Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-12-2011, 15:08   #4
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację


Specyficzna taksówka spokojnie pruła przez pustkowie. Pogoda była wymarzona. Żółta kula ogrzewała, a można nawet rzec przypiekała kierowcę i jego pasażera. Niebo było bezchmurne, jednak Lucas nie pogniewałby się gdyby spadł deszcz. Siedząc na tylnim fotelu wachlował namiętnie swym wysłużonym kapeluszem. Właśnie w tym momencie przypominał sobie jak równo rok temu siedział w Egipcie asystując sławnej pani archeolog. Wtedy to temperatura była znacznie wyższa. Niemały uśmiech zagościł pod jego nosem na wspomnienie, że jego szefowa musiała przez cały dzień chodzić w samej bieliźnie gdyż ktoś schował jej ciuchy.
- Chyba mamy problem – powiedział po włosku kierowca, wyrywając Lucasa z zamyślenia.
- Che cosa? – zapytał, starając się dopasować akcent.
- No ten, chyba brakło paliwa – gruby człowieczek przepraszająco spojrzał na swojego klienta. W tym momencie pojazd zaczął zwalniać.
- Cholera… - mruknął pod nosem zakładając swój kapelusz. – Ile jeszcze zostało do Sella Nevea’y?
- No będzie z jakieś dwa kilometry – odpowiedział uczciwie, wyciągając kluczyk ze stacyjki. Mozolnie wygrzebał się z siedzenia. Wyszedł na pobocze by rozprostować gnaty. Zaraz też dołączył do niego asystent archeologa.
- A do stacji benzynowej? – spytał ponownie, przeciągając się i ziewając.
- Będzie na miejscu. Jednak zaraz zadzwonię po lawetę i po kłopocie – dopowiedział, uśmiechając się w stronę pasażera. Próbował zachować dobre pozory, żeby nie rozgniewać klienta i by ten nie doniósł na niego skargi.
- Wie pan co? Od wylotu z Niemiec nie miałem okazji się przejść. Z przyjemnością dojdę na miejsce piechotą.
Kierowca był zdziwiony propozycją pasażera. Tego by się nie spodziewał. Jednak Lucas uspokoił jego ducha, wypłacając mu całą należność. Grubas chciwie wziął pieniądze i pomógł turyście wypakować walizkę. Mała to była walizka, bo też niewiele Lucas potrzebował. Szczęściem dla niego, że jej kółka mogły sprawnie przemieszczać się po asfaltowej drodze. Dopytał się jeszcze o drogę po czym pożegnał zadziwionego włocha.

***

Po półgodzinnej wędrówce dotarł na miejsce. Tego mu brakowało. Jako młody chłopak przemierzał całe Colorado ze swoim ojcem. To było jego drugie hobby, zaraz po grzebaniu w ziemi. Mężczyzna zachwycił się urokami miasteczka. Przystanął na chwilę, aby określić swoje położenie na mapie kupionej jeszcze przed wylotem. Gdy już zorientował się gdzież to ukrywa się tajemniczy dom, w którym miłe małżeństwo zaproponowało mu pokój, bez zwłoki ruszył dalej.



Z oddali zobaczył domek. Nieco się zdziwił na jego widok, ale za tą cenę nie mógł spodziewać się willi z basenem.
Małżeństwo okazało się bardzo przyjazne. Rozmawiał nawet z nimi po angielsku. Mąż był cieślą w średnim wieku, a żona małą kobietką o niesamowitej urodzie. Po tym jak wdał się z nimi w pogawędkę na temat tutejszych zabytków, Lucas poczuł nagłą potrzebę zobaczenia jednego z nich. Toteż następnego dnia, zaraz po świcie udał się przed kościół Świętego Łukasza. Po drodze starał się jak najwięcej zwiedzić. Do samej świątyni nie wszedł, albowiem musiał jeszcze załatwić parę spraw w mieście, jednak nawet z zewnątrz kościół prezentował się świetnie.
Ponownie wrócił tu koło godziny trzeciej, i tym razem z zamiarem dokładnego przebadania budowli.

***

Lucas nie był zawiedziony, że tu przyszedł. Z wlepionym wzrokiem na naścienne ozdoby wędrował przez cały kościół nie zwracając uwagi na innych. Kiedy już mu się to znudziło, pomyślał, że warto by było trochę się pomodlić. Nie był osobą głęboko wierzącą, a przynajmniej na taką nie wyglądał.
W końcu przeszedł do wykonywania planu, który był jego priorytetem. A mianowicie miał zamiar namówić proboszcza, aby ten dał mu pozwolenie na wgląd w kroniki kościoła. Miał nadzieję dowiedzieć się z nich wielu ciekawych rzeczy. Jednak tak jak przewidywał, nie udało mu się. Zrezygnowany wrócił do ławki, prosząc Boga, aby ten wpłynął na proboszcza. Niedługo potem zaczęły się dziać dziwne rzeczy, które na zawsze wyryły się w jego pamięci.

Nie ukrywając był tym wszystkim lekko przerażony, jednak udało mu się zachować trzeźwy umysł. Nie znał tego księdza, więc i nie czuł z nim żadnej więzi emocjonalnej.
Uznał, że póki co nie może nic zrobić i najlepiej będzie jak wróci do ławki i poczeka aż sprawa rozwiąże się sama. Teraz zorientował się, że ma w ławce sąsiada. Nie zwracał jednak na niego większej uwagi. Nie przejmując się miejscem pobytu dobył swojego skórzanego plecaka po to, by zaraz wyciągnąć z niego duży, srebrny termos. Chmurka pary ulatywała z cieczy, którą napełnił zakrętkę. Była to bowiem herbata przywieziona prosto z Indii. Jego ulubiony napój pomagał mu się zrelaksować zawsze i wszędzie. Dopijając ostatni łyk, zauważył, jak piątka policjantów weszła do świątyni. Spoglądając teraz na nich uważnie, czekał, jaki będzie dalszy rozwój wydarzeń.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 27-12-2011 o 17:28.
MTM jest offline