Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-12-2011, 15:41   #8
traveller
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Miesiąc wcześniej. Tokio Metropolitan University.



- Pozwólcie, że państwu przedstawię. Profesor William Eakhardt z Uniwersytetu w Cambridge.

W sali rozległy się głośne brawa po tej krótkiej zapowiedzi. Na podium wszedł zaś mężczyzna o zdecydowanie bardziej Europejskim wyglądzie. Chyba nigdy do tego nie przywyknie. Ciekawe ilu z tu zgromadzonych przyszło tu naprawdę zainteresowanych tym co ma do powiedzenia. Młode umysły, tak bardzo podatne na wiedzę, a jednak wolą zapychać głowy samymi śmieciami. On sam też kiedyś był taki? Był nawet gorszy. Posiadał dwa nałogi: słabość do kobiet i pracę. Bez jednego i drugiego czuł się niekompletny a teraz... Tak naprawdę nie miał żadnej z tych rzeczy. Czuł się jak palacz, który zamiast palić papierosa nakłada plaster antynikotynowy, jak ćpun który zamiast heroiny wstrzykuje sobie cukier i myśli, że oszuka tym umysł, ale jego ciało drży mimo tego.

- Konnichiwa uhm... Arigato za tą życzliwą zapowiedź doktorze Miyoto. Arigato także wam drodzy słuchacze za tak liczne przybycie. To przyjemność być tutaj i móc podzielić się z wami swoimi badaniami.

Powinien dodać - będzie to przyjemnością o ile uczelnia będzie tak hojna jak do tej pory. Rozejrzał się po sali. Rzeczywiście przyszedł spory tłumek. Audytorium było zapełnione w ¾. Nieźle jak na gościa z Anglii, który napisał raptem kilka książek i żadna z nich nie była tłumaczona na japoński. No tak, ale tutaj każdy znał angielski lepiej niż on znał ich język. Na swoją obronę miał to, że zaczął się go uczyć dopiero od kilku tygodni. Wystarczająco żeby kupić chleb i zapytać jak dojdzie do hotelu, ale za mało żeby poprowadzić wykład w ojczystym języku mieszkańców. Niby drobiazg, jednak ludzie patrzą wtedy na ciebie zupełnie inaczej. Jego akcent wciąż zalatywał niestety zachodnim turystą.

- Mogę prosić o slajdy?

Odruchowo przejrzał swoje leżące na podium notatki. Znał wszystko na pamięć, ale czasem zbyt łatwo dawał się rozkojarzyć niepotrzebnymi rzeczami. Po prostu skupiał swój wzrok nie tam gdzie powinien. Młoda studentka w trzecim rzędzie o cudownie kruczo czarnych kręconych włosach, pełnych ustach i zalotnym spojrzeniu była właśnie takim przykładem. Na ekranie projektora w końcu pojawił się obraz. Pierwszym slajdem była mapa Europy, Azji i części Afryki. Napis pod nią głosił: znane granice świata w XIII wieku. W oczy rzucało się jednak co innego. Znajdująca się na niej czerwona przerywana strzałkami linia rozpoczynała swoją wędrówkę od Półwyspu Apenińskiego - a ściślej od zaznaczonej wielką czerwoną kropką Wenecji. Dalej biegła przez morze Śródziemne, Persję dziś będącą Iranem, wszerz terytorium cesarstwa Chińskiego aż w końcu zakręcała z powrotem przy granicy z Pacyfikiem i wracała do punktu wyjścia drogą przez Indie.

- Czy ktoś wie co to jest?

Ktoś w górnych rzędach chrząknął i podniósł do góry dłoń. Jakiś chłopak w wielkich okrągłych okularach wyglądający na znacznie młodszego niż większość obecnych najwidoczniej chciał odpowiedzieć na rzucone w salę pytanie.

- Mapa podróży Marco Polo?

- Bingo. Pokrywa się to z tzw. chińskim szlakiem jedwabnym. Zgadza się panie i panowie. Jest to trasa wyprawy jaką uważa się, odbył nasz podróżnik w swoim pełnym przygód życiu.

Tylko na to czekał. Rzucał im piłeczkę licząc, że ktoś złapie przynętę. Tak właśnie prowadził zajęcia, tak starał się ich skłonić do myślenia. Aktywny udział w lekcji. Może dlatego w w Cambridge był jednym z tych bardziej lubianych przez studentów?

- Przepraszam, ale czemu użył pan zwrotu “uważa się”?

I to wtedy kiedy zupełnie stracił nadzieję, że ktoś zwróci w ogóle uwagę na to niewinnie brzmiące słowo. Było to jego muza z trzeciego rzędu. Odgarnęła kosmyk włosów i zaczerwieniła się lekko pod wpływem jego spojrzenia.

- No właśnie. Dobre pytanie panno...

- Orien Tashuka, studentka II roku kulturoznastwa i historii.

- Śmiem twierdzić, że wbrew temu co możecie przeczytać w książkach do historii, Marco Polo jednak odwiedził Japonię.

Usłyszał podniecone szepty. Chyba mimo wszystko nie spodziewali się takich rewelacji. Wcześniej poinformował jedynie parę osób: rektora uczelni i wąskie grono profesorskie, które zresztą z początku także było sceptyczne.

- Podejrzewam, że podczas swojego pobytu w Chinach na dworze Kublai-Khana, cesarz będąc pod wielkim wrażeniem ludzi zachodu zarekomendował lub opisał w liście swoich wyjątkowych gości do swojego odpowiednika w Cesarstwie Japonii. Oczywistym jest, że obaj panowie i narody nie przepadali za sobą. Dynastia Yuan nieustannie dążyła do podporządkowania sobie wyspiarskiej i niezależnego kraju kwitnącej wiśni. Jeżeli sytuacja ta miała miejsce to pojawiają się kolejne pytania. Czemu Wielki Khan miałby pisać do swojego rywala? Otóż odpowiedź na to pytanie nasuwa się sama. Z powodu zwykłej i tak bardzo ludzkiej pychy. Goście ponad dostojnikami, w pewnym sensie nawet ponad cesarzami, których oba dwory dotąd jeszcze nie widziały. Podejrzewam, wiec że w tym przypadku ciekawość zwyciężyła i Go-Uda zaprosił czcigodnych gości z zachodu na własne podwórko. Jest to oczywiście tylko hipoteza. Do naszych czasów nie zachował się żaden dowód na korespondencję dwóch cesarzy. Hipoteza ta częściowo jednak tłumaczy kolejne pytania na które musimy sobie odpowiedź w związku z tym. Ktoś wie o jakie pytania mi chodzi?

Powiódł spojrzeniem po całej sali wyczekując kolejnego przebłysku wśród studentów. Ze zniecierpliwienia klasnął nawet w dłonie. To zdecydowanie był jego żywioł.

- No dalej. Wiem, że to wiecie.

Znajoma dłoń powędrowała niepewnie do góry. Wyglądało na to, że chłopak jest naprawdę niezły.

- Czemu Marco nie opisał nic z tego w swoich notatkach?

- Kolejne dobre pytanie panie Harry Potter.

Aulę wypełnił szczery śmiech a sam pochwalony student spłynął rumieńcem wstydu. Profesor odczekał kilka chwil i podjął i na nowo.

- Ależ właśnie opisał. Właściwie jedynie wspomniał. Cytuję: “złoto było tak powszechne w Japonii, że dach i ściany pałacu cesarza były nim wprost pokryte”. Opis ten uznawany jest jednak za fikcję zresztą są ku temu poważne przesłanki. Marco mógł dowiedzieć się o istnieniu Japonii ze zwykłych rozmów podczas długiego pobytu na dworze Khana. Nie zapominajmy, że w okresie w jakim rodzina Polów przebywali w Chinach miał miejsce co najmniej jeden najazd mongolski na Japonię. Ciężko przypuszczać, że cesarzowi całkowicie udałoby się zataić to wydarzenie przed swoimi gośćmi.

-Czemu zatem pan nie uważa tego za fikcję?

Kolejny głos włączył się do dyskusji i całkiem możliwe, że ubiegł kilka innych.

-Zgadzam się z tym, że Marco mógł przesadzić w swoim opisie. Uważam jednak z całą pewnością, że dotarł do pałacu Go-Uda.

-Zatem dlaczego opis tej jego podróży jest tak mało szczegółowy?

-Podejrzewam, że cesarz nie chciałby się narazić sprowadzając do swojego kraju obcych i to w dodatku bratających się z odwiecznym wrogiem przed którym strach był wciąż żywy. Jeżeli powodem do tego miała by być jedynie rozrywka klasy rządzącej to podniosłaby się wrzawa na wielu prowincjach. Nie zapominajmy, że jest to okres umacniania wpływów szogunatu kosztem pozycji cesarza.

-Wizytę starano by się, więc ukryć.

-Dokładnie panno Tashuka. Dyskrecja byłaby tu jak najbardziej wskazana. Co więcej nawet cesarz Japonii nie zaryzykowałby pokazania swojego kraju i jego sekretów kogoś kto jest ulubieńcem jego największego przeciwnika. Nie zdziwiłbym się gdyby statek Polo cumował w tym czasie w jednym z małych portów będącego całkowicie pod kontrolą cesarza. Najprawdopodobniej do pałacu przewieziono jedynie Polów i to...

-Z zawiązanymi oczami!

Dokończyła za niego kolejna studentka i uśmiechnęła się szeroko w zakłopotaniu z powodu wtrącenia się w zdanie Willowi. Jemu najwyraźniej to nie przeszkadzało bo uśmiechnął się lekko i skinął głową twierdząco.

- Tak jest. Wszystko to jednak nie miałoby znaczenia gdybym nie dysponował jakimkolwiek dowodem na poparcie moich słów. Poproszę następny slajd.

Długo budował napięcie, podnosił ich oczekiwania odnośnie tego jednego momentu. Potrzebował całej uwagi zgromadzonych w tej sali i w tej chwili takową posiadał.

-Zdjęcie, które tu widzimy przedstawia trzynastowieczną japońską kartkę papieru pisaną oczywiście w kanji. Do odtworzenia części zatartych znaków trzeba było specjalnych technik laboratoryjnych. Udało nam się w końcu odtworzyć jego treść. Jest to strona z księgi rachunkowej będącej własnością prywatnego kolekcjonera, który sam nie miał pojęcia jak ważny dokument posiada. Nie jest obecnie wiadomo skąd dokładnie pochodzi ten dokument, ale mam nadzieję, że uda nam się to ustalić w przyszłości.

Całe szczęście, że człowiek ten do tej pory nie ma jeszcze pojęcia o tym co zginęło z jego zbiorów i jak bardzo było wartościowe. To było ryzykowne jak cholera, żeby jednak dostać się do jego kolekcji wziął udział w przeprowadzeniu próby incepcji i to z ludźmi, których język znał tylko szczątkowo. Był zdesperowany odważając się na taki krok. Tym razem mu się poszczęściło, ale nie chciałby tego powtarzać. Jego obawy okazały się słuszne akcja nie przebiegła nawet w połowie tak jak tego oczekiwał. Całe szczęście, że kolekcjoner okazał się człowiekiem interesu i ostatecznie poszedł na układ, udostępniając mu dokumenty. O wynikach swoich badań Will nie miał go natomiast informować. Podejrzewał, że mężczyzna chciałby wykorzystać znalezisko pod bardziej pod kątem biznesowym. Jeśli tak jak teraz ujawniłby to jednak wcześniej i przedstawił go jako bezinteresownego dobroczyńcę... Cóż wtedy może by zachował życie. Grał w cholernie niebezpieczną grę.

-Jest to pozornie zapis zwykłej transakcji biznesowej pomiędzy dwoma stronami. Zwrócić trzeba jednak uwagę na kilka istotnych detali. Tutaj widzimy - Eakhardt wziął drewniany wskaźnik i wskazywał nim fragmenty tekstu o których aktualnie mówił.
-Datowanie na 5 rok, 3 miesiąc ery Kōan. Co daje nam 1284 rok według naszego kalendarza. Pokrywa się także z datami z ekspedycji Marco. Drugą niezwykłą rzeczą jest nazwa osoby kupującej towar. Określono ją mianem: nieznany. To bardzo dziwne w związku z tym, że ze wszystkich zapisów w księdze rachunkowej jest tylko jedno takie określenie. Występuje ono właśnie na tej stronie. Ostatnią rzeczą, która nie ma tu sensu jest wielkość tego zamówienia i rodzaj towarów będących przedmiotem transakcji. O ile towary sprzedawane przez Huan Ho nie wydają się być niczym szczególnym dla trzynastowiecznego Japończyka to te, które oferował mu tajemniczy klient są raczej typowe dla mieszkańców Europy w tym okresie czasowym.

Miesiące spędzone nad notatkami tłumaczeniem setek stron japońskiego na coś się opłaciły. Właściwie nie miał nic poza tą małą karteczką i dopasowaną do niej teorią, ale wystarczyło to na tyle, żeby rozbudzić ciekawość. Wystarczyło na tyle, żeby przyciągnąć sponsorów do dalszych badań. Zamożnych sponsorów.

- Nie ma co prawda jednoznacznego dowodu, że to właśnie statek Marco Polo zagościł do wybrzeży kraju kwitnącej wiśni. Jednak biorąc pod uwagę jego uprzywilejowaną pozycję, zbieżność dat i krótki opis przez niego Cesarstwa Japonii w swoich wspomnieniach wydaje się to wielce prawdopodobne. Nawet jeżeli teoria ta jest błędna to zapis na papierze jest mocnym dowodem na to, że pierwsi ludzie z poza kontynentu Azjatyckiego dotarli tutaj jeszcze na kilka stuleci przed Portugalczykami. Teorię tą postaram się osobiście zweryfikować a póki co dziękuję państwu za poświęcony mi czas i zapraszam w przyszłym tygodniu na dyskusję na temat rozwoju chrześcijaństwa w Azji.

Pozwolił sobie na jedynie na krótki uśmiech. Zdecydowanie za wcześnie żeby otwierać szampana. Z sali co chwila błyskał jakiś flesz. Widocznie władze uczelni poinformowały prasę, albo dowiedzieli się w trakcie jego krótkiego przemówienia. Podejrzewał jednak, że jego telefon wkrótce się rozdzwoni z propozycjami wywiadów, występów w programach historycznych, wykładów a może nawet jakiegoś lokalnego talk-show? Wkrótce sala zaczynała pustoszeć. Podpisał kilka swoich książek, rzucił kilka zdań do gazet i trzeba było się zbierać. Kiedy zabierał ze sobą notatki dostrzegł małą pojedynczą karteczkę z pismem, którego w żadnym razie nie przypominało jego własnego.

---

Stacja metra. Tokio Opera City. 18:30.

Co on tu właściwie robił. Miał złe przeczucia. Kto by chciał się tak spotykać? Podejrzewał, że to ma związek z tym co stało się na Kuwejimie w domu tego dziadka. Jeśli tak w istocie było to mógł spodziewać się szantażysty albo nawet zemsty jeśli okaże się, że schrzanili robotę. Ludzie w metrze mijali go tłumami wracając do domów, spiesząc się zakosztowania nocnego życia miasto lub po prostu szwendając się jak to mają w zwyczaju małolaty. Tokio był jednym z tych kilku miast na świecie posiadających swój własny pierwiastek niepowtarzalności, którego brakowało reszcie. Ludzie nie rozumieją Japończyków dopóki nie spędzą z nimi przynajmniej kilku miesięcy. Jeżeli po tym czasie dalej ich nie zrozumieli to czas, żeby pakowali walizki i wracali do domu. Pomijając już nawet nietypowe zwyczaje, postacie rodem z mangi przechadzające się bez skrępowania na ulicach, muzykę, której krótko mówiąc nie był zbyt wielkim fanem. Samotność po prostu nigdzie nie miała takiego smaku jak tu w sercu tej wielomilionowej metropolii. Człowiek mógł wsiąknąć tu na dłużej i nawet nie zauważyć, że to miasto neonów stawało się jego nałogiem. Poza tym nic nie przebije ryby od Sempai, ludzie byli tu dla niego raczej życzliwi i wciąż chciał zobaczyć kwitnącą sakurę.
Zerkał na zegarek podobnie jak przez ostatnie dziesięć minut. Minuta po czasie. Facet albo celowo się spóźniał, albo był idiotą. W dodatku miał on tą przewagę, że dokładnie wiedział jak wygląda William Eakhardt. Profesor natomiast nie miał pojęcia czego się spodziewać. Na pewno nie szturmowca imperium, który jak gdyby nigdy nic przeszedł koło niego. Co dziwne nikt poza Willem nie zwrócił na niego uwagi. Może właśnie za to tak polubił ten kraj.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=t7X9MQi7uOU[/MEDIA]

Z rozmyślań wyrwał go dotyk czyjejś dłoni na jego ramieniu. Eakhardt odwrócił się błyskawicznie przygotowany na konfrontację. To co go zobaczył wytrąciło go jednak z tego zamiaru. Prawie od razu rozluźnił się chociaż częściowo.

-Witam Profesorze. Spokojnie! To przyjacielska wizyta.

Wygląd człowieka stojącego naprzeciw niego wydawał się znajomy. Rozpoznał go jednak bardziej po czymś innym. Znał ten głos. Słyszał go czasem w snach. Przynajmniej w tych zwykłych snach jakie mają zwyczajni ludzie. Obaj mężczyźni nie byli jednak zwyczajni pod wieloma względami.

-Malcolm.

Nie spodziewał się tu samego Ekstraktora. Do głowy nie przyszłoby mu, że mogą chcieć go odszukać. Może wcale nie miał, aż tak rozwiniętej wyobraźni jak myślał.

-Niezła prezentacja. Nie myślałem, że historia jest taka ciekawa.

Przyjął ostrożną postawę trzymania rozmówcy na dystans. Z takimi ludźmi trzeba postępować ostrożnie. Pomógł mu co prawda wcześniej, ale nic o nim nie wiedział. Poza tym jego grupa działała na zlecenie a nie z altruistycznych pobudek

-Dzięki, ale chyba nie jesteś na końcu świata tylko dlatego?

-Nie, nie jestem. Myślę, że wiesz czemu naprawdę tu jestem.

Ton głosu mężczyzny był rozbrajająco szczery. Zachowywał się jakby go znał i może częściowo tak było w końcu kiedyś był jego celem. Nie wiedział czy ta myśl bardziej go cieszy czy niepokoi.

-Domyślam się i nie jestem zainteresowany. Słuchaj naprawdę dziękuję za waszą pomoc wcześniej, ale...

- Nie wciskaj mi tylko kitu z uczciwą pracą to się mylisz. Prywatny kolekcjoner? Jak zdobyłeś ten twój sensacyjny dowód Will?

On wiedział. Włosy zjeżyły mu się na karku a na czole pojawiły się kropelki potu. Oczywiście, że wiedział, był przecież profesjonalistą. Wątpił, żeby ktoś taki nie przygotowywał się na takie spotkanie.

-Rozmowa skończona. Powodzenia.

Nie czekając na reakcję swojego rozmówcy Profesor po prostu odwrócił się i odszedł w stronę przejścia na perony. Nie miał zamiaru słuchać mężczyzny mając tak dużo do stracenia. Zaraz wskoczy w pociąg i wróci do swojego życia.

- Jesteś tu na zesłaniu Will. Wydruk stanu twojego konta bankowego mówi mi, że twoje fundusze są raczej dość kruche. To co tu zaczynasz to ciekawa sprawa, ale bez poważnego kapitału wejściowego sprawa będzie się ciągnąć latami. Jak myślisz gdzie będą wtedy twoje dzieci? Pomyślałeś o tym?

Kilka osób odwracało się za Ekstraktorem, który teraz prawie już krzyczał do oddalającego się Architekta. Po ostatnich słowach zatrzymał co zaowocowało zderzeniem z młodą dziewczyną w rzucających się w oczy kolorowych rajstopach i różowych włosach. Iphone wypadł jej z ręki i wyłączył się przy zderzeniu z ziemią. Japonka pokazała nazwała go tylko słowem, którego nie rozumiał, ale miał dobre podstawy sądzić, że było mało cenzuralne.

-Wysłuchasz mnie chociaż? Pięć minut to wszystko o co proszę.

-Masz dwie.

Wygląda na to, że w najbliższym czasie nie skorzysta z numeru panny Orien Tashuki tkwiącego mu na kartce papieru w wewnętrznej kieszeni jego marynarki.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 07-12-2011 o 09:03.
traveller jest offline