Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-12-2011, 19:40   #8
zodiaq
 
Reputacja: 1 zodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodzezodiaq jest na bardzo dobrej drodze
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=W9vSxboT2Ek&feature=related[/MEDIA]

- To co zwykle messere? - chłopak stał za kontuarem, dumnie nadymając się przed obcokrajowcem. Jego świat kręcił się wokół sklepu i pomocy rodzicom, nie miał innych zmartwień, był dwunastolatkiem....kurwa...chciałbym być dwunastolatkiem - przemknęło mu przez głowę zbierając z lady wykładane przez dzieciaka towary. Położył na blat odliczoną kwotę i wyszedł, pozostawiając pękającego z dumy chłopca.
To co zwykle...drugi raz w sklepie i to co zwykle...urodzony handlarz.
Nad miasteczkiem, zapadał zmrok, ludzie znikali w drzwiach swoich domów, ulice pustoszały...

Wybudził się około dziewiątej z poparzonymi, papierosem z którym usnął, palcami.
Telefon, numer matki...znowu to samo, znowu go znaleźli.
- Cholera - syknął rozbrajając urządzenie na części pierwsze. Karta złamała się wpół, spał dalej, a raczej leżał z zamkniętymi oczami... kujące promienie słońca wymusiły zmianę pozycji. W pokoju unosiła się gryząca łuna tytoniowego dymu. Nie miał zamiaru wietrzyć, lepszy smród fajek niż zapach sioła, doskonale wyczuwalny na krańcu miasteczka. Nie mógł do tego przywyknąć, nawet po półrocznej tułaczce zapachy traw, siana i zwierząt wywoływały u niego ból głowy. Śniadanie zjadł jak co dzień, z puszki. Zupo-podobny przecier z pomidorów i marchwi z lekko wczorajszym pieczywem, mocna, czarna kawa i batonik odżywczy. Tak napchany mógł wyjść ze swojej nory ulokowanej w starym, całkiem przyjemnym pensjonacie, który okupował.
Słońce paliło w twarz...dochodziło południe.

Dzwonek wydał z siebie serię wysokich, nieznośnych dźwięków:
- Zamknięte - wydarł się z zaplecza barman.... Mimo to anglik zamknął za sobą drzwi, zawiesił płaszcz na wieszaku i powolnym krokiem podszedł do ulokowanego, najbliżej barowi, stolika.
W czasie rozkładania maneli na stół, zza kontuaru wyłonił się podstarzały Włoch:
- Powiedziałem, że zamknięte - włoski język idealnie pasował do takich ludzi, wydarci, pazerni staruszkowie, narzekający na dzisiejszy świat i ludzi.
Dodawał im "krzykliwości".
- Dwa piwa i się stąd wynoszę - czysty, brytyjski akcent zmieszał starca, który nieporadnie wpatrywał się w klienta.
- Birra - rzucił poirytowanym głosem, umyślnie kalecząc język. Dziadek bez słowa sprzeciwu wrócił na swoje miejsce, po chwili postawił pełny kufel przed studiującym mapę Europy obcym. Siedział tam bazgrząc w notesie i rysując po mapie do czasu, aż pierwsza klientela zawitała w drzwiach pubu.
- Szczyny - z perfidnym uśmiechem na ustach wcisną barmanowi banknot. Jutro...jutro opuści to miejsce, ruszy dalej, na południe, byle dalej od Londynu.

*


- Znów się spotykamy - stał oparty o jeden z kamiennych filarów, wpatrując się w pozłacany krzyż z uwieszonym nań Chrystusem. Nie umiał się modlić, już nie. Z wiekiem i nabywanym wykształceniem zaczął drążyć temat religii. Im dłużej drążył, tym więcej widział nieścisłości. Jednak teraz, teraz potrzebował rozmowy z kimkolwiek.
Szloch wybudził go z zamyślenia, Włoszka siedziała oparta plecami o zimną ścianę świątyni, po chwili usłyszał resztę, powoli wybudzając się z letargu. Stłoczona grupa pokrzykiwała, po czym zaczęła się rozbiegać po kątach kościoła, dopiero wtedy podszedł do truchła, kałuża juchy zlewała się z purpurą dywanu ułożonego przed konfesjonałem, nacięcia na skórze, widział je dokładnie, na tyle aby wyryć je sobie w pamięci.
- Proszę odejść - na ramieniu poczuł kościstą dłoń. Wrócił do poprzedniej pozycji, oparty o filar przeczesywał włosy palcami, obracając w drugiej ręce nieodpalonego papierosa. Jedynie ponure spojrzenia kapłanów dzieliły go od przyssania się do filtra.
Huk otwieranych drzwi zwrócił uwagę wszystkich zebranych, na widok policjantów przeczesał jeszcze raz włosy i czekał na swoją kolej do przesłuchania.

Kilka minut później siedział "rozwalony" w pierwszej ławce. Wpatrując się w sklepienie kościoła palił upragnionego szluga, kompletnie nie zwracając uwagi na protestujące pochrząkiwania duchownych.
- Pieprz się - syknął przez obłok dymu w kierunku krzyża. Miał prawo to powiedzieć...tego dnia miał prawo robić wszystko, byleby wydostać się z tego miejsca.
 
zodiaq jest offline