Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2011, 13:17   #21
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację

Żar dnia powoli ustępował chłodowi nocy wraz z półkolem czerwonego słońca chowającego się za piaszczystym horyzontem.
Za dnia błękitna woda morska przybierała coraz ciemniejsze odcienie, by należycie dopasować się do czerni nadchodzącej nocy.

Jeszcze kilka godzin temu ludzie wylegiwali się na leżakach, korzystając w pełni z promieni gwiazdy dziennej świecącej z bezchmurnego nieba, kąpali się w zarówno w basenie, jak i w morzu.
Obecnie panował względny spokój zakłócany przez nielicznych przybyszy.

Natomiast on od niedawna stał na dachu Aleksandryjskiego hotelu Concorde El Salam, przypatrując się Egipskiemu zachodowi z przekonaniem, iż w Stanach nie wygląda ono tak samo.

Jednocześnie śledząc ruch chowającego się ciała niebieskiego odliczał czas.
Miał dużo czasu, więc przyglądał się.

Właz łączący najwyższe piętro z dachem otworzył się niemalże bezgłośnie.

Nóż na miejscu, broń w kaburze.
Trzy metry do znajdującego się za nim celu, nie zamknięta pokrywa, drugie wejście blisko dwadzieścia metrów od miejsca, w którym stał.
Kilka anten talerzowych niezdolnych do zatrzymania kul, najbliższa metr w prawo.

Oczami wyobraźni widział otoczenie za swoimi plecami, odtwarzając obraz z pamięci.

Usłyszał głośny syk bólu, po którym nastąpiła seria siarczystych przekleństw wypowiadanych przez znajome mu usta.
Uśmiechnął się lekko.

-Powiesz mi w końcu, po co tu przylecieliśmy?-zapytał Anderson, podchodząc do balustrady.
Rozmasowywał palec wskazujący lewej ręki, najwyraźniej przycięty klapą.

-Spotkać się z dawnym przyjacielem-odparł z nieskazitelnym, Nowojorskim akcentem.

-Bardzo fajnie. Czy jestem ci potrzebny do czegoś jeszcze poza wynajęciem całego piętra na moją twarz?-zapytał, zaś Anthony spojrzał na niego rozbawionymi, stalowymi oczyma.

-Właściwie to... nie.

-Akurat-warknął z niepewnością przebijającą cię w głosie, na co Inżynier roześmiał się.
Jack był bystrym chłopakiem o zadziwiających pomysłach i najbardziej zaufanym, żyjącym człowiekiem.

Co prawda zabarwienie tego było nieco gorzkie.
Zaufanie bez nutki cynizmu jest głupią ślepotą, zamykającą oczy na człowieka.
Dlatego akta Jacka znał na pamięć. Z każdymi dopiskami.
Musiał mieć całkowitą pewność, iż cios nie nadejdzie z tej strony.

-Jasne, że nie. Będziesz obserwatorem. Idź do pokoju E10. Luneta jest w poduszce na fotelu. Idź do centrum i wejdź na dach najwyższego budynku. Rozejrzyj się dokładnie i złóż-poinstruował na zakończenie grzebiąc w wewnętrznej kieszeni.

-Coby ci się nie wydawało, że jesteś sam-rzucił słuchawki, mikrofonik i klucz do pokoju.

-Nie lubię zabijać.
Skrzywił się chłopak, spoglądając na trzymane w dłoniach rzeczy.

-Nie sądzę, żebyś musiał, ale bezpieczeństwa nigdy za wiele, a teraz idź, bo nie zdążysz. Spotkamy się jutro-dodał na zakończenie.

Anderson musiał się spieszyć.
Musiał zorientować się, iż nie istnieje pokój E10, ale już 510, jak najbardziej. Lunety nie było w poduszce na fotelu, tylko na łóżku wraz ze sprężyną, której nie ma na najwyższym dachu.
Bez niej stary Dragunov nijak nie wystrzeli.

Nie powiedział też gdzie się udaje. O tym poinformuje na samym końcu, a teraz...
Dalej miał dużo czasu...




Błysnął flesz, zaś Anthony spojrzał na swoją cyfrówkę, krytycznie przyglądając się zdjęciu Kolumny Pompejusza.

Niby ładnie, ale czegoś mu brakowało. Oddalił się trochę, pragnąc objąć nie tylko kolumnę, lecz również dwa strażnicze sfinksy.
Kolejny błysk.

Ciągle brakowało tego nieuchwytnego czegoś. Zdawał sobie sprawę z braku, niemniej nie potrafił dokładnie zidentyfikować nieuchwyconego elementu.

Tłum turystów zelżał, czego Smith jak najbardziej się spodziewał. Mało kto chodził nocą oglądać pozostałości dawnych, egipskich kultur.
Jakaś para przechodziła obok, pokazując sobie palcami różne szczegóły architektoniczne.

Może to perspektywa powinna być inna. A jakby uchwycić ją nieco pod kątem?

-Ktoś się zbliża-usłyszał w słuchawce głos Andersona.

-Może być-mruknął spoglądając na kolejne zdjęcie.

-Witaj. Zbierzesz się ze mną w podróż?-zza pleców Smitha dobiegł dawno nie słyszany, męski głos.
Dawny szef grupy, której był członkiem. Ekstraktor.

-Najlepiej nie tutaj-skinął głową, odwracając się ku rozmówcy.
Inżynier musiał przyznać, że jego towarzysz sprzed lat niewiele się zmienił.

-Spokojnie, obserwuję to miejsce od dwóch godzin. Nie wydaje mi się, żebyś kogoś przyprowadził-odparł Malcolm.

-Wiem-uśmiechnął się enigmatycznie, spoglądając na pojedynczych ludzi kręcących się kilkanaście metrów dalej.
Żaden z nich nie starał się słuchać, co mówią, żaden na nich nie patrzył, lecz to nie wszystko.

-Potwierdzam-powiedział Jack.

-Zboczenie zawodowe-uśmiechnął się szerzej Smith, klepiąc Ekstraktora po ramieniu.
Istniały przecież kamery szpiegowskie i rejestratory dźwięku.
Whitman odwzajemnił uśmiech. W ciemności błysnął garnitur białych zębów.

-To co przejdźmy się i pogadajmy-zaproponował znajomy, zaś starszy mężczyzna powoli, lecz pewnym krokiem skierował się w kierunku morza, zwiększając dystans od sfinksów oraz kolumny.

-Domyślam się, że masz dla mnie coś ciekawego-zaczął Smith.
Ekstraktor z pewnością nie przyleciał do Egiptu od tak sobie, żeby po latach zapytać jak czuje się staruszek Anthony.

-Jasne, jak wiesz upały mam u siebie i nie muszę tu taszczyć dupska, żeby zaczerpnąć słońca. Jest robota-Malcolm od razu przeszedł do rzeczy.
-Gruba sprawa, nierealny do osiągnięcia cel … no i dobra kasa do zarobienia-dodał po chwili.
-Wchodzisz w to?

Zastanawiające.
Malcolmowi potrzebny był Point Man, nie pierwszy-lepszy świeżak, zaś sądząc po wprowadzeniu, zadanie będzie wymagało działania na wielu frontach, by zdobyć prawdziwy wywiad.
A to jedynie wstęp.

Zastanawiał się kto może być zleceniodawcą i celem. Ktoś z najwyższej półki.
W umyśle mężczyzny zaświtało kilka osób.
Jedną z nich był Bill Gates, lecz prawdopodobieństwo było niskie. Linux nie posiadał wystarczających środków tak jak Mac.
A może?

-To zależy. Kto i kogo. Za ile, to nie ma znaczenia-odparł Ekstraktorowi zgodnie z prawdą.
Nic nie poczuł wynajmując całe piętro jednego z najdroższych hotelów w Aleksandrii.
Co prawda jedynie na dwie noce, ale zawsze.

-Jak ci powiem kto albo raczej kogo to za ile zacznie mieć znaczenie-stwierdził Malcolm, zaś Point Man skinął głową z powagą.

Anderson będzie musiał mu wybaczyć. Wyłączył mikrofon.


Przez chwilę milczał, zastanawiając się.
Ekstraktor wiedział co mówi. W tym wypadku fundusze grały bardzo dużą rolę, jednakże nie chodziło o działkę, jaką mogli wypłacić każdemu z osobna, a o zdolność finansowania przedsięwzięcia.

Na twarz Smitha wystąpił szeroki uśmiech. Wyzwanie mogące skończyć się jego śmiercią.
Przez chwilę zastanawiał się, kalkulując. I tak żył już dostatecznie długo, więc mógł pozwolić sobie na taki hazard.
Gra warta była świeczki. Może mógł przyczynić się do zapobieżenia Wojnie.
Opłaca się.

Nagle uderzyła go myśl jak daleką drogę przebył przez te wszystkie lata i jaką rolę odegrał w tym jego przyjaciel.
Z pewnością byłby z niego dumny.
Kto wie, może niedługo się z nim zobaczy...

Włączył mikrofon.
-Wysoko. Wchodzę, ale trzeba będzie poinformować naszego przyjaciela, że będzie musiał wyłożyć trochę więcej pieniędzy niż na działki dla każdego. Tu będzie potrzebny spory nakład na wydatki.

-Gdzieś ty, kurwa, był?!-krzyknął Jack, zaś Smith powstrzymał się przed skrzywieniem.

-No, wysoko. Wyżej się już nie da-obojętnym głosem mówił Malcolm.
-Po takiej akcji to już nawet należy się emerytura. Na fajnej wyspie z siedmiocyfrowym kontem w banku. Ale na razie brzmi to jak życzenie. Oczywiście nie widzę innej opcji, że miałoby się nie spełnić. Ale najpierw trzeba zrobić robotę … i przeżyć. A żeby wszystko poszło gładko to poza wydatkami potrzebujemy teamu. Za dwa tygodnie mam spotkanie z fałszerzem, chemika i architekta też mam na oku.

Miał rację. Najtrudniejszym zadaniem, jakie może ich czekać, to przeżycie zadania.
Będzie to trudne już na Poziomie 0, a jakby tego było mało, nie miał żadnego dobrego pomysłu, mającego rację bytu.

Robota będzie tak precyzyjna, że powinien spróbować zapewnić grupie całe lata na głębszych płaszczyznach.

Do tego potrzeba zdolnego Architekta, by wykreował całe lokacje na tyle wiarygodnie, by przez cały ten czas Cel nie zorientował się, iż jest we śnie.
Wtedy być może nawet trzeba będzie się wycofać.

Konieczny będzie świetny Fałszerz zdolny pomieścić kilka osobowości, by móc je w każdej chwili odtworzyć.
Istny artysta i mistrz iluzji w jednym zabójczym opakowaniu.

No i wirtuoz chemii mogący przydać się głównie we śnie. Wszelakie chemikalia mogą się przydać w każdej chwili, poczynając od gazów bojowych wszelkiego rodzaju na medycznych specyfikach kończąc.

Podstawowy skład musi zrzeszać pretendentów do statusów najlepszych w swoim fachu, zaś Inżynier musiał przyznać, iż zaczynało się całkiem nieźle.
Choć od dawna nie widział Malcolma, pamiętał na co go stać.

W kwestii własnej osoby nie miał zdania.
Posiadał bardzo duże możliwości na płaszczyźnie życia codziennego, lecz dalsze fazy nie jemu oceniać.
Jednocześnie trwał przy nadziei, iż Whitman rzeczywiście myśli o najlepszych z najlepszych.

-Patrząc na kolor moich włosów, emeryturą mnie nie zachęcisz-roześmiał się.

Nagle wpadła mu do głowy pewna myśl. Skoro podstawowa piątka została praktycznie zarezerwowana, to nie miał co o nich myśleć.
Miał w tej kwestii pewną dozę zaufania w stosunku do Ekstraktora.
Mógł jednak zająć się Szóstym.

Piotra Koroniewa pamiętał jako porządnego człowieka potrafiącego być niebezpiecznym.
Co prawda wtedy należało mu się jeszcze długie szkolenie i dopracowanie umiejętności szczególnie w dziedzinie zaskoczenia przeciwnika.

Smith nawet wiedział już jak znajdzie przyszłego Sixth Mana, który z pewnością się zgodzi. Nie było wątpliwości.
Anthony miał bardzo silne argumenty do wystawienia.

-Skoro masz już pozostałą trójkę, to ja mogę załatwić Szóstego. Solidny człowiek z przeszłości. Może uda mi się jeszcze kogoś zwerbować, ale mogę obiecać tylko tyle, że się rozejrzę.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 13-12-2011 o 23:36. Powód: Zdestruowanie nagłówka :)
Alaron Elessedil jest offline