Filian wyszedł wraz z resztą towarzyszy na zewnątrz i skrzywił się, rozglądając dookoła. Bywał już w różnych miastach wzdłuż Wybrzeża Mieczy a także na linii Waterdeep - Cytadela Adbar.
Był w Luskan, w pełnych złodziei oraz morderców dokach Neverwinter i każdej dzielnicy Waterdeep. Przejeżdżał przez Sundabar i Yantar, a także przez wielką wioskę Złote Pola. Jednak żadne z wcześniej wspomnianych miejsc nie denerwowało go tak mocno jak ta mieścina. Nawet Luskan, miasto wygnańców i piratów, wydawało mu się przyjemniejsze...
-Orle Gniazdo? Phi, dobre sobie!
Młody krasnolud z trudem powstrzymał się od splunięcia. Była to domena starszych krasnoludów i jeszcze nie miał w nim wprawy. Jeszcze by splunął na buty któregoś z kompanów.
Nie zmieniało to jednak faktu że Filiana swędział topór. A w sumie to topory. Dwa, mithrilowe, krasnoludzie cacka które cenił ponad wszelką inną broń. Wykosztował się na nie, to fakt. Ale Ulfryk Złotopalcy z Neverwinter nigdy nie odstawiał fuszery. Broń była warta swej ceny.
Fill poprawił pasy podtrzymujące jego torbę podróżną, przez co skórzane rzemienie nieco bardziej wpiły się w futrzaną kamizelkę krasnoluda. Tupnął jeszcze kilka razy lekkimi, jak na krasnoluda, butami ze skóry i pociągnął nosem. Nie lubił wygłaszać opinii innych niż "Wspaniale!", ale tutaj to słowo ni cholery mu nie pasowało.
-Ja bym rzucił tą robotę w pizdziec, przyjaciele.- stwierdził, opierając łokieć o głownię jednego z toporów.- Rzuciłbym robotę w pizdu, przekonał naszego gospodarza żeby sprzedał tę karczmę a potem zaprowadził go do Adbar albo Felbdarr.
Mówił po krasnoludzku. W takim towarzystwie było to wręcz wskazane. Odchrząknął, znów pociągnął nosem i podjął znowu.
-Chłopy, naprawdę w okolicy nie ma innej roboty? Ja nie jestem raptusem, ale jak patrzę na co ta straż sobie pozwala to mnie topór swędzi!
W sumie to jak na standardy krasnoludów, Greywords nie był popędliwy. Można by powiedzieć że był niezwykle tolerancyjny i życzliwy dla większości rozumnych istot dookoła.
Chociaż tak po prawdzie każdy mógł wydawać się miły i życzliwy w porównaniu do Thibbledorfa Pwenta, szałowojownika z którym Filian podróżował przez prawie piętnaście lat.
Aż dziw że tyle lat pod opieką szalonego wojownika oraz jego bandy nie skrzywiło psychiki młodego krasnoluda. A może skrzywiło... ?
Tak czy inaczej, Filian jeszcze raz pociągnął nosem, poprawił pas od portek i uśmiechnął się wesoło.
-Ale jeśli jednak zdecydujecie że tu zostajemy, to idę na zwiad. Mam nadzieję że nie wszyscy tutaj plują na krasnoludy i ktoś mi łaskawie powie którym traktem jechały te wozy i jak daleko od tej pieprzonej mieściny je zaatakowano.