Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-12-2011, 14:11   #8
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Co innego deszcz, gdy woda leje się człowiekowi za kołnierz, co innego usypiające bębnienie o dach czy okna, gdy człek najedzony i rozgrzany leży w miękkim i suchym łóżku. Prawdę mówiąc nie pamiętał, kiedy spał w takich dobrych warunkach. Klitka, którą wynajmował w Altdorfie, nie dorastała temu pokojowi do pięt. Tam w zasadzie nawet panny nie wypadało zaprosić, zresztą Johann i tak tylko noce tam spędzał, a i to nie wszystkie. Gdyby sobie takie łoże sprawił...
Myśli uleciały, gdyż wkrótce po przyłożeniu głowy do poduszki Johann odpłynął w krainę snów. Nawet jeśli odległe grzmoty wdarły się do tejże krainy, to rankiem Johann nie pamiętał z pobytu tamtej krainie niczego.

Ranek okazał się konfliktem między przyzwyczajeniem i poczuciem obowiązku, a chęcią spędzenia kolejnych chwil w miękkiej pościeli. W końcu jednak zwyciężył rozsądek i chociaż za oknem było stale szaro i ponuro, jakby słońce nawet nie pomyślało jeszcze o wstaniu, to Johann zostawił kuszące miękkością łoże i wstał.
Skoro już się aż tak poświęcił, to postanowił (zgodnie z zaniedbanym nieco podczas podróży zwyczajem) nieco rozprostować kości i poćwiczyć. Zwał się ten rytuał gimnastyką poranną i zawierał kilkanaście ćwiczeń, dzięki którym człowiek stawał się bardziej zwinnym. Gibkim, jak to określił cyrkowiec, z którym kiedyś Johann podróżował przez dni parę. Tamten potrafił cuda wyczyniać ze swym ciałem, jakby był z gumy. Johannowi bardzo dużo do tego brakowało, ale z mostka bez podparcia potrafił wstać, na rękach kawałek przejść, a i salto w powietrzu udało mu się zrobić raz czy dwa razy.
Życie jest pełne ryzyka, a niekiedy lepiej spróbować uniknąć ciosu, niż go przyjąć. Na dodatek nic tak nie denerwuje przeciwnika jak chybienie.

Na moment otworzył okno, ale wpadająca do pokoju wilgoć zdecydowanie zniechęcała do oddychania pełną piersią. A że tak czy tak prędzej czy później ze świeżym powietrzem przyjdzie mu się spotkać, zatem bez oporów zamknął okno.
Ubrał się do końca, nad wyraz zadowolony z tego, że ubranie (po raz pierwszy od paru dni) jest całkiem suche, a na dodatek jakaś dobra duszyczka zadbała o buty, które zamiast przypominać utytłane w błocku nie-wiadomo-co ponownie upodobniły się do porządnego obuwia.
Pozostawało jeszcze sprawdzić ekwipunek, ze szczególnym uwzględnieniem narzędzi przeznaczonych do robienia krzywdy innym osobom. Tu naoliwić, tam zabezpieczyć przed wilgocią. Coś poluźnić, coś naciągnąć... Co prawda Johann nie przewidywał zbrojnych starć z kimkolwiek (ich mała grupka niezbyt się do takich starć nadawała), ale strzeżonego bogowie strzegą (podobno), a oni kochają zwłaszcza tych, co sami potrafią o siebie zadbać.

Ogarnąwszy się do końca Johann ruszył na dół.
Był pierwszy, zatem po wymianie powitań z gospodarzem i jego synem od razu ruszył w stronę stołu. Zanim jednak zdążył się rozsiąść, zaczęli się pojawiać pozostali.

***

Śniadanie było równie dobre, jak kolacja, o czym dobitnie świadczył bardzo szybko opróżniony, znajdujący się przed Johannem, talerz. I nawet piwo nie było potrzebne, by wszystko przełknąć. Nie tak jak w niektórych spelunkach, w których niekiedy miał wątpliwą przyjemność jadać.
- Przepyszne - powiedział. - Gdybym zawsze się stołował w takich warunkach...
Wytarł kawałkiem chleba talerz do czysta, który to gest, choć do najbardziej kulturalnych może i nie należał, ale o zadowoleniu z posiłku miał zaświadczyć.
Dobrze, że rankiem było pusto w gospodzie. Z ich punktu widzenia oczywiście. Dzięki temu gospodarz znalazł trochę czasu, by porozmawiać z jedynymi klientami. I udzielić odpowiedzi na parę interesujących ich pytań, które w innym momencie pewnie zbyłby wzruszeniem ramion.

- A ta jedna trzecia ładunku... - Johann nawiązał do wypowiedzi gospodarza - ile to było węgla? I na jak długo to starcza?
- A ja wiem ile?
- Sebastian Brenner podrapał się po brodzie. - Tyle aby miejsce w piwniczce na opał zapełnić, zawsze tyle bierzemy. Tony tego nie było, ale pewnie niewiele mniej. Drzewny, to lżejszy. Do paleniska używamy, to starcza na kilka miesięcy.
Johann zamyślił się na moment.W Altdorfie węgiel był po jakieś dwie korony za tonę. A zatem tam cały ładunek byłby wart pięć, może sześć koron... Dla niektórych majątek, dla innych - tyle, co splunąć. W Stormdorfie z pewnością więcej, ale nie dziesięć razy tyle... Mógł co prawda spytać wprost, ile za węgiel zapłacili, ale po pierwsze, dżentelmeni o pieniądzach nie rozmawiają, po drugie - nic tak nie zniechęca do rozmowy jak pytania o pieniądze.
- To pewnikiem raz na pół roku go widywaliście - powiedział. - Tylko pan Wechsler węgiel do Wodnego Gromu dostarczał, czy też inni byli jeszcze?
- Tak jak powiedziałem, trzecią część tego co miał kupiłem. Gdzie jeszcze sprzedał, to kto go tam wie. Chyba przy ratuszu chwilę stał, ale trzeba by ludzi dopytać. Umówione wszystko z góry miał, nie szukał klientów po przyjeździe
- Brenner wzruszył ramionami, temat nieszczególnie go interesował.
- Mówił może, pan Wechsler, co dalej zamierza robić? - spytał. - Chciał tu dłużej zostać, w Stormdorfie, o jakimś interesie coś rzekł, czy też o szybkim powrocie do domu wspomniał?
- Każdy chce stąd jak najszybciej wyjechać. Każdy
- gospodarz zaśmiał się, szczerze rozbawiony.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 02-12-2011 o 15:33.
Kerm jest offline