Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2011, 16:07   #9
Lady
 
Lady's Avatar
 
Reputacja: 1 Lady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputacjęLady ma wspaniałą reputację
Przespana w ciepłym łóżku noc trochę poprawiła nastrój, nie tak jednak znacznie, jak Ygritte by chciała. Zawsze to lepiej zakładać ciepłe ubrania i zasiąść do stołu przy ogniu płonącym w dużym kominku wspólnej izby, ale nie mogła zapomnieć o kroplach deszczu rozbryzgujących się na dachówkach Wodnego Gromu. Miała szczerą nadzieję, że uda im się rozwiązać problem zaginionego kupca już w czasie tego jednego dnia, tak, aby móc wrócić do cywilizowanych miejsc razem z Otto. Wątpiła, by kupiec miał pozostać tu dłużej, niż to absolutnie konieczne. Nikt tego nie chciał, a właściciel Gromu potwierdził to jeszcze podczas rozmowy z Johannem. Florian Weschler także musiał tak myśleć, a więc musiało wydarzyć się coś, co plany te by przekreśliło. Łowczyni nagród nie odzywała się przez większość ranka, myśląc nad ich możliwościami i tego, jaki kierunek powinno przyjąć dochodzenie. Inni zdecydowali się wejść tłumnie do Garnka, ona pozostała natomiast na zewnątrz, rozglądając się dookoła. Wścibscy sąsiedzi wiedzieli czasami więcej, niż właściciel danego przybytku.

Najpierw obeszła karczmę, nie licząc na to, że znajdzie coś ciekawego. I faktycznie tak było, pusta wozownia i stajnia wskazywała na to, że obecnie nie było tu gości z zewnątrz, a także wóz i osioł Floriana faktycznie zniknęły razem z kupcem. Zawsze to była jakaś informacja, na tropieniu śladów nie znała się, więc nie podjęła, zresztą i tak nie było szans, aby po prawie trzech tygodniach jakieś zostały. Ten deszcz niszczył wszystko. Przeszła także dalej, prawie na zaplecze karczmy, odrywając niewielki ogródek z ziołami i warzywami, niezbyt dobrze utrzymany i porośnięty bardziej chwastami niż przydatnymi roślinami, przynajmniej na pierwszy rzut niewprawnego oka. Nic więcej tu nie było, wróciła więc do sąsiadów, kierując się do domów naprzeciwko Garnka. W pierwszym nikt nie otworzył na jej pukanie, ale w drugim osiągnęła sukces. Otworzył jej zaspany staruszek, w znoszonym, brudnawym ubraniu, w którym najwyraźniej położył się spać. Jeszcze cuchnęło od niego alkoholem, a w jego oczach widać było kaca.
- Czego tu?

Skrzywiła się i nie dbając o zdaniem tamtego, przepchnęła się obok dziadka, odpowiadając mu w trakcie tej czynności.
- Mogę, prawda? Na zewnątrz pada.
Jej zdecydowana postawa zbiła z tropu podstarzałego pijaczka, który zatrzasnął drzwi i patrzył na nią jak na coś wyjątkowo egzotycznego. Może i tak było. Ygritte zdjęła kapelusz, otrzepując go z wody.
- Prowadzę śledztwo - zaakcentowała to słowo - dotyczące zaginięcia kupca Floriana Weschlera. Niecałe trzy tygodnie temu kwaterował w karczmie naprzeciwko pana domu. Miał wóz z węglem ciągnięty przez osła, z tego co mi wiadomo, pozostał tylko jeden dzień w Stromdorfie. Czy przypomina sobie pan cokolwiek związanego z tym wydarzeniem?
Patrzyła na niego tak przenikliwie, jak tylko umiała. Staruszek zaś podrapał się po głowie, wyraźnie skonsternowany. Ale raczej jej tonem i faktem, że była kobietą.
- Ślectwo? Znaczy się, szuka panienka tego kupca, ta?
Gdy potwierdzała, jeszcze raz podrapał się po łysawej łepetynie.
- Niecałe trzy tygodnie? Dużo czasu, a głowa już nie ta...
Dziewczyna warknęła, nie zamierzając mu nic płacić. Odchyliła płaszcz, tak aby zobaczył jej broń. Mężczyzna nagle skinął głową bardziej ochoczo.
- A tak, pamiętam. Tylko jeden obcy tu wtedy się kręcił. On i dwóch ludzi, ale żem nie widział, kiedy odjechał. Rano już go nie było i już, ot co. Ci dwaj potem wyszli, to pamiętam. Poszli w kierunku nabrzeża, tam gdzie rzeczne barki cumują.
Ygritte założyła kapelusz, jakby się zbierała do wyjścia, ale zadała jeszcze jedno pytanie.
- A w nocy cicho było? Krzyków żadnych?
Zarechotał cicho, tak jakby powiedziała dobry żart.
- Tu zawsze spokojnie, panienko. Koszary blisko, nikt głupi nie jest, by straż prowokować. Ale jak tak pytacie, to faktycznie mnie chyba stukanie obudziło, jakby koła wozu po ulicy jadące. Grubo po północy było, a wieczorem się trochę popiło, rozumiecie, he he...
Popatrzyła na niego krytycznie, mocno zaciskając wargi. Potem skierowała się do drzwi, krokiem kogoś przyzwyczajonego do służby i wydawania rozkazów.
- Dziękuję za poświęcony czas.

Wyszła na zewnątrz, wracając pod Garnek i zaglądając do środka. Pozostali wciąż tam byli, postanowiła więc poczekać, opierając się o ścianę budynku i wyjmując sztylet, którym niespiesznie zaczęła pielęgnować swoje paznokcie. Ta podróż i pogoda miały na nie okropny wpływ.
Gdy towarzysze wyszli z karczmy, przekazała im to, czego się dowiedziała.
- Wydaje mi się, że możemy wykluczyć fakt, że zrobili to ci jego ludzie. Ale warto dopytać przy bramach kto wchodził i wychodził i kiedy. Jeśli wóz odjechał po północy, to będą pamiętać. Aż dziw, że o tej porze bramy tu otwierają.
 
Lady jest offline