Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-12-2011, 17:12   #1
potacz
 
potacz's Avatar
 
Reputacja: 1 potacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłośćpotacz ma wspaniałą przyszłość
Partyzanci: Bez strachu w ciemność... [+18]

Zza zakrętu zaczął wolno wyłaniać się wóz.
Siedząc wygodnie na koźle, oparty plecami o deskę, mężczyzna leniwie powoził furmanką zaprzężoną w dwa tury.
Potężne zwierzęta, zrywając co jakiś czas trawę z pobocza, dostojnie kroczyły, jak gdyby nie czując ciężaru obładowanego wozu. Z graniastych skał wznoszących się ponad traktem, dochodziło spokojnie "Ji-iik, ji-iik" myszołowa.

Koła turkotały usypiająco.
Jaśko sprawdził stan małego, oplecionego wilkiną glinianego balonu.
Na oko jakieś 2 litry zachlupotało wesoło.
Zamknął powieki.
Wszak co mogło się stać? Przejeżdżał tą drogą już dobre trzydzieści razy, tury znały drogę na pamięć, a jemu nigdy nic się nie stało.
Tym większe było jego zaskoczenie.

Zwierzęta zatrzymały się, rycząc donośnie, buchając parą z nozdrzy. Potężny, mający blisko metr w kłębie czarny wilk zaczął je obchodzić i obwąchiwać.
Jaśko nerwowo poruszył się na koźle, o mało co nie strącając baniaka z miodem.
Wiedział, co to za wilk. Wiedział doskonale, do kogo należy.
Zaczął się rozglądać nerwowo, mając nadzieję że go rozpoznali.
W przeciwnym razie, mógł już nie wrócić do swojej Baśki i dzieciaka.
-Czołem Jaśko. - dobiegło go, zza jego pleców.
Pluskwa pod kozłem włączyła się, rejestrując głos.
Barczysty mężczyzna, w czarnej kamizelce taktycznej i czarną hustą biegnącą w poprzek twarzy szedł przy lewej stronie wozu. Doszedł do woźnicy.
Mocne rysy dość szerokiej twarzy, mocna żuchwa, miły wyraz oczu nadawały mu wrażenie sympatycznego człowieka. Twarz mężczyzny pokryta była bliznami, zakryta cała lewa jej część pobudzała wyobraźnię, jak okropnie mogła ona wyglądać pod tą chustą.
Legendy o torturach króla Marka II odbiły się wielkim echem. Historie te były mocno ubarwiane.
Tym nie mniej, nie wiele odbiegały od prawdy. Stał przed Jaśkiem sam obiekt tortur.
Nikt inny, a legendarny Janosik.
Do tej pory zachodzą w głowę, jak udało mu się uciec z lochów.

-Gdzie Cię Bóg prowadzi? - spytał woźnicy.
-Aaa... Przesyłke wieze. Do jego znakomitości hrabiego Golasa.- odparł zgodnie z prawdą zdenerwowany Stangret.
-Golazza, Jaśko, Timo de Golazza.- poprawił mężczyzna. - Co wieziesz?
-Wyłne, skóry...
-Wełnę? W tytanowych skrzyniach? Z czytnikiem linii papilarnych? I hrabia dał Ci magnetytowy napierśnik dla picu, a tych dwóch snajperów ukrytych w skałach dla zabawy... Oj, Jasiu, bo się rozgniewam...
Mężczyzna zmarszczył brew. Był to gest raczej sympatyczny, a jednak woźnica zadrżał cały niczym osika. Nie wiedział czy renegat żartuje...
- Panie... Ja nic nie wiem... Ja nic ni... - upadł na ziemię, zdecydowany grać do końca.

Nim się ocknął, ładunków już nie było, za to na wozie leżeli dwaj nieprzytomni, związani snajperzy. W samych spodniach od munduru, bez broni, ładownic i butów.
Jasiek też nie znalazł swojego rewolweru, za to za cholewką buta znalazł złotą kartę z napisanymi na niej 8 cyframi, z napisem PIN.
Jaśko w duchu podziękował Janosikowi. Wsiadł na kozioł i czem prędzej pognał tury do ociężałego chodu przed siebie.
Zmierzchało już.

******

Otoczył go łagodny, błękitnawy półmrok; powietrze i szare światło przenikało nie tylko przez otwarte wejście do groty, ale i szczelinami niewidzialnymi z zewnątrz. Poprzez owe pęknięcia widniało granitowe niebo, na którym igrały rozkołysane podmuchem czarne zarysy gałęzi dębów i kolczaste wici jeżyn.
W grocie zbudowanej z granitowych skał, usianych blaszkami miki połyskującej niby diamenty, siedziało wokół wykutego w ścianie komina kilka osób.
-Vernon, chcesz wódki?
Mężczyzna leżący na niedźwiedziej skórze odwrócił głowę profilem. Chrapliwy głos wyrwał go z zadumy.
-Nie, dzięki Falgar. Credo już się obudził? Jak się czuje?
Wysoki smukły mężczyzna, usiadł obok Vernona. Nalał sobie alkoholu do glinianego kubka.
Patrzył w ogień, spokojnie opełzający leżące obałki w palenisku.
- Niestety nie... Wciąż leży nieprzytomny. Ten ryś go zaskoczył, będzie miał blizny na twarzy do końca życia. Gdyby nie Barry, pewnie by go już z nami nie było.
Leżące w kącie czarne futro poruszyło się, otworzyło ślepia i spojrzało na mówiącego elfa.
Wilk zamerdał ogonem.
-Leki podziałały?
-Zbiły gorączkę, uspokoiły go. Ale nadał boję się o gangrenę... Albo sepsę.
Mężczyźni milczeli.
Palące się bierwiono trzasnęło, kopiec z drewna zapadł się. Błękitne smugi ognia wesoło wyskakiwały co jakiś czas spod rozpalonych do czerwoności drewienek. Wilk odetchnął głęboko, przerzucił się na bok i wyprostował łapy.
-Wyjdzie z tego. Panaceusz czuwa przy nim. A wiesz dobrze, że nie ma lepszego od niego.
-A Śledź?
-Co z nim?
-Pojechał na wieś, wyrywać kobity na wampirzy bajer i mu rzyć podziurawili srebrem. Całymi dniami w tych książkach siedzi, a jak raz wyjdzie to odrazu robił burdel. Ledwo go ten jego wałach przywlókł do nas. Do tego był zachlany w trupa.
Vernon uśmiechnął się.
-Da sobie radę. Musi sobie kiedyś odbić te godziny spędzone na nauce. To dzięki niemu złamaliśmy te zabezpieczenia na skrzyniach. Idę. -rzekł, wstając -Loren znów się zdenerwuje, że ją budzę. Dobrej nocy. Jutro pracowity dzień.

Nożownik wstał. Stuknął kubkiem o kubek elfa i poszedł do swojej komnaty. Zrzucił pod drodze z głowy zasłaniającą chustę. Ukazała się pocięta bliznami część twarzy. Czerwone oko z dziwną ciemnoczerwoną źrenicą, przypominającą kuliste ostrze ujrzało wreszcie świat. Janosik skierował się ciemnym korytarzem w głąb gór.




**************************************************
**************************************************
**************************************************





Z nocy na dzień, zaczęła się zima.
Drzewa trzeszczały od nałego mrozu.
Cały świat zaczął tonąć w białym morzu zimnego puchu. Wiecznie zielone drzewa naprzemiennie z drzewami bez liści, pokrywały się malowniczym skrzącym się szronem i tonami śnieżnych płatków.
Ze wzgórza na tyle na ile pozwalał padający spokojnie śnieg, wszędzie było widać las.
Śnieg trzeszczał pod łapkami i kopytami leśnych mieszkańców, niekładących się spać na zimne miesiące.

***********
Pokryte śniegiem wzgórze wznosiło się nad okolicą. Zza ośnieżonych szczytów drzew wyglądały strzeliste wieże, pokryte czerwono-białymi paskami ze śniegu . Okolica słynęła na całym południu ze swej dzikości, niedostępności. Tym niemniej, nie dziwiła obecność zamku na tak odległym krańcu górsko-leśnego szlaku. Sosny, modrzewie i jodły gięły się pod ciężarem śniegu, zdobiąc wzgórze zamkowe niczym zieloni strażnicy przyodziani w białe chełmy, oznajmiając okolicy kto rządzi leśnym światem. Wąska ścieżka na szerokość około trzech stóp, pięła się serpentyną pod same mury twierdzy.

Zamek Varos.




**********

-Idealne miejsce. - rzucił w stronę towarzyszy mężczyzna w czarnej, skórzanej kurtce. Rękawicą pokrytą czarnymi płytkami wskazał kierunek. - Tam się udamy.
- Dwa dni temu sprawdziłem całą okolicę wraz z komnatami. Ani żywej duszy. Do tego potężne piwnice. Naprawdę mogą się nam dobrze przysłużyć. - powiedział wysoki, opatulony szalem po sam nos mężczyzna. Ponad chustą widać było oczy w kształcie migdałów, i długie, czarne włosy, lekko szpiczaste ucho wychylało się spośród nich.
-Tutaj na nich poczekamy. - powiedział Janosik. Poprawił potężny plecak na plecach i jął wdrapywać się na wzgórze.

Pięć postaci jęło wspinać się ku górze.

Był rok 1340, okresu Drugiego Cesarstwa.

**********

Tiphereth.
Małe, sześciotysięczne miasteczko na południu kontynentu, przy samym szlaku górskim.
Miejsce przecięcia się dróg handlowych Północ-Południe, Wschód-Zachód i Alabastrowego Szlaku. I dzięki temu, jedno z najlepiej zaopatrzonych w rejonie. Ba! Na całej południowej części kontynentu. Każdy szanujący się kupiec wystawia swoje towary choć na chwilę, gdyż nie chodzi tu tylko o sprzedaż. A o wypromowanie własnej marki. Gdyż tylko najlepsze towary mają prawo wystawić kupcy więcej niż jeden raz w ciągu roku.
Tak więc gnomi rusznikarze, krasnoludzcy kowale, nieziołkowie chemicy i naukowcy, ludzcy i i drakońscy pisarze, historycy, poeci, elfi jubilerowie, krawcy, koniarze, rolnicy, lekarze i wielu innych, o kim mógłby ktokolwiek zamarzyć.

Lecz Johann z zapałem godnym lepszej sprawy, niczym spragniony wiedzy smok oglądał książki w antykwariacie Starego Munra, krasnoludzkiego uczonego.
Nie przyszedł tutaj dla przyjemności. W każdym razie nie tylko.
-Ma Pan być może traktaty filozoficzne starego Ruben'a?
-Hm... Stary Ruben powiadasz młodzieńcze... Ruben, o ile pamiętam, to jego przydomek. Przypomnij mi jakoż on się zwał, wszak bardzo lękam się przejęzyczenia.
-Hisda.

Krasnolud spojrzał na mężczyznę o słusznej budowie ciała i regularnych rysach twarzy.
Z brązowymi włosami w nieładzie i brązową torbą przy boku.
"Pozory mogą strasznie mylić." - pomyślał krasnolud patrząc z niedowierzaniem.
Nie mniej jednak, bez ociągania, wręczył młodemu mężczyźnie 7 kopert związanych wstążką i kartkę.
Na kartce było 7 nazwisk.
Mężczyzna już wychodził, gdy nagle odwrócił się na pięcie:
-A czy ma pan "Transcendentalny byt" Haussen'a?
-Jak dla ciebie młodzieńcze, 4 złocisze.
-Oto one, do widzenia!
-Do widzenia.- Odparł krasnolud.
Od 20 lat nikt nie pytał o tą książkę. Tym bardziej niespodziwał się, że kupi ją śmierdzący dymem tytoniowym młodzik.
"A jednak, pozory mylą..." pomyślał krasnolud, uśmiechając się do siebie.
"Może jednak ten świat tak szybko nie upadnie jak myślałem?"
Podszedł, do wytartego fotela z wysokim oparciem, założył kryształowe okulary na szeroki nos i z wygodnie wyciągniętymi nogami na koziołku, jął czytać dzieło o tytule „Physiologus”.

**********

6 białych gołębi wyleciało tego wieczoru z komnaty na szczycie zamku. Każdy w inną stronę.
Wiedzione jak po sznurku do osób, którym miały dostarczyć wskazówki. Choć nigdy wcześniej tych osób nie widziały.

„Zmierzaj do Tiphereth.
Gdy się zaopatrzysz w co potrzeba, na południowy-wschód, ku przełęczy księżycowej
Ku zamkowi Varos.”
 
__________________
"Głową muru nie przebijesz, ale jeśli zawiodły inne metody należy spróbować i tej."

Ostatnio edytowane przez potacz : 05-12-2011 o 02:59. Powód: Uzupełnione o wstęp z rekrutacji
potacz jest offline