Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2012, 09:07   #1
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
[WFRP 2ed.] Za garść złotych koron - I




Za garść złotych koron

************************************************** *******

- Witajcie o dzielni! – do ławy, przy której akurat siedzieli podeszła młoda dziewczyna o zdrowej, rumianej, nieco piegowatej cerze. - Czy przyjmiecie list od mej pani? Obiecuje, że praca będzie popłatna i godna waszego czasu. Więcej szczegółów w środku. Który z was potrafi czytać? – Zapytała, po czym wręczyła list osobie, która wyciągnęła rękę po wiadomość. Eryk przeczytał go tak, by wszyscy towarzyszący mu przy ławie usłyszeli.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Bohaterowie!
Oddaje w Wasze ręce swój los! Potrzebuję bowiem pomocy Waszej,
Wsparcia mnie, w trudnej dla mnie chwili, swym mężnym ramieniem.
Postanowiłam wyruszyć na wschód daleki,
Do miejsc, które teraz po strasznej wojnie z Chaosem, różnią się od tych jakimi kiedyś były.
Misja ma poufna jest, jak i święta zarazem, albowiem kapłanką z przybytku Shallyi jestem.
Wierzę, że więcej dla Was znaczyć będzie możliwość działania dla sprawy szlachetnej,
Jak i życie, opromienione łaską mej Pani.
Jednak z dóbr doczesnych, gotowa jestem wypłacić Wam osiemdziesiąt złotych imperialnych koron.

Wierzę, że dobroć Waszych serc podpowie Wam właściwą decyzję
I wspomożecie mnie swą ochroną w mej ważnej misji.

Juliane, kapłanka Shallyi


Pod tekstem widniała autentyczna pieczęć z symbolem zakonu bogini miłosierdzia.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~


Służka odczekała chwilkę, aż zapoznają się z treścią. Jej zadarty nos, płaskie uszy, dość toporne rysy i w ogóle niegoszczący uśmiech, pozwalały zagadanym skupić się w całości na liście, a nie na podrywaniu kobiety. Ani przez moment nie usiadła, przebierała z nogi na nogę, najwidoczniej sprawa ją nagliła.
- Cóż zatem postanawiacie? – przerwała po chwili milczenie.


***


Tak? Dzięki wam o mężni! Oby bogowie mieli was pod swą opieką! Bądźcie gotowi nazajutrz, godzinę po świcie przed karczmą stańcie. – Podeszła do nich jeszcze bliżej, wyraźnie zadowolona z deklaracji pomocy i przekazała małą sakiewkę Weissowi.


***


Po tym krótkim przerywniku i ustaleniu co zrobią nazajutrz powrócili do korzystania z gościnności karczmy „Jak u Mamy”. Wieczór był jeszcze długi i chyba nikt nie miał zamiaru jeszcze udawać się do pokoju. No może niektórzy i mieliby zamiar, ale raczej nie w celu spania. Z pewnością taka myśl naszła Alexandra, gdy pewna wyraźnie pasująca mu urodą, cycata karczmarka, puściła mu oczko. Dekolt miała ponętny i dość mocno wyeksponowany, lica zarumienione, a owe wspomniane oczy butelkowozielone, istne przeciwieństwo służki, która tu przed momentem zawitała. A co dla niego było najprzyjemniejsze, wyraźnie się w tym momencie nim zainteresowała…no chyba, że tylko tak mu się wydawało.

Z pewnością więcej jednak uwagi i ciekawości wzbudzała Saraid. Jak to w karczmie, nie obyło się bez wulgarnych odzywek, było ich jednak na szczęście niewiele. Pewnie dlatego, że śliczna elfka siedziała w towarzystwie paru dzielnych mężów. Nie uniknęła jednak adoratorów, może i byli nachalni, ale szczęśliwie bardziej starali się być szarmanccy niż obleśni. Ale czy im to wychodziło, to tylko wiedziała sama Saraid.
- Witaj piękności ma! Jam Berndt. – W ten sposób zaczynała się większość tych oryginalnych tekstów, których zwykło towarzyszyć eksponowanie uzębienia i lekki ukłon. - Byłbym niezwykle ucieszon, poznawszy twe imię. Twój głos jest melodią, dla mych uszu. Rad bym był go jeszcze raz posłyszeć, by potem pójść za tobą na kraniec świata.- Takie i inne tego typu błyskotliwe teksty, górowały w kontakcie z długouchą.

No, ale o dziwo, żaden z nich nie równał się z Anzelmem. Chłopak miał w sobie coś, co przyciągało innych. Coś, czego nikt nie potrafił opisać, jakby wypił jakiś eliksir działający na płeć przeciwną. Mimo braku pieniędzy, mimo łachmanów, jakie miał na sobie, wciąż miał w sobie to coś! A może po prostu w karczmie było bardzo złe oświetlenie. Mniejsza o to, Anzelm i tak tego nie zauważał, nie dziewki były mu teraz w głowie, nie karczemne piękności. Chyba dla pewności trzeba dodać, że o mężczyznach też nie myślał…choć kto go tam wie. Anzelm był skupiony na szukaniu tu skarbów do swojego wózka. Tyle tu tego było! Tyle cudownych rzeczy, których istnienia inni nie doceniali. Ubita misa na podłodze, podstawka oblepiona woskiem, poroże nad drzwiami, pułapka na myszy w kącie i portret mamy karczmarza, choć ten ostatni za pewne wartość swą miał. Każdy z nich wołał do niego Anzeeelm, Anzeeelm, weż nas…Anzelm…. Anzelm te głosy słyszał i nie mógł pozostawać obojętny na te wezwania.

- Pany Krasnoludy, cho no na konkurs piwny! - Aliquam z Khadlinem usłyszeli nawoływanie od zbierającej się grupki ochlaptusów. – Wpisowe dwa srebrniki, pijem mocne piwo, kto wytrwa biere wszystek monet i antałek. Trze wypić kufel w pinć minut inaczej kuniec i papa. Pasi? Idą? Bierą innych, jak chcą! – Wyzwanie było niezbyt ciężkie, mierzyć się w piciu z jakimiś człeczynami. Wydawałoby się, że kasa pewna, ale co ze wstydem jakby się nie powiodło? A może lepiej siłować się na rękę, niektóre chętne chojraki też tu do tego nawołują.

Wołodia znowu zwrócił uwagę na miejscowego szulera. Jego zamiłowanie do hazardu powoli chyba zaczynało wygrywać walkę i kozak coraz częściej spoglądał na grających w kości. Podszedł do nich, po czym usłyszał od Adolfa obowiązujące stawki: dziesięć pensów, dziesięć szylingów, korona, lub dziesięć koron. - Jeśli chcesz się wzbogacić, to siadaj. Moje kości dają wiele szczęścia. Stawiasz, wygrywasz! Zagraj, wygraj!

Natomiast koło Sigmaryty i Ignatza zebrała się grupka osób, głównie młodych, ciekawskich, z nadzieją, że usłyszą jakieś krwawe historie o mutantach, o zwycięstwach sług Sigmara nad plugastwami tego świata. Czekali z wytchnieniem, aż tamten się napije i język mu się rozwiąże. Inni znowu dopytywali Rhedena, - A Ty pomocnik tego tu dzielnego akolity? Te rany na dłoni, to po ubiciu nędznego poplecznika Chaosu? Powiedz, opowiedz!



Karczma tętniła życiem, było pełno i gwarno. Niczym w trakcie święta Drugiego Szpuntu. Większość tu obecnych zapomniała już o wszechobecnym mroku. Najemnicy chcieli maksymalnie wykorzystać ostatnie chwile przed wyruszeniem. Można było zamówić przednie jedzenie, przednie trunki, a także skorzystać z wielu rozrywek, jakie oferowała karczma „Jak u mamy”. Nie wiadomo kiedy znów przyjdzie im się zabawić. Spodziewali się, że kapłanka Shallyi mogła się okazać niezbyt imprezową osobą.
 

Ostatnio edytowane przez AJT : 03-02-2012 o 22:50.
AJT jest offline