Alan otworzył oczy i uniósł pośpiesznie do pionu zwieszoną na piersi głowę. Już poczuł pewne zawstydzenie spodziewając się, że pochrapywał gdy wokół rozsiedli się ludzie i gapią się na niego jak na jakiegoś narkomana szukającego tylko okazji by odpłynąć. Na szczęście lokal był pusty co wywołało w nim zdziwienie. - Jak można prosperować bez klientów? – pomyślał.
Jego oparta na stole dłoń w dalszym ciągu zaciskała się na szklance z zimnym piwem. Odstawił ją i począł rozcierać zziębnięte palce.
– Ile to czasu minęło? – zastanawiał się. Sięgnął po komórkę, by sprawdzić godzinę i zasięg. Jednocześnie wstał przeciągając się poruszając zdrętwiałym karkiem. Zrobił parę kroków, by zrzucić z siebie senność do końca i pociągnął jeszcze dwa łyki piwa dla przepłukania gardła.
Poczuł jednak ochotę na coś słodkiego, jego organizm domagał się glukozy.
- Miło tutaj, kupię kilka batoników i paluszki do piwka i popracuję trochę. – pomyślał, po czym podszedł do baru w poszukiwaniu barmana. |