Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2011, 00:23   #6
Tubylec
 
Tubylec's Avatar
 
Reputacja: 1 Tubylec nie jest za bardzo znany
Po dokonaniu zakupu Johann wyszedł na ruchliwą uliczkę. Z lubością wciągnął w płuca haust zimowego powietrza. Radość z dokonanego zakupu rzutowała na jego ogólne usposobienie – zapomniał nawet, jak nie lubi ruchliwych uliczek. Zapomniał przy okazji o czymś innym, zdecydowanie ważniejszym niż subiektywne sądy o architektonicznym układzie małomiasteczkowej zabudowy - mianowicie o poruczonych mu zadaniach. Nieświadom tego uśmiechnął się do siebie, poklepał dłonią okładkę dopiero co nabytego tomu, po czym schował książkę do torby. Obrzucił zdawkowym spojrzeniem okolicę po czym ruszył przed siebie – w bliżej nieokreślonym, a na pewnie nie zaplanowanym kierunku.
Szedł powoli, pogrążony w myślach. "Cóż, iluż to szacownych seniorów załamuje ręce nad kondycją moralną współczesnego społeczeństwa... Degrengolada, powiadają, moralne zepsucie, rozpusta... Tymczasem żaden z czcigodnych starców nie raczy zauważyć pozytywnych aspektów tej sytuacji – wszak w takowych cyrkumstancjach, gdy większość oddaje się praktykowaniu przyjemności natury zgoła nie intelektualnej, można ustawić się całkiem nieźle. Pospólstwo oblega nikczemne karczmy i burdele – mało kto myśli zaś o antykwariatach, i skrytymi w ich zakamarkach, zapomnianych przez boga, ludzi i samych antykwariuszów perełkach... O kurrrww!". Wewnętrzną tyradę, godną wygłoszenia podczas otwartych uniwersyteckich dyskusji na temat dobrych stron powszechnego moralnego upadku przerwało Johannowi pewne zdarzenie. Akademicka filozofia ujęłaby je zapewne jako konfrontację wzniosłego ducha z materią (i od razu zdeprecjonowała, uznając bezwzględną nadrzędność ducha). Ludzie prości, lekce sobie ważący dywagacje "mędrków", określiliby je za to jako zderzenie, spowodowane gapowatością.
Johann, przyczyna bliższa zdarzenia, wzniósł wzrok na przyczynę dalszą; okazał się nią postawny wyrostek, prawdopodobnie kupiecki pachołek. Dłuższe oględziny dostarczyły mu przesłanek do wysnucia wniosku, iż chłopak nie jest zbytnio zadowolony z sytuacji. Ba, wysoce prawdopodobne było, iż wyrostek zechce nawiązać kontakt bezpośredni – i to bynajmniej nie w celach zawiązania nowej znajomości.
- Patrz, jak leziesz, idioto – warknął pachołek – i nie gap się na mnie.
Opryskliwe potraktowanie pozwoliło Johannowi zebrać myśli. "Co za prostak" orzekł. "Jednakowoż sprawie warto ukręcić łeb."
- Wybacz, szlachetny młodzianie, następnym razem twój uniżony rozmówca zwróci uwagę na to, w którą stronę kieruje swoje niegodne kroki – rzekł przesadnie uniżonym tonem.
Chłopak, zaskoczony wypowiedzią, burknął coś, raz jeszcze spojrzał groźnie na bohatera, po czym poszedł w swoją stronę.
Johann stał dalej. Był zły na siebie. "Powinienem dać gnojkowi w pysk. Jak zwykle daję się zaskoczyć i jedyne, na co mnie stać, to wyrafinowane kajanie się". Po chwili jednak skarcił sam siebie "Więcej otwartości na ludzi, wszak podobno jesteś zwolennikiem powszechnej życzliwości". Westchnął. Wraz z westchnięciem wydobył z siebie, wypowiedziane umęczonym głosem "kurrrwa", wzbudzając zgorszenie wśród przechodzących kobiet, w pewnych kręgach zwanych "matronami". Nie przejąwszy się tym wcale, wydobył z kieszeni paczkę papierosów, zapalił, zaciągnął się głęboko. Po czym ruszył dalej.
- Warto byłoby coś zjeść, a już z pewnością wypić – powiedział do siebie.
Paląc, skierował swe kroki ku najbliższej karczmie, która jak można było wyczytać z nieco podniszczonego szyldu, nosiła miano "Srebrnej dyni".
Od momentu zderzenia dręczyła go myśl, czy też raczej "strzęp myśli" – niejasne wrażenie, że o czymś zapomniał. Kilka kroków od drzwi oberży przystanął i zaśmiał się półgłosem. Stojący przed wejściem ludzie spojrzeli na niego jak na wariata – czego oczywiście nie zauważył.
"Przecież właśnie tutaj miałem dostarczyć ową przesyłkę... Niesamowite, jak pamięć potrafi wpływać na fizyczny ustrój; przed chwilą przysiągłbym, że do karczmy przyciągnął mnie głód... Ech, głupcze, nie jest z tobą dobrze, jeśli twoimi działaniami kieruje podświadomość..." myślał. "Nie ma jednak tego złego, i tak dalej. Dowodzi to faktu, że mój duch triumfuje nad materią... Choć z drugiej strony, co niby złego jest w materii...". Obawiając się pogrążenia w najmniej właściwej w tej sytuacji zadumie skierował swe kroki w kierunku drzwi karczmy; przed wejściem do środka zaciągnął się jeszcze kilka razy i rzucił niedopałek na ulicę.
Ogarnęło go ciepło, zapach przyrządzanego jadła i natarczywy gwar. W oberży panował tłok, lecz nie tak wielki, by znalezienie wolnego miejsca okazało się zadaniem niewykonalnym. Po chwili zastanowienia postanowił nie podchodzić od razu do szynkwasu ("Usiłowanie dopchania się tam jest nieekonomiczne"), lecz za swój cel obrał niewielki stolik, stojący w kącie głównego pomieszczenia karczmy. Zdjął z ramienia torbę, położył obok krzesła i rozsiadł się wygodnie. W oczekiwaniu na moment, w którym obsługa uświadomi sobie jego obecność, jął uszczuplać swój zapas papierosów. Paląc, wspominał wydarzenia sprzed kilku dni. Gdy przybyli do zamku z kompanią, Vernon wziął go na stronę i zlecił mu odebranie pewnych dokumentów od antykwariusza i przekazania ich karczmarzowi w Tiphereth. Prawdopodobnie chodziło o wysłanie ich "pocztą gołębiową" – szczegółów Johann jednak nie znał i, mówiąc szczerze, mało go one obchodziły. "Ciekawe jednak, co słychać u szajki? Abstrahując oczywiście od faktu, że obecnie odmrażają sobie dupska, siedząc w tym kurewsko zimnym grajdole w podziemiach zamku i łudząc się, że gorzała tudzież ogrzewanie rąk przy ognisku skompensują uczucie ogólnego dyskomfortu. Będzie miał Panaceusz robotę, nie ma co. Nawet, jeśli ich tyłki wyjdą z tego bez szwanku, to z pewnością ucierpią ich wątroby. Kurwa, czasem dobrze jest być posłańcem..." - myślał, zaciągając się raz po raz tytoniowym dymem.

Z zamyślenia wyrwało go "Witaj, czy masz jakieś zamówienia?", wypowiedziane przez ładną elfkę, uśmiechającą się sympatycznie.
- Cóż... - odpowiedział Johann – Właściwie to mój priorytet stanowi spotkanie z imć oberżystą. Muszę odbyć z nim rozmowę hm... handlową najwyższej wagi.
- To nie powinno stanowić problemu. - rzekła kelnerka z konfidencjonalnym wyrazem twarzy, znamionującym zrozumienie dla "tych" spraw - Będziesz jednak musiał zaczekać ze dwa kwadranse. Zechciałbyś spożyć coś w międzyczasie?
- Hm, dobre pytanie. - uśmiechnął się filuternie Johann – Gradualizując moje potrzeby stwierdzam, że po pierwsze, potrzeba mi piwa... Nie, to nie takie proste, cna niewiasto. Sytuacja zaczyna zakrawać na problem egzystencjalny: mianowicie – potrzebuję piwa, albo piwa. Czekaj! A może piwa?
Elfka uśmiechnęła się lekko.
- Nie uważasz, że logicznie byłoby zredukować tą alternatywę do jednego elementu? - spytała, mile zaskakując bohatera wykształceniem.
- Studia uniwersyteckie, tak? - spytał Johann ze zrozumieniem – Nie ma już dla nas innych możliwości niż praca naukowa albo wysługiwanie się możnym tego świata, pełniąc podrzędne role?
- Cóż, bezbłędne rozpoznanie - rzuciła elfka refleksyjnie i nieco smutno, momentalnie jednak powróciła do wesołego tonu – Zatem skoro w kwestiach żywieniowych odrzucasz logikę, to może przyniosę trzy kufle?
- Po chwili zastanowienia muszę stwierdzić, że wolę pozostać przy logice klasycznej; przynieś mi jedno ciemne piwo – odparował mężczyzna.
Dwa papierosy i jeden kufel później w głównej izbie pojawił się karczmarz. Po rozmowie z kelnerką skinął na Johanna, który udał się z nim do biura, znajdującego się na tyłach oberży. Po dopełnieniu formalności (czyli misji, zleconej przez Vernona) Johann uiścił rachunek, po czym wyszedł na ulicę.
"Pozostaje mi poczekać na odzew. Nie ma logicznej pewności, ale jest wysoce prawdopodobne, że adresaci, odpowiadając na zew, odwiedzą to miasteczko..." - myślał, przechadzając się po zatłoczonych uliczkach Tipereth wśród sypiących się z nieba płatków śniegu.
 
__________________
Samo w sobie i przez się, w niezmiennej bytujące tożsamości. Platon: Uczta

Ostatnio edytowane przez Tubylec : 06-12-2011 o 00:41.
Tubylec jest offline