Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-01-2012, 20:57   #26
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Albrecht nic a nic im nie ufał, nawet gdy się uspokoili i zaprosili ich do domu. Wybił się z szeregu i zapytał - A z wozem on jakim był w mieście?
- Nii, muła tylko mamy, za mało rzeczy do sprawunków, aby wóz potrzebny.
Ygritte popatrzyła na Otto z powątpiewaniem, posyłając mu jedno ze swoich mniej przyjemnych spojrzeń.
- I mówisz, że nie mieliście także osła, tylko muła? To dlaczego strażnicy przy bramie zaklinali się, że widzieli osła, i to białego?
- I w dodatku wóz. Reiner wyjechał z miasta wozem. - Julian uśmiechnął się krzywo - Gadaj no bratku skąd wziąłeś wóz i osła. I gadaj po dobroci, bo jak nie to ze sznurem na karku do Stromdorfu wrócisz, a tam mistrz małodobry będzie Ci pytania zadawał rozpalonym żelazem. Ten wóz i osioł należały do zaginionego kupca i klnę się, że za morderstwo będziesz odpowiadał.
Julian wstał kładąc rękę na rękojeści miecza, jednak nie dobywając broni.
- Mów skąd wziąłeś wóz i osła kmiocie?
Warknął zaczepnie wpatrując się w mężczyznę.
- Broni nie macaj, w gościach żeś!
Fritz wciąż pozostał tak samo krnąbrny jak wcześniej na zewnątrz. Nagle łupnięcie kazało wszystkim zerknąć do sąsiedniej izby, gdzie z ziemi zbierał się jeden z młodszych Holtzów. Najwyraźniej pozostała szóstka słuchała zza ściany. Otto gestem uspokoił mężczyzn.
- Spokojnie, spokojnie. Nie ma potrzeby... Cichym był, bośmy temu całemu kupcowi obiecali. Chciał, aby mu osła i wóz wywieźć, to na moje on sam zniknąć chciał. To się Reiner zgodził, bo co nam do tego.
Reiner skwapliwie pokiwał głową. Ale jego oczy także pozostały twarde, zachowaniu Juliana nie podobało im się w żadnej mierze, a wcale nie było powiedziane, że te twarde chłopy uległy by ich piątce, z których nie wszyscy żelazem władać umieli.
- Kręcisz mi tu coś Panie. Nie wiem czemu, ale kręcisz i to solidnie. Ja o tym wiem. Ty o tym wiesz. W sumie to wszyscy o tym wiedzą. Powiedzże nam to chcemy wiedzieć, przecie i tak zdajesz sobie sprawę, że do tego dojdziemy…prędzej, czy później. -(Karta - Staring Contest) Albrecht wciąż nie dawał wiary niespójnym słowom Holtza. Na Juliana zerknął wymownie, nie dało się ukryć, że wolałby by tu do jakiejś burdy nie doszło.
Johann milczał, obserwując tylko ‘tubylców” i swoich wpółtowarzyszy. Nie miał pojęcia Albrecht był taki pewien, że wieśniak kłamie. Dla niego słowa Otta brzmiały dość prawdopodobnie. Ale jak już, to wolał wspierać kompana, a nie kogoś obcego.
- Nic nie kręcę, młodziaku! - Otto wyglądał wręcz na oburzonego. Wytrzymał natarczywe spojrzenie chłopaka, nawet ciekawie popatrując na jego bliznę. - Co niby chcecie wiedzieć? Się przyznam, nie mamy tego wozu i osła, kłopotów nam z tego nie potrzeba i tyla.

- Ależ nie ma po co się kłócić. - Johann usiłował wlać nieco oliwy na wzburzone wody dyskusji. - Powie pan wszystko na temat wozu i jego właściciela i rozstaniemy się w przyjaźni. Nikt więcej nie będzie nikomu zawracać głowy.
Ygritte, mimo niemal całkowitej pewności o tym, że chłop kłamie, nie ośmieliła się o tym wspomnieć. Nie mieli niezbitych dowodów, byli w ich domu, a na dodatek męskich przedstawicieli tego rodu było sporo i jeśli coś poszłoby źle, to wcale nie musieli wydostać się stąd w całości. Potwierdzenie domysłów na razie wystarczało i powinni się tu zwyczajnie rozejrzeć. Przytaknęła więc słowom Johanna.
- Nie jesteśmy waszymi wrogami. Być może kupiec faktycznie chciał zniknąć, tylko zrobił to tak udanie, że teraz jest poszukiwany. Niestety musimy was więc prosić, byście opowiedzieli wszystko, niezależnie od obietnic danych temu człowiekowi. Inaczej może zainteresować się tym ktoś, kto jest znacznie wyżej od nas postawiony.
Nie chciała dodawać, że tacy zwykle nie dbali o miłe pogawędki a ewentualne odpowiedzi wydobywali wszelakimi środkami.
Otto spuścił z tonu, oddychając głęboko. Jego szeroka pierś unosiła się i opadała, a smród izby, do którego powoli się niejako przyzwyczajali, wypełniał się dodatkowo kwaśnym zapachem potu.
- Do lasu został wyprowadzony wóz, nigdy później nikt z nas kupca też nie widział. A i woza i osła nie dopatrywalim, zostawiony i tyle. Chciał, by zniknęły, to zniknęły.
Marie wreszcie skończyła przygotowywać jedzenie i postawiła na środku miskę z jakąś kaszą ze skwarkami, do której wetknęła trzy drewniane łyżki. Otto nabrał i wsadził sobie to do ust jako pierwszy, Reiner drugi. Pozostali Holtze zaczęli wyglądać zza ściany.
- To wszystko, cośta chcieli? Tę sprawę z Eigelami załatwić musim, choć nas więcej i przez zwierzoczłekami się obronim. Nie to co tamci.
Przy okazji zrobił gest, który wskazywał, że jedna łyżka była dla nich i mogli się częstować.
Julian nie skorzystał z poczęstunku, ani nie usiadł ponownie przy stole. Oparł się za to o ścianę krzyżując na piersi ramiona.
- Jaka to sprawa z Eigelami? Napuściliście na nich zwierzoludzi? Tak zdaje się mówił ten … Tristan. I czego to nie miał przestawać, hę? - spytał podejrzliwie mrużąc oczy.
Otto chciał coś odpowiedzieć, ale jego żona uciszyła go zdecydowanym gestem.
- Cichaj. Nie możemy tego ukrywać zawsze, ktoś musi zrozumieć.
Zwróciła się do nich, spokojnie i z twarzą zatroskaną.
- Eigelowie przez lata... czynili poświęcenia dla zwierzoczłowieków. To... i oni i my wiedzieliśmy, że to złe, ale nikt inny nie wiedział. Ale to ochraniało całe miasto! Nikt nie robił tego z własnej woli, ale to powstrzymywało Wściekłozębnych przed zniszczeniem wszystkiego od rzeki do rzeki. Odkąd jednak głowa rodziny Eigelów zmarła, sprawy stały się... trudniejsze. Chcemy... odejść stąd, ale przecież nie możemy. Niewielu rozumie... a zwierzoczłowieki robią się coraz gorsze. Dzisiejszy atak... musiały zupełnie stracić kontrolę. Jest ktoś, z kim powinniście się zobaczyć. On będzie wiedział więcej, ja już powiedziałam wszystko. Zaprowadzę was do niego, jeśli zechcecie.
Mężczyźni w izbie wyraźnie się spięli. Mało prawdopodobne, aby wcześniej wyjawiali innym takie rzeczy. Ich rekacja najwyraźniej zależała jednak od reakcji obcych.

Johann z wysiłkiem opanował się przed rzuceniem cisnącego się na usta przekleństwa. Tego im brakło do szczęścia... Zaczęło się od poszukiwania kupca, a teraz okazało się, że zapewne został on złożony w ofierze lub wydany zwierzołakom, jak zapewne wielu przed nim. Cena za pokój? Czy spalenie gospodarstwa Engelów nastąpiło po sprzeciwieniu się tym praktykom? A może teraz potrzebni byli kolejni, by udobruchać, jak to rzekła Maria, “Wściekłozębnych”? Może pójdą prosto w pułapkę?
Spojrzał na ‘tutejszych’. Raczej nie wyglądali na takich, co się zgodzą na swobodne odejście ich grupki. Słowa “nic nikomu nie powiemy” raczej ich nie przekonają. A wtedy by trzeba zbrojnie wywalczyć odwrót.
Nóż był w zasięgu dłoni, Otto - o krok. I raczej nie spodziewał się ataku.
- Chodźmy porozmawiać z tym kimś - zaproponował Johann
Kobieta zabrzmiała nad wyraz szczerze. Alberchtowi wydawało się, że pierwszy raz usłyszał tu prawdę, choć mogło to być tylko złudne wyobrażenie. Mogła chcieć zaciągnąć ich w pułapkę, trzeba było być więc gotowym. W tym momencie postanowił jej zaufać i udać się z nią.
- Prowadź więc - rzekł do niej żak
Walczył. Julian walczył z chęcia dania nauczki temu świniopasowi Reinerowi, a rozsądkiem, który nakazywał unikania konfliktu. Przynajmniej w tej chwili. Jego towarzysze nie byli sprawdzeni i sądząc z wyglądu i wyposażenia nigdy nie brali udziału w walce na ostre. Wprawdzie mieli do czynienia z bandą wieśniaków, ale te kmioty były u siebie. Z resztą moczymorda był ostatnią osobą, jaka widziała zaginionego kupca żywego i zabicie go bynajmniej by im nie pomogło. Dość niechętnie wciąż patrząc wyzywająco na Reinera Julian wycedził.
- Bien. Niechaj będzie. Porozmawiajmy z tym kimś, ale z Tobą … - wskazał palcem na Reinera - jeszcze nie skończyłem.
Ygritte także pokiwała głową. Tym razem tylko zacisnęła usta, nie wypowiadając ani słowa. To, co insynuowały słowa kobiety było zbyt przerażające, zbyt ohydne. A wiedziała, że musieli się zgodzić, jeśli chcieli wyjść z tego cało i przy okazji załatwić tę sprawę. Jej twarz przypominała kamienną maskę, gdy poprawiała swoje mokre ubranie i zakładała kapelusz na głowę. Sądząc po zachowaniu kobiety, ta osoba zdecydowanie nie znajdowała się w tym gospodarstwie. Łowczyni dyskretnie sprawdziła więc pojemnik, szczelnie ukrywający jej pistolet. Było zbyt prawdopodobne, że ma zamiar wystawić ich tym... zwierzoczłowiekom, jak ich nazywała.


Maria wzięła z haka zakrytą lampę, którą zapaliła i razem ze swoim mężem wyszli na zewnątrz. Do zmroku wciąż pozostawało z kilka godzin, więc albo obawiała się, że pozostaną na zewnątrz bardzo długo, albo było w tym jeszcze coś innego - jak choćby wygląd tutejszych lasów, które wraz z nisko wiszącymi chmurami nie potrzebowały nocy, aby pozostać niezwykle mrocznymi i nieprzyjemnymi.
Kobieta prowadziła ich poprzez rozmokłe pola aż do skraju Oberslecht, tutejszego lasu na bagnach, który rozciągał się w całej okolicy, na północy łącząc niemal z Reikwaldem i według map rozciągając się głównie wzdłuż rzeki, na bardzo szerokim pasie ziemi na południowy wschód od Stromdorfu. Drzewa, które tu wyrastały, były powykręcane i skarłowaciałe, mgła unosiła się nad tymi nieprzyjemnymi terytoriami, rozciągając nad bagnami coś, co przypominało wieczny zmierzch i wyjaśniało dlaczego Maria wzięła lampę. Światło, które dawała, było dość pocieszające.
Nieco z boku zauważyli szczątki jakiegoś wozu, ale to co przykuwało wzrok, to wielkie, masywne i wyjątkowo złowieszcze, samotnie stojące nieco na północy drzewo.

Kobieta poprowadziła ich bliżej, przez co mogli przyjrzeć się mu bliżej. I chwilę później już wiedzieli, że niepotrzebnie to zrobili. Drzewo obwieszone było amuletami, skalpami zwierząt, fetyszami i kośćmi. Niewątpliwie pokryte było także krwią, a dodatkowo wyryte były w nim jakieś symbole, jednoznacznie kojarzące się z jakimś plugastwem. Na domiar złego, najwyraźniej poruszali się po dywanie ze starych kości, chrzęszczących pod stopami i obijających się o siebie. Rozpoznali czaszkę krowy czy nogę konia, ale co było wśród pozostałych? Maria jakby wyczuła ich nastrój.
- Proszę, pozostańcie spokojni. Wystraszycie go.
Nie mieli pewności, czy to właśnie oni jego mieli wystraszyć. Także sama kobieta wydawała się niespokojna, a Otto rzucał spojrzenia na prawo i lewo i wciąż przyglądał się im podejrzliwie. Czy prowadzili ich w pułapkę? To co wyczyniali tu Holtze i Eigelowie na pewno nie należało do rzeczy świętych i miłych jakiejkolwiek nie-plugawej religii.

Zanim jednakże zdążyli zrobić coś głupiego, matrona obróciła się w kierunku lasu i zawołała.
- Jesteś tam? Przyprowadziłam przyjaciół, mogą nam pomóc!
Przez chwilę było cicho, a potem nagle oślepiła ich błyskawica, a dźwięk gromu rozległ się w bardzo bliskiej okolicy. Piorun musiał uderzyć trochę na wschód, gdzieś w środku Oberslechtu.
- Proszę! Nie mamy dużo czasu!
Nagle zarośla zatrzeszczały i wynurzyła się z nich postać, skąpana w zmierzchu i mgle. Była zgarbiona i podpierała się na kosturze, zakończonym czaszką i ozdobionym zębami, kamieniami i jakimiś fetyszami. Zniszczone szaty były ozdobione podobnie, a skóry, jakie chyba stanowić miały ochronę, wzmocnione były kośćmi. Jego ramiona były muskularne, a palce kończyły się długimi paznokciami, bardziej przypominającymi szpony. Gdy się odezwał, jego głos zgrzytał i charczał, jakby w ogóle nie przyzwyczajony był do jego używania.
- Mam nadzieję, że możecie nam pomóc. Ona ma rację, czas się kończy. Tej nocy, Izka Wściekłozębny przyjdzie zniszczyć wytwory ludzi. On nie przestanie, póki dwa kamienie będą stały na sobie. Póki ludzcy bogowie nie spadną w dół i nie zostaną zniszczeni. Musicie zabrać źródło jego mocy, musicie odciąć go od łask Mrocznych Potęg. Musicie ukraść kamień błyskawicy.

Być może pozostawał człowiekiem, wielu Bursztynowych czarodziejów lub kapłanów Taala pozostawało w takich dzikich terenach. Przynajmniej Allard był tego świadomy. Wszyscy jednakże wiedzieli, że tutejsi ludzie składali ofiary. Ze zwierząt na pewno. Swój wygląd ukrywał jednakże pod zwojami ubrania i kapturami, dokładnie zasłaniającymi większość jego ciała.
- Jestem Śmiertelnym Źrebięciem. Wiem, że nie macie powodów, by mi ufać. Podejrzewać pułapkę. Ale jeśli chciałbym waszej śmierci, to by była pułapka. Tu i teraz. Nie. Ja chcę tylko zatrzymać Wściekłozębnego. Kamień błyskawic znajduje się wewnątrz Oberslechtu.
Co ciekawe, nie wydawał się kłamać, ani zwodzić. Przekonanie brzmiało w jego głosie. Niewątpliwie chciał zniszczyć bestię, o której wspominał. Z niewiadomych im powodów.
 
Sekal jest offline