Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2012, 00:03   #1
JanPolak
 
JanPolak's Avatar
 
Reputacja: 1 JanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemuJanPolak to imię znane każdemu
[płaszcz i szpada] Terra Nova Incognita

Terra Nova Incognita

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=DbPkKR0-q3c&list=FLLsP_zOORVEOVmk-uo_Dqxg&index=4&feature=plpp_video[/MEDIA]

Biały żagiel pod błękitnym niebem. Bezkres oceanu wkoło. Szum wiatru, smak soli w ustach i kołysanie tak powszechne, że stało się niedostrzegalne. Już drugi miesiąc statek Rover żeglował przez ocean z dala od bezpiecznego, znanego kontynentu Dominium, w stronę nieznanego, ku przygodzie – na Ultimę.

Na pokładzie zmęczeni rejsem i rozleniwieni słońcem marynarze niemrawo powtarzali codzienne obowiązki. Pasażerowie zabijali czas, odpędzając nudę i monotonię. Stary szyper, mocno ściskając koło sterowe, wypatrywał się w jeden punkt na horyzoncie. Czas na statku mijał codziennie tak samo, odmierzany szklankami wybijanymi na okrętowym dzwonie, coraz gorzej smakującymi posiłkami, przerywany z rzadka (na szczęście!) burzami i załamaniami pogody. Lecz w każdym z podróżnych drzemało podskórne oczekiwanie na okrzyk…

- Ziemia! Ziemia! – wołanie z bocianiego gniazda poderwało serca.

~*~

Za burtą przewijał się krajobraz dziewiczy i nietknięty. Złoty piasek plaży sięgał wprost do ściany zieloności – gęstwiny dżungli, gdzie nieznane drzewa splatały się i falowały na lekkim wietrze. Żaglowiec płynął teraz wzdłuż lądu – na tyle blisko, by widoki pobudziły wyobraźnię przybyszów, lecz na tyle daleko, by szczegóły Nowego Świata umykały ich oczom.


- To półwysep Trzech Królestw, a tam Małpie Skały – szyper o twarzy ogorzałej i pokrytej siwym zarostem przemawiał zza sterowego koła. – Hehe! Przy tym kursie będziemy w Port Hope nie dalej jak za pół szklanki.

Na pokładzie Rovera gwar i harmider zastąpiły niedawną gnuśność. Załoga krzątała się, przy dziesiątkach obowiązków, wymaganych przy wejściu do portu. Koloniści pośpiesznie i chaotycznie zbierali swoje manatki. Podróżujący na Ultimę agent handlowy kazał już natychmiast wydobyć skrzynie z towarami na pokład. Krzątanina świadczyła, jak wszystkim śpieszno, by postawić nogę na Nowym Świecie.

Nieco na uboczu, opodal szypra, zgromadziła się szóstka osób. Nie byli członkami załogi, ani osadnikami, chcącymi znaleźć spokojny żywot na Ultimie, a brak towarów świadczył, że nie są kupcami. Czy to błysk w oczach, broń przy boku, czy aura bohaterstwa odróżniały ich od innych pasażerów? Dość rzec, że byli to ludzie stworzeni do większych celów. I być może dlatego szyper przemówił do nich:

- Przy tej pogodzie zaraz zobaczycie dym kominów. To Port Hope! Hehe… Stary de Gott kazał wybudować tę kolonię, będzie już ze dwa lata temu, ale tak naprawdę wprowadzili się tam przed rokiem. Wcześniej urzędował na Wyspie Jaszczurek, ale to tutaj to znacznie lepszy port. Kotwicowisko głębokie, że nawet galeon postawisz. I osłonięte cyplem tak sprytnie, że bezpiecznie jak we forcie. Tylko podejście pierońsko niebezpieczne przy odpływie, jak teraz. Będę potrzebował wszystkich moich chłopaków, żeby tam bezpiecznie wpłynąć. Ale bez strachu – to nasz nie pierwszy raz!

I rzeczywiście – daleko przed nimi, za lśniącą odbitym słońcem wodą, za piaszczystą plażą i ścianą nadbrzeżnych palm, wznosiły się pierwsze słupki dymu.
 
__________________
Jestem Polakiem, mam na to papier i cały system zachowań.
JanPolak jest offline