkiem postępowa, jeśli chodzi o metody Szeryfów i ogólnie aparat sprawiedliwości w świecie ninja.

Im dłużej na niego patrzała, tym bardziej jego uśmiech wywracał się na drugą stronę. Radość i ekscytacja zostały natychmiast zastąpione zrzedłą miną i lekką nutką strachu w oczach złodzieja. Bynajmniej nie był to lęk związany ze złożoną obietnicą.
- Ty... Ty chyba żartujesz! Ci faceci od karawany to nie jest ktoś, kogo można sobie po prostu walnąć pałką przez łeb i zaprowadzić przed oblicze jakiegoś dryblasa w drewnianej masce! Ja? Ja na nich?! Nosem by mnie wciągnęli! Bez mrugnięcia! Jeśli chcesz skończyć gdzieś w rynsztoku z gardłem poderżniętym od ucha do ucha, to proszę bardzo, ale beze mnie! Ja Ci mogę najwyżej powiedzieć kim są i gdzie ich szukać, o!
Nie dość, że piękny i inteligentny, to jeszcze diabelsko odważny.

- Pójdziesz ze mną. Nie bój się jednak. Nie będziesz musiał walczyć. Jeśli zginę, to będziesz mógł odejść wolno. Ale powiedz mi, czy są w stanie zabić metal?
- Myślę, że lepszym pytaniem byłoby... czy boisz się ciemności. Wiele pożytku mi przyjdzie z tego, że Cię zabiją, jeśli zaraz potem mnie także wyrwą głowę z korzeniami, nie ma co!

Potarł rękoma twarz, starając się zachować chociaż pozory opanowania.
- Przecież nie będę Ci do niczego potrzebny! Tylko pod nogami będę się plątał, no!
Jego ton był niemal błagalny. Kapkę jak skamlący szczeniak pałętający się pod nogami. Ninja spojrzała na niego z...na pewno nie ze współczuciem.
-Byli tacy, którzy próbowali. Mimochodem wskazała dłonią na otwory pokrywające jej strój jako całokształt - Dobrze. Gdy dojdzie do konfrontacji, będziesz poza starciem, bezpieczny. Zgoda?
Jej idea “bezpieczny” zawierała w sobie obraz Gena skutego łańcuchami (nie mogła pozwolić mu uciec, prawda?) gdzieś w rowie czekającego na jej powrót, ale tak to już było z prostymi umysłami. Robiły dużo skrótów myślowych.
- Cholera, niech to Oni z piekielnych czeluści porwie, zgoda, niech Ci będzie!
Gen zaczął się trząść tak mocno w swoich łańcuchach, że Aki przez chwilę sądziła, iż dojdzie do jakiejś pomniejszej eksplozji, która pozostawi po sobie krater. Coś jak te nowe zabawki Cesarstwa. Zdecydowanie nie wyszedł dobrze na tej zawartej pośpiesznie umowie, znalazł się między młotem a kowadłem.

***


Deszcz powoli ustępował, coraz mniej kropel spadało na ziemski padół. Słońce okazało się na tyle szczodre, żeby co jakiś czas wychylić się zza chmur, rozsiewając wszędzie swe złote promienie. Nijak nie poprawiało to sytuacji samej Sil, która do wykonania zleconego jej zadania była bliżej o jednego Ronina – jednostkę chaotyczną i nieprzewidywalną, równie skłonną poszerzyć jej uśmiech zardzewiałym kunajem podczas snu, co udzielić pomocy w razie potrzeby. Jednak nie tylko słońce uśmiechało się do przedstawicielki Kąsających Węży. Obozowe bramy, zarówno po lewej, jak i prawej stronie, rozwarły się na pełną szerokość, ofiarując dziewczynie nowe możliwości.

Pierwszą dostrzegła Aki. Chociaż obie panny nie miały ze sobą zbyt wiele wspólnego i tylko okazjonalnie wymieniały grzeczności, to shinobi z Woli Żelaza mogła okazać się sprzyjającym elementem eskapady podczas której istniała szansa na fizyczne przepychanki. Zaś biorąc pod uwagę to, że najwyraźniej zakończyła poprzednie zadanie zlecone jej przez Mistrza Wioski, należało szybko łapać okazję i wcielić ją do swoich planów. Zanim Chuushin-sama zleci jej złapanie kolejnego pionka, który ukradł drobne ze obozowego skarbca. Nguyen usłyszała odgłos stóp biegnących po mokrej ziemi i odwróciła się żeby uświadczyć skromnej osoby gońca, zmierzającej w jej kierunku. Dziewczynka miała jakieś dwanaście lat, ale była już doskonale wdrożona w życie i funkcjonowanie placówki. Malutka sylwetka ubrana na szaro podbiegła do shinobi, złapała oddech i wykonując pokorny ukłon, wręczyła Sil niewielki papierek, na którym pieczęć nie zdążyła jeszcze na dobre zaschnąć. Wystarczył pojedynczy ruch kciuka aby uświadczyć treści papierzyska.

Kilka dni temu posłałem po trójkę innych osób, które mogą okazać się przydatne w czekającym nas zadaniu. Jedną z tych osób jest Twój dobry znajomy, Yuen Biao. Liczę, że wasza wzorowa współpraca ułatwi nam rozwiązanie problemów na horyzoncie. Pozostałych dwóch należy do Bambusowych Herbalistów. Są to Kurogane Iori i Shin Aruboma. Jeżeli wszystko pójdzie zgodnie z planem, ci dwaj powinni przybyć razem. Wypatruj ich i przyprowadź do mnie gdy się pojawią.

Korespondencja wywołała w młodej ninja sprzeczne emocje. Z jednej strony należało pogratulować Chuushinowi umiejętności planowania, z drugiej… zdawało się, że nie pokłada zbyt wielkich nadziei w możliwości organizacyjne Sil. Był jednak wystarczająco wpływowy żeby sprowadzić tu Yuena i wcielić go z Nguyen do jednej grupy. To z kolei sugerowało, że wierzy w ich zdolność współdziałania pod presją. Jednak zanim ten mentalny mętlik zdążył się w pełni ustabilizować, dziewczyna uniosła wzrok. Oto, w cudowny sposób, za eskortującą więźnia osobą Aki, pojawiła się para Shinobi. Bez problemu przedostali się przez bramę, pokazując strażnikom odpowiednie dokumenty. Niczym klaśnięcie w dłonie – Bambusowi Herbaliści zjawili się na wezwanie Mistrza.


Osobistość wchodząca drugą bramą nie była tą, której spodziewała się Sil. Zamiast radości z powitania starego przyjaciela, uświadczyła gwałtownego ataku niepewności i lęku – odczuć, które ledwie zdołała okiełznać. Ubrany w czerń mężczyzna z kosmatą czupryną i psiskiem pałętającym się między nogami. Tsuki Arata. Starszy brat pana młodego ze Ślubnego Fiaska. Roztaczał wokół siebie wyczuwalną aurę supremacji, a strażnikom przez myśl nie przyszło, żeby próbować go zatrzymać, o wylegitymowaniu nawet nie wspominając. Minął dziewczynę, nie zamieniając z nią pojedynczego słowa, jednak jego zaciśnięte szczęki i zawistny wzrok dobrze sugerowały nastawienie względem Nguyen. Gdyby wzrok potrafił zabijać… Wysoko postawiony gbur z klanu Tsuki zasiadł przy stole, nieopodal Ronina z którym rozmawiała kilka chwil temu i gestem dłoni dał znać kucharzowi, że pragnie strawy. Czego tu szukał? Obóz był po prostu jego przystankiem w dalszej wędrówce? Czy może w końcu przeszłość Sil upomniała się po nią i mężczyzna będzie chciał rozszarpać jej krtań przy najbliższej sposobności? Ten wyrzutek i on coś wspólnie knuli? Razem planowali jej zgubę?

Yuen okazał się swoim wezwaniem przed strażnikami, którzy nie czynili mu większych problemów. Zabawne, że osobie, która wchodziła przed nim nie robili żadnych, mimo, że Arata nie miał żadnych dokumentów. Równi i równiejsi. Ech. Strażnik Równowagi machnął na wszystko ręką i kierował się już do głównego budynku, kiedy dostrzegł… postać Sil. Na początku prawie jej nie poznał. Wyglądała jak zastygnięty w bezruchu manekin, jej twarz była bardzo blada. Wydawała się być bardzo zaniepokojona lub przestraszona, co… stanowiło niecodzienny widok. Mało było rzeczy, które były w stanie wprowadzić ją w taki nastrój.
 

Ostatnio edytowane przez Highlander : 23-11-2011 o 14:32.
Highlander jest offline