Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-12-2011, 14:21   #23
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Pomieszczenie pełne stalowych, zardzewiałych szafek zamykanych na klucz. Szatnia.
Miejsce, gdzie zwykły człowiek przychodził, by zostawić życie cywila i wraz z założonym mundurem stać się pogardzanym klawiszem.

Nieopodal stały pospolite prysznice ze słuchawkami pokrytymi kamieniem, najpewniej oferujące użytkownikowi szerokie spektrum żyjątek wypływających razem z wodą, nie pomijając grzybicy, jaką z pewnością można było się nabawić, stając bosymi stopami w kabinie.

Szatnia i zaledwie trzy osoby znajdujące się w niej.
Klawisze wyżsi stopniem, o czym świadczyły czarne pagony na ramionach mundurów tej samej barwy.
Uniformy były identyczne. Czapka z szarym paskiem i tarczą na środku, mosiężne guziki - istna gratka dla złomiarzy, lakierki, pasy z masywnymi klamrami.

W zestawie małego klawisza dostali też pałki, paralizator i krótkofalówki. Zapewne z bojowej części wyposażenia najbardziej przyda się paralizator. Szybkie uciszenie nieposłusznej jednostki.
Krótkofalówka może przydać się później, by zameldować Malcolmowi o postępach akcji.

Nie spieszyli się specjalnie.
William siedział na jednej z drewnianych ławek, Antonia poprawiała dopasowanie swojego stroju, zaś Anthony lekko krzywił się czując nie do końca przyjemny ucisk na ciele.

Pół rozmiaru za małe i niedopasowane.
Piło pod pachami, opinało względnie szeroką klatkę piersiową i barki. Uciskało ręce szczególnie w okolicach bicepsów.
Podobnie zachowywała się dolna część względem ud.

Nagle podniósł głowę. Syrena alarmowa.
Tego się nie spodziewał... W planach nie istniał powód jej użycia.
Coś poszło nie tak, jak powinno.
Nie tylko on to zauważył, co nie było wielką sztuką.

Do pomieszczenia, z prędkością F-16 wleciał jeden z ich przełożonych.
-Bunt! Bunt w damskim skrzydle! Ty i ty, Will, za mną do zbrojowni i gnamy wspomóc tam strażniczki, pchamy tam większość sił. Smith! Ty dowodzisz akcją na dziedzińcu, chcę mieć wszystkich facetów w swoich celach jak najszybciej! Do roboty, kurwa!-wydarł się i wypadł z szatni jeszcze szybciej.

Prawda, należało się spieszyć, lecz cały plan właśnie wziął w łeb. Należało ustalić co będą robili.

-Dzięki, stary. Świetna robota!-powiedziała Antonia, a Smith słysząc jej głos, uśmiechnął się mimowolnie.

Był prawie pewien, iż kobieca celowo modulowała głos w ten sposób, by być jeszcze bardziej uwodzicielska.
Inżyniera niezmiernie to bawiło, ponieważ była zupełnie inna niż wojsko.
Drugie usztywniało nogi, zaś Antonia najwyraźniej stawiała na nieco inną część ciała, jednocześnie zmiękczając dwie kończyny dolne.
To właśnie owa wizja wprawiała Anthony'ego w dobry humor.

Tymczasem między Architektem i Chemiczką doszło do wymiany zdań, lecz on nie miał zamiaru się wtrącać, choć nie bardzo podobało mu się to, iż nastąpiły jakiekolwiek komplikacje.
Dobrze, że wyszły teraz, nie później.

Powrócił do oględzin własnego ubrania.
Zastanawiał się jaką ruchomością dysponował w swoim malutkim, prywatnym więzieniu w więzieniu.
Początkowo wolno i oszczędnie, by przyspieszyć oraz poszerzyć ruchy.

-Kobiece skrzydło jest najmniej ważne w tej chwili. Jak stracimy nasze panie przez czyjś brak profesjonalizmu, to tragedii nie będzie. Jak stracimy wszystkich innych, to będzie problem. Czas się też odliczyć. To kto na ochotnika idzie do Malcolma?-usłyszał Chemiczkę.

Na to nie mógł się zgodzić. W damskim skrzydle znajdują się Amy i Miranda, które w trakcie zamieszek mogą zginąć.
Nie mogli dopuścić do wybudzenia przed finalną częścią ich teatrzyku.
Natomiast samego Malcolma można było powiadomić przez krótkofalówkę, którą podobno miał każdy ze świadomych.

-Anthony? Co robimy? Powinniśmy kontynuować plan czy zwijać się całkowicie?

-Chyba sobie jaja robisz. Jeśli teraz mamy się wycofywać, przy takich drobnych niepowodzeniach, to co będzie... Z resztą nie ważne-odparł szybko, wchodząc w rolę wojskowego.
Nie mogli poddawać się z powodu takiej błahostki jak bunt skrzydła więziennego.
Co prawda mogło to brzmieć śmiesznie, zważając na ilość śmierci, jaki ów mógł zadać, ale nie można było zapominać, iż jest to po prostu sen, nad którym należy zapanować.
Nie koniecznie trzeba się przejmować konsekwencjami niektórych decyzji, odbijających się na dalszej przyszłości.

Zabraniem przez nadciągający oddział komandosów nie należało się przejmować.

-Tamten co wyszedł gadał całkiem do rzeczy, szczególnie jeśli brać pod uwagę, że nie wszystko poszło jak należy.
Jest bunt, najprawdopodobniej jest broń. Jest broń, jest niebezpiecznie, a w Południowym mamy dwójkę naszych. Jeśli tam są.
Idźcie do zbrojowni i nie żałujcie sobie broni. Szczególnie gazów łzawiących i maski. A jak nie ma, to mam nadzieję, że sobie je wyobrazisz
-powiedział do Williama, którego skondensowana podświadomość w osobie wyższego stopniem strażnika okazywała się całkiem logiczna.

Jedna osoba powinna skutecznie przypilnować ludzi na spacerniaku, zaś większa ilość potrzebna była w damskim skrzydle.
Słusznym zdawał się też wybór jego do zaprowadzenia spokoju wśród mężczyzn.
Powinien sobie poradzić, natomiast do rozjuszonej hałastry potrzebna jest osoba z dużą wyobraźnią.

-Czy mam wam je wyjąć z którejś z szafek?-dopytał Smith, rozglądając się po szatni.
Tutaj mógł próbować wyobrazić sobie różne rzeczy bez zagrożenia utraty stabilności snu, co było bardzo ważne.
Nie zależało im na skierowaniu przeciw sobie wszystkich projekcji, nie tylko więźniów.

-Nie będzie takiej potrzeby. Damy sobie radę prawda?-odpowiedział William, zaś Inżynier uśmiechnął się szeroko.
Architekt zdawał się być bardzo dobrze przygotowany do wojen we śnie, zaś Point Man zastanawiał się czy jego towarzysz dałby radę wyobrazić sobie czołg lub myśliwiec.

-Nie wiedziałem, że znasz konstrukcję tych malutkich pojemniczków z sympatycznym, gazowym przyjacielem. Bardzo dobrze. Przyda się-klepnął mężczyznę w ramię.
Musiał wiedzieć jak wyglądają, co mają w środku i jak działają, a to całkiem sporo. Mógł nie wiedzieć jak się je stosuje.
Teoretyk lub praktyk-teoretyk.

-Można powiedzieć, że mam ciekawe hobby-odparł z uśmiechem Profesor, zaś Anthony już zastanawiał się, jak wykorzystać nabyte już zdolności w nadchodzącym zadaniu.
Dawało to pełen wachlarz przydatnych rozwiązań.
Musiał zapamiętać, by dowiedzieć się na co z tej dziedziny może liczyć i ewentualnie poszerzyć możliwości towarzysza.

-A ty w tym czasie gdzie będziesz?.
Point Man spojrzał na pytającego. Istniało tylko jedno miejsce, w którym powinien się znaleźć.
Spacerniak.
Zapewne znajdowało się ta kilku ludzi, których należało stamtąd wyciągnąć.

-Ja zajmę się dziedzińcem. Poradzę sobie z uspokojeniem kilku nadgorliwych więźniów, a w razie problemu, wywołujcie mnie. Wtedy postaram się pospieszyć-odpowiedział, zastanawiając się, w jaki sposób rzeczywiście mógłby ich opanować.

-Co z Ekstraktorem?
Rozmowa przeciągała się trochę za bardzo, lecz sam Smith doskonale rozumiał potrzebę wiedzy.
Malcolma rzeczywiście należało ostrzec przed kolejnymi możliwymi komplikacjami, ale nie trzeba było w tym celu fatygować się do niego osobiście.

-Pewnie siedzi wygodnie na swoim fotelu i oczekuje nas. Będzie musiał jeszcze trochę się ponudzić, bo nie dojdę do niego tak prędko-odparł Point Man z krzywym uśmiechem zdobiącym twarz pokrytą kilkudniowym zarostem.
Możliwe, że chciałby sprawdzić zdolności improwizacyjne Wingmanów. Taka wiedza mogła się bardzo przydać.

-Czyli co? Zgarnąć go przy okazji?
Nie taki był plan. Whitman miał nie ruszać się ze swojego gabinetu, jeśli nie będzie absolutnie niezbędny w innym miejscu.
Takiej opcji nikt z nich nie zakładał.

-Spotkamy się w pokoju Naczelnika, więc on nie bardzo ma się jak ruszyć. Możemy spróbować kontaktu przez krótkofalówki. Dałeś Malcolmowi taki gadżecik?-zapytał Williama.
Co prawda wiedział, iż powinien swoją posiadać, lecz wolał się upewnić.

-Jasne, zadbałem o to, żeby każdy z nas miał jedną-usłyszał w odpowiedzi Point Man.
Jeśli jednak coś poszło nie tak i Ekstraktor nie posiadał krótkofalówki, będą musieli poradzić sobie nieco inaczej.

Wyjął sprzęt komunikacyjny zza pasa.

-Jeszcze jakieś pytania?-zwrócił się do dwójki. Wiele czasu już zmarnowali.
Co innego chaos rozwijający się samoistnie, bez żadnej kontroli, a co innego rozprzestrzeniający się sam, ale z czynnikiem mogącym zakończyć go w każdej chwili.

Na szczęście wszystkie palące wątpliwości zostały wyjaśnione.

-Jazda!-rzucił na odchodnym, po czym szybko ustawił ustaloną wcześniej częstotliwość Naczelnika więzienia.

W końcu wyszli.
Antonia była wyraźnie niezadowolona, lecz Inżynier był za starym wróblem, żeby łatwo dać się złapać na ową prowokację.

-Wygodnie na foteliku, nasz drogi Naczelniku?-wywołał Ekstraktora, mając nadzieję, iż krótkofalówka zaskrzeczy i pośle serię szumów przerywanych głosem Malcolma.

-Co tam się do cholery dzieje?!-usłyszał w odpowiedzi zdecydowanie damski głos.
Poznawał go i już wiedział, że Amy Fox nie siedziała między więźniami.
Gdzie, w takiej sytuacji, podziewał się Ekstraktor?

Tak naprawdę mógł być wszędzie: gdzieś pośród strażników, na jednej z wież, przy megafonie, w męskiej części więzienia lub - na tą myśl uśmiechnął się lekko - damskim skrzydle.
Szybkim krokiem, ani na chwilę nie zatrzymując się w miejscu, przemierzał korytarz, przeciskając się między chaotycznie biegającymi strażnikami.

Za grosz w nich dyscypliny. Jak oni mogą panować nad tym miejscem?

Dostał się na górny poziom klatki schodowej strzeżony w większości przez stalowe siatki.
Natychmiastowo wbiegł na schody prowadzące na półpiętro tonące w niedopałkach, śmierdzące jak wielka popielniczka, którą w istocie było.

Skoro uczestnicy snu pojawiają się w innym miejscu niż było to zaplanowane, to inni również mogli nie być na swoich miejscach.
Problem stał się większy.

-Kurwa mać-warknął, myśląc szybko.

Ognisko buntu znajdowało się bardzo blisko Amy, więc mogą do niej dotrzeć bardzo szybko.
Najlepiej niech Will i Antonia przyspieszą.

-Masz się czym zabarykadować?-zapytał szybko, wciskając przycisk. Koniecznie trzeba było dać wszystkim więcej czasu.

-Antonia, William, jeśli jeszcze nie biegniecie, to lepiej zacznijcie. Pani naczelnik Fox będzie miała problemy-wyrzucił z siebie tuż po przestrojeniu na inne fale, z których powrócił na częstotliwość Amy.

Nagle zobaczył Blackwooda prowadzonego przez dwóch strażników ze Skrzydła Wschodniego.
Zatrzymał się na chwilę na schodach prowadzących z półpiętra na parter.

-Wy dwaj! Biegiem do gabinetu Pani Naczelnik! Zabieracie więźnia i pilnujecie. Nie ma czasu go odstawiać. W razie problemów biegiem na dziedziniec!-błyskawicznie poinstruował, po czym ponownie ruszył przyspieszonym krokiem, słysząc za sobą krótkie, acz rzeczowe "Tak jest!".

Bardzo dobrze.
Amy, Balckwood, Antonia, William. Przynajmniej oni będą już na umówionym miejscu spotkania.

-Biurko, szafa, coś by się znalazło-usłyszał krótkofalówkowy raport stanu ciężkiego wyposażenia pomieszczenia.
Skromnie. Bardzo skromnie, ale musi wystarczyć.

Cała koncepcja opierała się na zaufaniu do Williama i przekonaniu, iż zdąży na czas, a wtedy wystarczy tylko potraktować natrętów gazem.
Jak tylko gaz zacznie działać, bunt powoli zacznie dobiegać końca.

Przepchnął się między kilkoma strażnikami, krzywiąc się na panujący wkoło nieporządek.

-Ale burdel...-mruknął.

-Zawołaj do siebie strażników. Tylu, ilu jest w okolicy. Niech wszystko poustawiają przy drzwiach i czekają z wyciągniętą bronią.
Pomoc jest w drodze
-powiedział szybko.
Fałszerz nie miała wiele czasu do stracenia. Musiała działać natychmiastowo.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.

Ostatnio edytowane przez Alaron Elessedil : 14-12-2011 o 00:39. Powód: Nazwa posta przestaje istnieć
Alaron Elessedil jest offline