Co go podkusiło do pracy u czarownika?! Cholera wie. Z czarodziejami miał niezbyt dobry kontakt. Płacił dobrze, za proste zlecenie. No bo co to za problem dotachać jakiegoś wsióra? No właśnie okazuje się, że jednak problem.
- No kurwa nie po to jechaliśmy przez tydzień żeby nam tego obdartusa na stosie spalili. - powiedział Felix. Jak zwykle niezadowolony.
Feliks to młody chłopak nieco pod dwudziestce. Był ubrany w myśliwskie, praktyczne ubranie. Skromne, bo skromne, ale dobrze maskujące w lesie. Większość zrobiona ze skóry. Najprawdopodobniej zwierząt, które upolował. Na jego plecach widniał pokaźnych rozmiarów łuk. Nie trudno było się domyślić, że myśliwski. U pasa siekierka i nóż. Bardzo ostry nóż. Jak to już jego towarzysze podczas rozmowy nieraz słyszeli: Jaki nóż taki język właściciela.
Gdy usłyszał od Wilhema informację, że tu nigdzie nie ma świątyni jeszcze bardziej się zdenerwował.
- A jebani w rzyć kurwiszony. Nie dość, że nam robotę odbierają to jeszcze się pod duchownych podszywają. Tego to tak nie zostawimy. Trza tych suczych synów nauczyć szacunku do religii. - gadał jak zwykle za dużo i za często klnąc. |