Maria Borch wszyła z zacienionego kąta i zdjęła kaptur, ukazując paskudną bliznę na twarzy. Ruchem ręki zaprzeczyła, kiedy zaproponowano jej posiłek.
Kobieta wyglądała na jakieś 25 lat. Nie była brzydka, ale nie była też urodziwa - blizna robiła swoje. Nie była też wyjątkowo wysoka, raczej średniego wzrostu. Czarne włosy opadały luźno do ramion, a jej nienaturalnie niebieskie oczy wydawały się opalizować w świetle dawanym przez ogień. Jej skóra miała tylko lekko jaśniejszy kolor niż normalnie mają ludzie.
Ubrana była w długi płaszcz ze skóry, mający już swoje lata sądząc po wyglądzie. Na chwilę, kiedy rozchyliła poły płaszcza, aby sięgnąć coś spod niego dało się zobaczyć zdobiony sztylet, sakwę i część ubrania - spodnie do jazdy konnej. Po chwili w rękach trzymała talię kart i przetasowywała ją powoli, lustrując dokładnie otoczenie.
***
-Ubić. - te słowa dźwięczały przez chwilę w jej głowie.
Przymknęła oczy, jakby rozmyślając nad czymś intensywnie. Przetasowała karty po raz ostatni po czym ukryła je znów w połach płaszcza.
Otworzyła oczy. Uśmiechnęła się drapieżnie, a blizna na jej twarzy nabrała potwornego wyglądu. Popatrzyła po twarzach swoich nowych towarzyszy.
-Cóż - powiedziała po chwili. Miała miękki i przyjemny głos. - Jeśli nikt z szanownej Kompaniji nie ma więcej pytań, proponuję ruszyć. Czas płynie nieubłaganie, a wypadałoby przed świtem wrócić...