Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-11-2011, 11:17   #1
one_worm
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
[Wampir:Maskarada]Charakternicy +18

[media]http://www.youtube.com/watch?v=LGT7IY91jIE[/media]

„Deszcz padał równo i celnie, a także hojnie mocząc wszystkich zebranych w Kaliszu. W Kaliszu i okolicach. Dokładniej na przedpolach miasta. Ciemne, nocne niebo i ciężkie chmury stawiały jasno to, co się rozegra za dzień, góra dwa. Wszyscy widzieli te wojska poza murami miasta, każdy słyszał o czym się mówiło, przeto wszyscy…tutaj zebrani… będą patrzeć na największą bitwę dziejów… W obronie Rzeczypospolitej Obojga Narodów, przez Boga umiłowaną. Zebrali się jeno najdzielniejsi mężowie i przeto wiemy także i o tych Charakternikach i kompanijni Charakternej, Czarnych Diabłach. Nocą jeno operują, straszliwe rzeczy sprowadzając na wrogów naszych. Charakternicy… Jako jedni z nielicznych, przeto po stronie naszej.”

Hetman Wielki Koronny Adam Mikołaj Sieniawski
27 October Anno Domini 1706

Bitwa była ogromna, trwała długo. Każdy z żołnierzy, walczył dzielnie, a dym z dragońskich salw unosił się długo po owej bitwie i kapał w chmurach zarówno obrońców jak i tych, którzy atakowali. Kozacy wykazali się walecznością, każdy był zasłynął na owych polach tego dnia, a bitwa pod Kaliszem była największą jaka rozegrała się podczas III Wojny Północnej. Artyleria grzmiała nielichymi strzałami, gromiąc zebranych, płosząc swym hukiem wszystkich zebranych, nie patrząc na nic. Zarówno ludzie zwykli, chamy, uchodzili z życiem jak i zwierzyna leśna.

„Bohaterowie zawsze zjawiają się i walczą. Tworzy ich potrzeba, tak jak potrzeba tworzy nas przeto i sytuacje, które wymagają bohaterów. Zawsze znajdzie się bohater, gdy zajdzie potrzeba, lecz zazwyczaj bohater jest jasny i sprawiedliwy, miły Bogu w niebiesiach i zawsze sprawiedliwy. Co jeśli zaś sam Infamis się zjawi, co jeśli będzie nim Charakternik i wielkich czynów dokona? Wystrzegajcie się bohaterów, bo Charakternicy najgorsi są, a zapewne i niejeden będzie z nami, lecz wystrzegajcie i nie wahajcie się odtrącić ich. Lepiej przeto w paszczy lwa zginąć, niż Charakternika pocałować w dłoń i karmić węza na swej piersi”.

Nieznany Anno Domini 1354


Przeddzień bitwy podobno dzwony biły, biły mocno i msze były wyprawiane za dusze tych co polegną i w podzięce tych, którzy pomogą… zapewne nie jeden chciałbym martwego Szweda obaczyć lecz przeto sami się nie powywieszają! Widać było często także i szlachciców w kościele, leżących krzyżem, swych niecnych grzechów żałujących, Boga miłujących, częstokroć przysięgi składano, że przeto szablę dopiero po żywota dokonaniu oddadzą. Każdy jeden szlachcic chciał się wybrać ku chwale i ku potędze sławy nieśmiertelnej. Przysięgi i modły przewijały się poprzez wszystkie części miasta, po to, by wieczorem miodu pitnego skosztować ku pokrzepieniu serc.
Każda bitwa mogła być bitwą ostatnią, jaka będzie niosła śmierć. Co jeśli jednak śmierć nie może zabrać żołnierzy, co jeśli żołnierze walczą pod sztandarem i śmierć jest ich sprzymierzeńcem? Co jeśli słodka Vitae będzie tym, czego chce jeno jako zapłaty? A co jeśli kompania Charakterników wystąpi z dna piekieł, a i szalę zwycięstwa nad Szwedami przeważy?

„Vitae… słodka i pulsująca w żyłach śmiertelnych. Nie muszą wiedzieć o nas wiele, bo i po co? Ważnym jest, by i też nie wiedzieli zbyt dużo. Maskarada! Tego nam trzeba! Chronić głupców przed nimi samymi, nie po to, by byli bezpieczni, lecz po to, byśmy my mogli bezpiecznie żywić się na nich, bez podejrzeń i uprzedzeń. „
Nieznany Ventrue Anno Domini 1501

-Mówię ci przeto Panie Jastrzębiński, nie uderzą-powiedział szlachcic z sumiastym wąsem, patrząc w siną dal, gdzieś w kierunku wsi i z dala widocznych maszerujących Szwedów oraz ich stronników, od Stanisława Leszczyńskiego- A dyć nie wejdą, jak bitwa się między Warszawką rozegra i tą wsią drugą…Kościelną Wsią
-Obyś się nie mylił Panie Żytowski…Obyś się nie mylił…A ty Iwanie, jak przeto mówisz? Zajdą do miasta? Tyś strzelec jest, dowódca to i się na wojennym rzemiośle, jak nikt inny znać musisz!
-я не знаю, лучше, что бой не был…но если речь идет о �-то pogonimy ублюдки- (Ros. Nie wiem, lepiej żeby do bitwy nie doszło, ale jeśli dojdzie to pogonimy skurwysynów) Odpowiedział Rosjanin z miną posępną
-Tak… pogonimy- zaśmiał się Jastrzębiński- Słyszeliście przeto, że podobno Czarna Kompania, Charakterników zwana, też będzie brała udział w bitwie?
-Infamisy, jeden w drugiego-splunął Zytowski siarczyście gdzieś na ulicę poniżej- Prawda taka, że to się w vis nie godzi. Nocne działania…dyć niegodne są!
-Tyś jest raczej z tych starych rodów, Panie Jastrzębiński?
-Starych i dobrych. Jeszcze dziad mego dziada krzyżaków gonił drzewiej pod bitwą pod Grunwaldem, gdzie Jagiełło wojska zakonne rozgromił. Sam osobiście Malbork widział…
- Ну, этот человек был известным(Ros. No to sławny to człowiek był)
-Sławny i co więcej, zacny!- obruszył się Jastrzębiński, że mu wszystkich przymiotów nie wyliczono
- то, что черная компании?(Ros. Co to za Czarna Kompania?)
-A Infamisy jeden w drugiego… Legendy krążą, że szermierze niezrównane, podobno też i samemu Czarnemu duszę zaprzedały, Charakternicy, jakich mało…Tfu-splunął szlachcic ponownie
-Raczej sługi Augusta, króla naszego, Uchowaj go Boże w zdrowiu- Westchnął Żytowski- Widziałem, że i tam służba nie lekka. Kiedyś nawet propozycję mnie przedłożono ale się nie zgodziłem, ja też z zacnej rodziny i także mój przodek walczył pod Grunwaldem! Podobno sam Król ich sformował. Podobno sam kwiat szlachectwa…
-Bękartów raczej! Infamisy ze złą sławą i nic więcej!

A niewielu wiedziało, że i Król miał swe powody by ich powołać. Dnia następnego bitwa się rozegrała i nasza historia od niej się zacznie. Od niej i od Czarnej Kompanie, od Charakterników…


Dwa powozy wjechały do miasta od strony zachodniej. Dwa czarne powozy z herbem królewskim. Jechały szybko, pewnie, wiedziały dokąd zmierzać. To co wiozły w swym załadunku, zapewne będzie dość długo wspominane przez tych, którzy do środka zajrzą… Ci jednak, którzy nie widzieli spali snem spokojnym, spokojnym o to jedno zagrożenie mniej.
Za dwoma czarnymi jak noc powozami jechały konie, część była bez jeźdźców co zapewne by w ciemnym lesie nadało pewną grozę tym, którzy w owym konwoju się poruszali. Widać było, że każdy z tych koni był smokiem nielichym, karnie jadącym…konie najprzedniejsze być to musiały, gdyż wrażenie bojowych sprawiały. Karnie jadąc, rzucając jakby złe spojrzenie dokoła, posuwały się naprzód. Jechały wprost w objęcia kościoła i zapewne biskupa, który to urzędował w Kaliszu. Dziwne to było, że owi Charakternicy do kościoła jechali, jak gdyby chcieli swym jestestwem splugawić świętą Panienkę i Boga umiłowanego. Z drugiej strony, może to był jaki hufiec niepełny? Z bitwy? Albo ktoś z wieściami jechał, bocznymi drogami? Choć wieść niosła, że to Czarna Kompania.
Tętn kopyt dawał znać, że konie były już zmęczone.
W środku zaś siedział Szkot. Zapewne, albo Anglik, podobno jaki zbłąkany Oficer Jej Królewskiej Mości. Bies nadał ich tutaj wszystkich, i jeszcze jakiś Wiedeński Arystokrata, co to się porobiło? I Biskup ich podejmował. Dziwny to Biskup był, ale z drugiej strony, sam Papież mianował go namiestnikiem na Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Afekt każdy posiadał do ojczyzny, zapewne i słusznie.
Owe powozy dotarły do celu dość szybko, aczkolwiek już ciemno było. Uważny obserwator, który w karczmie by nie siedział i na ten przykład węgrzyna nie spróbował zauważyłby, że z powozów wysiadają jakieś postaci. Co więcej, za nimi były trumny… Czarne jak noc, jak owe powozy, przeto i w powozie, z racji braku jakiejkolwiek iluminacji ciemno było.
Niech żyje zatem węgrzyn i miód pitny!
-Was halten Sie davon?(Niem. Co o nich myślisz?)- Zapytał się Biskup, powoli i z opanowaniem. Skryty był pod kapturem zakonnika zwykłego bo i spotkanie było niezwykłe
-Good tool, like any other(Ang. Narzędzie dobre, jak każde inne)- Odpowiedział spokojnie arystokrata w barwach zagranicznych. Pogładził delikatnie swoją szabelkę, którą podobno w karty z jakim oficerem wygrał. Sięgnął po kielich i upił trochę zawartości, opróżniając go do połowy
-Das Blut kühlt?(Niem. Krew stygnie?)-Zapytał się Biskup, który zauważył minę swego rozmówcy. Co ciekawe powiedział to dość jadowitym tonem, osoby, która nie ma zamiaru być miła… Dziwne to przeto obyczaje, iż ktoś, kto podejmuje gościa nie jest mu miłym. O ile podrzędny szlachcic nie miał możliwości wyboru gościa, o tyle Biskup winien mieć ową możliwość
-Yes…(Ang. Tak)- Odpowiedział tylko z westchnięciem. Czekali, czekali, aż ci nowi goście się pojawią. Angielski arystokrata pozwolił sobie na uśmiech. Tak, niebawem jego sprawy dobiegną końca- everything should go quickly…(Ang. Wszystko powinno pójść szybko)
-Ich hoffe, weil ich zu prüfen, haben(Niem. Mam nadzieję, bo muszę mszę odprawić)
I wtedy do średniej wielkości pomieszczenia otworzyły się drzwi.

Gdzieś w oddali kruk, znak szatana i jego posłaniec rozdziawił swój dziób i zaczął swoją niemiłą dla ucha pieśń. Wszyscy ci, którzy byli gdzieś na dole przeklinali go i święty znak czynili.





-Zatem jesteście-powiedział mężczyzna w kapturze, nienaganną polszczyzną. Dało się widzieć, że mina towarzysza owego wampira wyrażała zaskoczenie. Klaśnięcie w dłonie… I nagle weszła trójka ghuli najpewniej, prowadząc jakieś dziewki…dziewki zaś nosiły ślady gryzienia, ot osobista trzoda. Ktoś, kto był w stanie utrzymać potajemnie w kościele własną trzodę nie mógł być byle kim.
Pomieszczenie wyglądało na zwykłą zakrystię, jednak… było tutaj wejście do katakumb, teraz otwarte. Widać było, że ktoś musi używać tego miejsca jako schronienia…no i pełno ksiąg, zapewne świętych. Pomieszczenie było spore, jednak…odnieśliście wrażenie, że pełen przepych i oficjalne pomieszczenie znajduje się gdzie indziej, a to jest jakby sala odpraw.
-Jeżeli jesteście głodni…-wskazał dyskretnie głową w kierunku kobiet- Tak czy inaczej, jak widzicie, zbliża się bitwa. Niestety, albo i stety, mamy pewność, że bitwa w ogóle nastąpi. Bitwa jakich wiele- Westchnął-Mam dla was dwa zadania, nijako jedno główne, a drugie to ewentualność…-spojrzał się i oddał głos temu drugiemu…który wyglądał jak oficer
-Jestem tutaj…powiedzmy, że oficerem taktycznym…obrona jest zaplanowana doskonale, bitwa rozegra się poza murami miasta…i tutaj wkraczacie wy…Udacie się do Szwedów…wybadacie co i jak i po pierwsze uszkodzicie działa, sabotując je… To jest ewentualność, bo nie jest to konieczne… Ułatwi nam to wygranie bitwy, owszem, ale…mimo wszystko… Głównym celem pozostaje-odchrząknął- Poszukać innych Dzieci Nocy-Westchnął- Jeżeli macie jakiekolwiek pytania… Jeśli nie to ruszajcie w noc, póki młoda!-Zachęcił uśmiechem…
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 27-11-2011 o 13:16.
one_worm jest offline