Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-01-2012, 17:59   #8
Grave Witch
 
Grave Witch's Avatar
 
Reputacja: 1 Grave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputacjęGrave Witch ma wspaniałą reputację
Grave & Kerm

Elfka swoim zwyczajem głosu nie zabrała, a jedynie skinieniem głowy potwierdziła swoją chęć uczestniczenia w owej wyprawie. Droga co prawda nie do końca biegła po jej myśli. Las, do którego zmierzała nieco bardziej na północy się znajdował, jednak ani się jej zbytnio nie spieszyło ani odpowiedniej drużyny jeszcze nie znalazła. Tu zaś okazja się pojawiła by nieco przygody zażyć. Nie wspominając już o tym, że nikt nie pomyśli by szukać jej na wschodzie, o ile ktokolwiek szukać jej zapragnie.
Gdy głos nieznajomego przerwał jej rozmyślania, uniosła głowę i zmierzyła mężczyznę chłodnym spojrzeniem szarych oczu. Mimo iż ludzie swym krótkim życiem i zwyczajami stanowili dla niej nie lada atrakcję to jednak ciągłe propozycje rzucane w mniej lub bardziej zawoalowany sposób powoli zaczynały ją męczyć. Opuszczenie miasta było jej więc podwójnie na rękę.
- Wybacz panie lecz moje miano do mnie wyłącznie należy i nie mam w zwyczaju rozdawać go każdemu kto o nie poprosi. Skoro zaś usłyszałeś już mój głos tedy odejdź i znajdź sobie przystępniejszą dziewkę miast swą natrętną osobą niszczyć resztki tego przyjemnego wieczoru - odpowiedziała w swej śpiewnej mowie, po czym ponownie uwagę na kielichu wina skupiła. Nie było najlepsze, jednak miała okazję kosztować gorszych trunków. Nic nie mogło się bowiem równać z tym, które wytwarzały jej krewni. Gdyby chciała zapewne mogłaby znaleźć w tym mieście miejsce, w którym wśród słodkich dźwięków harf i fletów można było go skosztować.
Drgnęła słysząc odgłos kufla zderzającego się z twardą powierzchnią stołu. Nie spojrzała jednak w tamta stronę nie chcąc przez przypadek wywołać gniewu wybuchowego krasnoluda, który ewidentnie miał coś przeciwko jej osobie. Znała historię przez co nie była tym zaskoczona, nie znaczyło to jednak, że da mu satysfakcję i odpowie tym samym. Obojętność wydała się jej znacznie lepszym wyjściem. Gdy Khaldin i Anzelm oddalili się od stołu, każdy idąc za własną słabością, również ona wstała. Blask lampy odbił się od jej śnieżnobiałych włosów, które wyraźnie odcinając się od czerni ubioru, łagodnie spływały do połowy pleców. Pospiesznie nałożyła płaszcz i skryła twarz w cieniu kaptura. Nie przepadała za spojrzeniami, które jej rzucano. Kolejny dowód na to, że najwyższy czas opuścić Altdorf.
Leżacy u jej stóp Bran. podniósł się również i z zaciekawieniem spojrzał na swą panią. Może miała ochotę na mały spacer?
Nie była zainteresowana opowieścią Eryka, a że noc wciąż była młoda szkoda jej było marnować czas na sen, na który w dodatku ochoty nie miała.

- Na spacer się wybierasz, czy znajdziesz trochę czasu na rozmowę? - dobiegł ją głos Alexa.
- Oczywiście - odpowiedziała kryjąc zaskoczenie. Chwyciła łuk i gestem dłoni ponagliła Brana, zresztą niepotrzebnie, by ruszył za nią. Była ciekawa o czym też Alexander chciał z nią rozmawiać. Mimo iż znała go najdłużej z tej całej gromady to jednak nigdy nie był szczególnie zainteresowany rozmowami. Miała wręcz wrażenie, że podobnie jak ona woli obserwować w ciszy.
Alex, podobnie jak Saraid, nie zamierzał wychodzić na dwór bez broni. Odruchowo sprawdził, czy miecz jest na swoim miejscu, a potem chwycił kuszę i zaczął się przeciskać ku wyjściu. Teoretycznie to elfka powinna iść przodem, tak wymagał dobry obyczaj, ale wśród tłoczących się ludzi lepiej było utorować jej drogę. Co prawda któryś z natrętnych adoratorów mógłby ją klepnąć w tyłek, ale od pilnowania jej pleców był Bran.
Obyło się jednak bez incydentów i nie zaczepiani przez nikogo opuścili gościnne progi “Jak u Mamy”. Noc była cicha, a przynajmniej znacznie cichsza niż wnętrze karczmy. Saraid przez chwilę zastanawiała się którą drogę wybrać. Po namyśle ruszyła w stronę lepszej części miasta. Druga opcja, o tej godzinie, była proszeniem się o kłopoty, a tych wolała uniknąć. Nie odzywała się czekając aż Alexander zdecyduje, że nadeszła odpowiednia chwila by ową rozmowę zacząć.
- Co cię skłoniło do wpakowania się w taką ryzykowną eskapadę? - spytał prosto z mostu Alex.
- Ciekawość - odpowiedziała po długiej chwili. - Podobno na wschodzie pieśń lasu jest inna. Chcę ją usłyszeć. - Oczywiście nie była to prawda ale i nie całkowite kłamstwo. - Uważasz naszą wyprawę za ryzykowaną, dlaczego? - zapytała kierując w jego stronę spojrzenie szarych oczu.
- To, że Burza Chaosu jest za nami, pokonana, nie oznacza wcale, że na wschodzie jest cisza i spokój - odparł. - Za każdą armią idą maruderzy, pokonane wojska wracają tam, skąd przyszły. Nie ma żadnej gwarancji, jak jakiś wódz nie zebrał grona popleczników, by utworzyć sobie male państweko na terenach, które Burza wywróciła do góry nogami. Sama chyba też nie sadzisz, że teraz jest tam oaza ciszy i spokoju.
- Zatem uważasz, że tam czeka na nas więcej niebezpieczeństw niż tu? - zapytała bynajmniej nie zaniepokojona jego słowami.
- Czy więcej - odparł - tego nie wiem. Ale z pewnością inne. Spotkałaś na swej drodze mutanty albo wojowników Chaosu? Albo owe legendarne skaveny?
- Nie - odpowiedziała, ponownie skupiając wzrok na drodze. - Jednak słyszałam o nich wiele. Jeżeli przyjdzie nam z nimi walczyć, cóż...
Nie dokończyła wypowiedzi, nie było takiej potrzeby. Śmierć mogła ich równie dobrze spotkać za chwilę, co za kilkadziesiąt lat. Tu czy tam...
- W takiej wspaniałej i zgranej kompanii jak nasza... - Trudno było ocenić jednoznacznie, czy Alex jest taki naiwny, czy sobie żartuje, bowiem ton miał poważny. - No i będzie z nami kapłanka Shalyi, i to chyba nie jakaś nowicjuszka. Ciekaw tylko jestem, co ją tam ciągnie, bo ciekawość... chciałem powiedzieć żądza wiedzy... to trochę mało.
- Łaskawi państwo, okażcie litość kalece bez nogi, weteranowi spod Middenheim... - Ciemny kształt wypełzł z bocznej uliczki i na wpół czołgając się ruszył w ich stronę. - Choć miedziaków kilka rzućcie...
- Wkrótce się dowiemy - odpowiedziała Alexandrowi po czym przystanęła gdy żebrak wyłonił się z cienia uliczki. Jej dłoń powędrowała w stronę pasa jednak zamiast zanurzyć się w sakiewce spoczęła na rękojeści miecza.
- Łaskawi państwo... parę groszy... kalece... - zawodził żebrak, zachęcony widać faktem, że nikt go jeszcze nie przepędził kilkoma ostrymi słowami.
Niezdecydowana zerknęła w stronę Alexandra, jednak po chwili w jej dłoni błysnął srebrnik.
- Jakie nosisz miano? - zapytała, zbliżając się nieco do mężczyzny, jednak nie zdejmując dłoni z rękojeści miecza. Ostrożności nigdy za wiele.
- Paniii... - Miast odpowiedzieć na zadane pytanie żebrak jeszcze bardziej zbliżył się do stojącej bez ruchu pary.
To jednak nie spodobało się Branowi. Warknął, a potem z wyszczerzonymi kłami zrobił krok w stronę proszącego o litość i pomoc weterana wojny z Chaosem. Ten wrzasnął, jakby już poczuł w swym ciele ostre zębiska, zerwał się z ziemi popędził co sił w nogach w stronę uliczki, z której przed chwilą się wynurzył. Bran, powodowany instynktem lub chęcią zabawy, ruszył za nim.
- Cud prawdziwy - mruknął Alex
Saraid pokręciła tylko głową chowając jednocześnie monetę. Z każdą chwilą spędzoną w Altdorfie coraz bardziej tęskniła za swoją osadą. Bran zniknął jej z widoku i nie było sensu go wołać. Zapewne niedługo wróci szczęśliwy machając ogonem.
- Widocznie był mu pisany - odparła ruszając w dalszą drogę. - Skoro wróżysz nam tyle przeciwności to dlaczego chcesz z nami podążyć, Alexandrze? - zapytała skręcając w jedną z uliczek, która z tego co pamiętała powinna zaprowadzić ich z powrotem do karczmy, aczkolwiek nieco okrężną drogą.
- Choć jesteś śliczną dziewczyną, to jednak nie dla twych pięknych oczu - odparł, a w jego głosie słychać było cień rozbawienia. - I mam nadzieję, że nie poczujesz się zbyt dotknięta tym stwierdzeniem. To może być ciekawe doswiadczenie - dodał, wracając do tematu. - A jeśli czasem coś mi się przytrafi... Zdarzyc się może wszędzie. Życie zwykle kończy się śmiercią, a są i tacy co powiadają, że wszystko jest już z góry zapisane w księdze przeznaczenia. W każdym razie Braci moich to nie wzruszy, dzieci... - Zastanowił się przez moment. - Zdaje się, że nie osierocę żadnego. Tak przynajmniej mi się zdaje.
- Brak pewności w tej kwestii bywa zgubny - roześmiała się cicho gdyż dźwięk w nocy niósł się znacznie dalej.
Alex machnął lekceważąco ręką.
- Zgubny to bywa fakt, gdy cię ojciec panienki zdybie z nią podczas igraszek - odparł. - Ewentualnie narzeczony, o którym wcześniej się nie wiedziało, że istnieje. Są... - Nie dokończył.
- Tak? - dopytała obdarzając go zaciekawionym i jednocześnie rozweselonym spojrzeniem.
- Tak się zdarza, że nie wszyscy chcą mieć od razu dzieci - odparł Alex, nie wdając się w szczegóły. Nie do niego wszak należało uświadamianie elfki.
- Rozumiem - odparła, po czym z nagłym zainteresowaniem zaczęła przyglądać się mijanym domom. Powstrzymanie śmiechu przychodziło jej czasami z trudem, szczególnie w takich jak ta, sytuacjach.
- Życie jest pełne ciekawych zdarzeń - dorzucił Alex. - Drobne przeszkody nie muszą psuć całokształtu. A czasami dodają smaku, jak dobra przyprawa. Byle bez przesady - dodał.
- Pozostaje więc mieć nadzieję, że tylko takie przeszkody staną nam na drodze - zerknęła w jego stronę nadal rozbawiona.
Odpowiedział uśmiechem.
- Oby - potwierdził.

Do karczmy dotarli równo z Branem który czekał przy drzwiach i wedle wyobrażenia Saraid, machał wesoło ogonem. Elfka pożegnała Alexandra życząc mu dobrej nocy po czym ruszyła do pokoju, który wynajmowała. Zamierzała dobrze wypocząć przed drogą, którą zamierzali podążyć.
 
__________________
“Listen to the mustn'ts, child. Listen to the don'ts. Listen to the shouldn'ts, the impossibles, the won'ts. Listen to the never haves, then listen close to me... Anything can happen, child. Anything can be.”
Grave Witch jest offline