Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-12-2011, 00:59   #4
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Widok z okna. Panorama świateł. Długie sznury lamp jak świetliki zawieszonych nad wijącymi się rozciągniętymi wstążkami ulic. Czerwone i białe sznury płynących reflektorów. Stojący w miejscu mozaikowy blask zapalonych okien w bryłach wieżowców. Górująca nad okolicą w oddali żółta wieża. Krzyczące w pulsującym rytmie neony. Pieniąca się ściana fontanny długiego rzędu spienionych wodnych snopów tańczyła. W rytm muzyki, która nie dolatywała na skrzydłach nocy do, połykającej światło i dźwięki, matowej ściany. Szyby.

Lekki świst powietrza. Ziemia przybliżała się uciekając w dole pustynnym krajobrazem czerwono-żółtego piachu. Dojrzałej pomarańczy. Żółta plama słońca drgała rozmyta w falującym powietrzu na horyzoncie. Wraz z nim plamy rosnących zabudowań. Niskie lepianki ze skały, cegły, błota i gnoju. Postać owinięta szatą od stóp po czubek głowy, stanęła w otworze osuniętej kotary. Na rękach trzymała zawiniątko. Przekrzywiając głowę powoli podniosła rękę do czoła. Patrzyła przed siebie. Wprost. Źrenice rozszerzyły się jak dojrzałe kwiaty. Oczy kobiety są koloru czarnego. Skuliła się zakrywając ramionami śpiącego w zielonych tkaninach niemowlaka. Dach eksplodował, z zamkniętymi powiekami wachlarza długich rzęs, milionem zawieszonych w czasie odłamków, gruzu i pyłu. Drzazgi obracały się jak zakręcony wiatrak w objęciach tumanów wilczego jęzora. Czerowo-czarnego ognia. Nim rozkwitną i złożą się, ustępując kurtynie dymu, nie zostanie ani jedna kropla czystej krwi, która wtedy, niczym fontanna zraszacza podmiejskiego trawnika, zawisła wśród fragmentów kości, mięsa, mózgu. I krzyku. Gryzący dym czarnym całunem przykrywał rosnącą ścianę ognia.

Twarz w odbiciu miała kamienną maskę porośniętą kilkudniowym zarostem i czarne jak heban szkiełka okularów. Kostki lodu zabrzęczały w kryształowym szkle kiedy mężczyzna umoczył usta w lśniącym płynie. Na stole leżała walizka. Kobieta w garsonce mówiła. Spokojnie. Z dostojną powagą ważkich słów, które padały z jej ust przyjemną dla ucha barwą tonu. Mężczyzna zsunął na nos okulary zasłuchany w melodyjny głos. Jej czerwonych ust. Lśniącą pomadkę warg. Biała, odkryta szyja, niczym filar wysmukłego obelisku, marmurowa rzeźba, hipnotyzowała gładkością. Nieskazitelem. Krótkie włosy pięknej i młodej, opadały na delikatne skronie. Pojawiały się obrazy. Zdjęcia. Polityków. Miast. Korporacji. Wojska. Cywili. Budynków. Policji. Sportowców. Pogody. Reklamy. Nacisnął przycisk. Mężczyzna rzucił się na łózko przykładając do ust papieros zapatrzony w zdobiony misternymi freskami, kolorowy sufit. Ściany drgały blaskiem zmieniającej się na ekranie wizji. Podwinięty rękaw białej koszuli kontrastował z łożem w kolorze czerwonym, kiedy zasuwał zawartość szuflady.

W tunelu ciemność zdawała się poruszać. Martwa. Ożywiona. Mroczne powietrze sączyło ciszę. Cyniczną jak sen. Piszczała skupioną nutą. Patrząc z pode łba kładła się w cień. Miarowe bicie pulsujących skroni. Raz dwa. Dwa raz. Korytarz migotał drgającą żarówką. Migotała blaskiem jak ćma uderzając skrzydłami o noc. Znaki na odrapanych kafelkach. Krwawe graffiti. Zatopił się w odmęcie ciemności, a iskrząca lampa gaśnie zasłuchana w oddalające się kroki mężczyzny z latarką. Na karabinie.

Z prysznica wyszły długie do nieba nogi. Elastyczne, jędrne uda. Kształtne biodra. Płaski brzuch. Interesujące pośladki. Piersi jak młode, niewinne jagnięta. Dojrzałe. Z kroplami wody przy sutkach płynęły przez pokój z rozkołysaną. Nagą. Do łóżka.

Żółty tunel połykał auto jak wąż. Żółte ściany. Żółte oświetlenie i żółty samochód. Czarne szyby i takiż sam czarny garnitur pasażera. Na kolanach cieniutki jak hotelowa książka tablet. Ręce mężczyzny poruszały się sprawnie po ekranie. Taksówka mknęła przed siebie. Pod morze. Wgłąb ziemi. Kąciki ust wygięły się nieznacznie kiedy czytał. I potem po czterdziestu minutach, kiedy patrzył na ciężkie chmury szarego dnia schodząc po schodkach budynku, też. Zdążył przed deszczem. Nie miał parasola.

Ptaki poderwały się lotu tylko na chwilę. Zaraz osiadły jak powracająca płachta opadającego prześcieradła. Kręciły się miedzy wypolerowanymi butami kroczącego spokojnie mężczyzny. Starożytne filary okalały rozległy plac szarych budynków, które pamiętały Piotra. Mężczyzna zrobił zdjęcie. Obelisku. Też. Biorąc do ręki owoc zaciągnął się jego oszałamiającą wonią. Usiadł na schodkach bazyliki obok czarnego nesesera. Wgryzł się głęboko w soczyste jabłko z Campo dei Fiori. Ziewnął.

Sanremo. Saint Vincent. Campione d’Italia. Venice. Uniosła się brew. Usta wygięły w uśmiechu. Kiedy palcem przerzucał wyrzucone na ekranie miasta, do stolika przyszedł kelner z prasą i kawą.

- La prossima volta. – klepnął barmana w ramię ściskając w garści gazetę pod przerzuconą przez ramię marynarką.

Na obrusie wiatr podrywał z szelestem banknot do lotu.

- Grazie mille!
- Drobiazg. – mruknął pod nosem.

Przechodząc na drugą stonę ulicy Tom poprawił okulary.
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline