Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-12-2011, 21:12   #30
Vivianne
 
Vivianne's Avatar
 
Reputacja: 1 Vivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputacjęVivianne ma wspaniałą reputację
Amy Fox otworzyła oczy. Zamknęła usta, ale echo jej własnego głosu jeszcze przez moment grało pod kopułą wielkiej sali.



Najpierw było wrażenie wielkiej ciszy. Obłędny hałas, który czyniły buntowniczki, jej własny krótki krzyk który wyrwał się z gardła tuż przed...To wszystko zniknęło. Ucichło w jednej sekundzie, jak ucięte nożem.

Nożem...

Popatrzyła na swoje dłonie. Nadal kurczowo trzymały brzuch, brzuch na którym nie było śladu rany. Brzuch nie palił już ogniem nie dającego się wytrzymać bólu, jak jeszcze przed chwilą. Tylko mięśnie nadal były skurczone, ciało potrzebowało dłuższej chwili by uwierzyć mózgowi. Wykonała trzy powolne oddechy by rozluźnić włókna, ale bardziej by przekonać samą siebie, że jednak żyje.

Pomogło. Trochę. Teraz, jakby z wielkiej dali, słyszała dźwięki muzyki klasycznej. Amy powoli dochodziła do siebie. Umysł wytrzymał, poradził sobie ze wstrząsem. Spojrzenie, jeszcze niespokojne, pobiegło od wychodzących z okolic jej własnych nadgarstków kabli, po tych kablach, aż do leżącego pośrodku wielkiego stołu urządzenia. Dobrze znajomego Amy urządzenia.

PASIV. The Portable Automated Somnacin IntraVenous Device. Urządzenie, zapewniające kontrolę nad dozowaniem Somnacinu śniącym i pozwalające na współdzielenie snu przez ludzi. Charakterystyczny przycisk pośrodku, uruchamiający wszystkie podłączone linie w dokładnie zsynchronizowanym momencie. Przyrządy monitorujące, wyświetlacze. Baterie, plus zasilanie zapasowe. Gustowna, mocna walizka kryjąca to wszystko w środku. PASIV był w trybie aktywnym.

Wzrok Fałszerza padł wyżej, ponad urządzeniem. Jedna z linii biegła tam, ginąc pod mankietami elegancko ubranego, znajomego doskonale Amy człowieka. Will...Śnił, rozparty wygodnie na obciągniętym białym nakryciem fotelu. Patrzyła długo na jego twarz, sama nie wiedziała ile.

Dopiero potem powiodła wzrokiem dookoła. Tylko ona nie spała. Wokół okrągłego, zastawionego kielichami z winem stołu, siedzieli śpiący ludzie. Z urządzenia, niczym nici pajęczyny, kable biegły ku dziesięciu innym pogrążonym głęboko we śnie, ułożonym starannie w fotelach osobom. Niektórych znała bardzo dobrze. Innych poznała...Przed chwilą.

Team śnił jeden sen. Pewnie nie spali jeszcze nawet trzech minut... Amy układała sobie wszystko w głowie. Wenecja. Hotel, wynajęta specjalnie dla ich dyskrecji sala, należałoby chyba rzec, pałacowa. Wszyscy przy jednym stole, ubrani już nie w więzienne uniformy ale eleganckie ubrania w jakich tu przyjechali. Wspomnienie powitalnego toastu, pierwszych słów Ekstraktora...No jasne. Czym to było? Testem? Pierwszym treningiem? Rytuałem inicjacyjnym?

Po oglądaniu ludzi przyszła pora na salę. Światła wielkiego kandelabru u sufitu przypominającego pokrytą freskami kopułę kościoła nadawały odświętny nastrój. Wielka przestrzeń, pełna wspaniałych dzieł sztuki, właściwie cała sala była jednym dziełem sztuki. Zgromadzone tu eksponaty czy w ogóle samą architekturę byłby docenić w pełni zapewne tylko profesor historii sztuki. Amy nie była profesorem. Ale na szczęście język piękna jest zrozumiały dla wszystkich. Fox po prostu chłonęła urok, przepych i ciszę tego miejsca. Łatwo było wyobrazić tu sobie, że przenosisz się w czasie o całe stulecia wstecz, gdy Imperium Weneckie było u szczytu swojej potęgi.

Zdało się, że właśnie całe stulecia minęły, zanim Amy znów się poruszyła. Odpięła się ostrożnie od urządzenia i cicho podniosła z miękkiego fotela.

Amy powoli dochodziła do siebie. W takim miejscu zebranie myśli nie przychodziło łatwo. Nie wspominając już o zdarzeniach w jakich przed chwilą brała udział. Stała w samym środku pomieszczenia pełnego przepychu, które skutecznie starało się oderwać jej uwagę od rzeczy ważnych. Od pytań, które nie znajdowały odpowiedzi i obaw, które podsuwały do głowy najczarniejsze scenariusze. Wciąż oszołomiona nieco po własnej śmierci traciła cenne sekundy. Sekundy które mogła spożytkować w sposób zdecydowanie bardziej pożyteczny niż wpatrywanie się tępo w podłączonych do PASIVa elegancko ubranych ludzi, którzy ciągle pozostawali we śnie.
W końcu – na Jej oko minęły chyba ze dwie minuty – podeszła do Willa. Spojrzała na niego tak, jakby jednym spojrzeniem chciała przekazać mu całą masę informacji. Za chwilę znalazła się przy leżącym najbliżej niego Extraktorze.
- Wierzę, że wiecie co robicie – szepnęła.

Zaczęła przechadzać się nerwowo w tę i z powrotem. Stukot eleganckich butów na wysokim obcasie niósł się po pogrążonej w ciszy sali niepokojącym echem. Był to stukot donośny: piękny marmur posadzki, w którym odbijały się światła kandelabrów, był twardy. Znakomita akustyka, pomyślała. Zapewne odbywają się tu często koncerty.

To podejrzenie zdawała się tylko potwierdzać obecność okazałego pianina, połyskującego wypolerowaną idealnie ciemnoczerwoną powierzchnią pod jedną ze ścian. Amy podeszła tam powoli i przesunęła dłonią po instrumencie. Nie było na nim śladu kurzu.

Nagle Amy tknęło dziwne przeczucie. Powoli odwróciła głowę w kierunku stołu. Jednego ciała brakowało! Teraz oprócz jej własnego fotela, jeszcze jeden stał pusty. Fox zaczęła się szybko zastanawiać czyj, pamięć gorączkowo próbowała odtworzyć widziane wcześniej pozycje siedzących przy stole. Ale zanim zdążyła sobie to przypomnieć, z jej gardła sam wydobył się krótki krzyk przestrachu, odbijając się echem od ścian wielkiej sali.

Tuż obok niej, nieruchomy i przerażający, w miejscu gdzie przed chwilą niczego jeszcze nie było, stał demon.

Humanoidalna postać miała chyba na sobie jakieś kolorowe szaty, a z jej rąk sterczały barwne długie pazury. Jednak wszystko, na co mogła patrzeć zdjęta nienaturalnym przestrachem Amy, to czarne, wywołujące szaleństwo, oblicze. Oblicze, z którego wybijały się tylko złote brwi i wpatrzone w Amy intensywnie płonące czerwienią oczy. Koszmar powrócił, w jednej chwili poczuła to wszystko, co czuła gdy tamta kobieta szła ku niej z nożem w ręku. W głowie huczało rozbestwione, rozszalałe morze.

Demon wyciągnął rękę. We wnętrzu dłoni, niczym skulone małe zwierzątko, tkwiła grudka skrzepłej krwi. Pazury poruszyły się delikatnie. Demon rozwarł usta, w środku była tylko ciemność, absolutnie doskonała ciemność, jakby ta rozwarta paszcza była bramą do wiecznej nocy. Z tej ciemności popłynął głos, cichy, jakby dobiegał z daleka, z innego świata, ale natarczywy i nieznoszący sprzeciwu.
- Amy Fox! Widzisz mnie. Śnisz.

Jej jak dotąd w miarę stabilne zdrowie psychiczne w ciągu ostatnich kilku chwil raz po raz poddawane było nieludzkim próbom.
Fox na moment zamknęła oczy wierząc naiwnie, że straszliwa postać zniknie równie niespodziewanie jak się pojawiła.
Nic z tych rzeczy. Wciąż stała przed nią tak rzeczywista, jak rzeczywiści byli pogrążeni we śnie ludzie leżący w białych fotelach. Ludzie wśród których brakowało…
- Antonia Ramos! – krzyknęła bardziej do siebie niż świdrującego ją wzrokiem demona.

Z czarnej jamy ust dobiegło echo urągającego śmiechu. Jakby ktoś piłował nożem kamień, jakby pękało tysiąc okien.
- Antonia... jest tu. Czasami bywam nią. Czasami ona bywa mną. Czasami jesteśmy jednym. Nie ma jednoznacznych odpowiedzi. I nie ma prostych pytań. Sprytna z ciebie dziewczynka, mądrzejsza niż ci na dole. Mimo wszystko.

Stojąca przy stole Amy chwyciła nagle masywny, pozłacany świecznik. Ręka kobiety już po sekundzie zaczęła drżeć z wysiłku jaki wykonywała utrzymując ciężki przedmiot na wysokości twarzy.
- Co tu się kurwa dzieje? – spytała głosem zdradzającym strach. Jej ton mógł jednak świadczyć o tym, że nie zamierza za chwilę umrzeć po raz drugi. Z tą tylko różnicą, że teraz miała zostać rozszarpana przez stwora rodem z koszmarów sennych a nie rozwścieczone więźniarki.

Żaden wrzask ani groźba nie wydobyły się z ciemności za ustami demona. Tylko westchnięcie, jakim matka mogłaby skwitować wybryki swojego dziecka.
- Odłóż to, laleczko, bo się pokaleczysz. Mnie tym nie zranisz. Możesz teraz machać świecznikiem, paść na podłogę, wierzgać i wrzeszczeć, albo pomóc mi w ściągnięciu reszty. To, co cię zabiło ciągle tam jest i może kogoś skrzywdzić. W tym także mężczyznę, który tak wzruszająco płakał nad zwłokami twojego fantomu - demon wskazał Willa wyciągniętym pazurem. - Jesteś mądrą dziewczynką, czy nie za bardzo?

Odstawiła ostrożnie świecznik nie spuszczając wzroku z demona. Myśl Fox myśl powtarzała w myślach.
- Ramos czy ty za każdym razem musisz być tak cholernie złośliwa? – tak to musi być ona. Amy doskonale pamiętała tą niezwykle pyskatą kobietę z ich pierwszego spotkania. – Pomogę ci, ale mam dwa pytania. Po pierwsze, dlaczego wyglądasz tak... tak jak wyglądasz no i co mam robić?

Złota brew uniosła się do góry.
- A widziałaś kiedyś świętego mikołaja w garniaku i pod krawatem? Nie bardzo, co nie? Nie byłby wtedy tym, kim jest. Dlatego wyglądam, jak wyglądam.
Odwróciła się, barwne szaty otuliły sylwetkę.
- W tamtej walizce masz odtwarzacz cd i słuchawki... załóż Willowi - wykopała spod stołu sporą torbę i szarpnięciem pazura rozpruła zamek. Wydobyła ze środka płytę i podała ją Amy.
- Drugi utwór. Czekasz na drugi refren i wduszasz pauzę na “em cima”. Trzymaj Willa, może dzięki temu będzie spokojniejszy i sen stanie się bardziej stabilny. Willa ściągamy na koniec. Wszystko jasne?

- Ty nie umiesz normalnie rozmawiać z ludźmi, prawda? - chciała jeszcze coś dodać, ale powstrzymała się w ostatniej chwili.

Demon wzruszył ramionami, ledwo dostrzegalnie.
- Wchodzisz w świat bogów, demonów i istot, o których wiedza rozsadziłaby od wewnątrz twoją małą, śliczną główkę. Z tym, co normalne, pożegnałaś się na własne życzenie, zmiennokształtna.

Amy wyjęła discman, podłączyła słuchawki, włożyła płytę. Podeszła do Willa i bardzo delikatnie włożyła mu słuchawki. Włączyła wskazany utwór.
- Gotowe – zakomunikowała sucho.
Musiała nachylić się nad mężczyzną, by dobrze słyszeć muzykę. Położyła dłonie na jego ramionach. – Spokojnie Will. Tylko spokojnie – szepnęła.
Teraz pozostała jej tylko obserwacja Antonii, która w mało delikatny sposób zaczęła wybudzać śpiących.
Na pierwszy ogień poszedł Turysta. Demon zakasał luźne, szerokie rękawy, nachylił się i z mało demonicznym stęknięciem wywrócił krzesło, na którym w objęciach Morfeusza spoczywał Blackwood. Krzesło rąbnęło z hukiem na podłogę.
 
__________________
"You may say that I'm a dreamer
But I'm not the only one"
Vivianne jest offline