Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2012, 14:49   #3
chaoelros
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
Mordrin żył. Otworzył oczy i zobaczył że jest w jakimś lazarecie. Poczuł jak włosy spływają mu po głowie do ramion. Zaczął rękoma sprawdzać czy ma wszystkie kończyny. Wiedział że ludzie potrafią leczyć tak że zostawiają pacjenta jako kalekę bez nogi czy ręki. Ale wszystko było na miejscu. Zszedł z pryczy i zobaczył że pod nią ma cały swój ekwipunek. O dziwo na rozszarpanym wcześniej boku była tylko blizna. To musiała być sprawka magicznych sztuczek jakiś uzdrowicieli. Wtem do pomieszczenia weszła kapłanka niosąca miskę zupy. Najwyraźniej tutejszy kult był wdzięczny bohaterom za zabicie sług chaosu, jednakże kapłanka na widok nagiego Mordrin upuściła talerz i odwróciła wzrok.
-Panie krasnoludzie. Pańscy przyjaciele są cali i zdrowi i maja zamiar jutro wyruszyć.-rzekła stojąc odwrócona w drugą stronę.
Mordrin pomyślał. ~Przyjaciele?~. Nagle zrozumiał że chodzi jej o Knuta, Alberta, żaka i te szlachty całe... Najwyraźniej przygoda nie chciała się tak po prostu zakończyć. Mordrin ubrał się i poszedł szukać swoich kompanów.
A przecie była to kompania pierwszej klasy...

Przemieszczając się od miasta do miasta, można było się jeszcze lepiej poznać lecz Mordrin znów nie był zbyt gadatliwy. Miał dużo czasu na przemyślenia i stwierdził że drużyna nie nadąża za jego stylem. Jest trochę jak kamień u nogi. No ale z pewnością nie byli tacy najgorsi. Nie zostawili go na polu walki, a mogli go ograbić i zostawić, bo w końcu był konający, to pewne. Musiał przyznać że było w nich coś przez co wyruszył z nimi w drogę bez większego zastanowienia. Tak czy owak, nadal nie nadążali za jego stylem. Musiał zatem zmienić trochę sposób walki. W jednym z miast udał się do kowala.
To znaczy najpierw wypił sześć piw w karczmie, zapłacił za dwa bo tak się rozgadał że słuchacze sami stawiali mu piwo.
-Tak i wtedy mag przyzywa kolejnego demona! Knut zaklął, student splunął na ziemię. Caliśmy byli we krwi kultystów. Już nie mieli bełtów w kuszy, a Albert to nawet jednego ubił roztrzaskując czaszkę trzonkiem kuszy. No ale nic... idzie na nas szarża czterech demonów. To my z Knutem bierzem łańcuch we dwóch rozciągamy i na te demony pod nogi a one wszystkie bach! na glebe! Knut ruszył na maga a mnie zostawił...
-Ale kto to ten Knut?
-Nikt, oj wojak taki... No i mnie zostawił...
-Ale Knut? Co to za imię?
-Oj nie przerywaj waść bo wątek stracę, no kuźwa Knut no, rodowe chyba, słuchaj... On idzie ubić maga a mnie zostawia z tymi demonami...
Po wyjściu z karczmy pełnej zachwyconego, czynami Mordrina Śmiałego i jego dzielnej kompanii, pospólstwa, Mordrin poszedł do zbrojmistrza. Przeglądając halabardy zauważył coś co przypominało krasnoludzki wyrób. Mordrin nie miał jedynie pewności co do pochodzenia broni, gdyż w tych regionach nie spodziewałby się krasnoludzkiej kuźni. Niesamowite że taka broń trafiła aż tutaj.
-Skąd to masz?
-Nieważne. Ale mogę ci sprzedać po upuście. Co ty na to?
-Hm... wygląda mi na khazadzkie dzieło. No dobra. Znajdź mi do tego średnią tarczę i mieczyk jakiś. Ja ci dorzucam mój miecz i topór i robimy interes.

Mordrin rzucił na stół miecz i topór. Zbrojmistrz obejrzał.
-Hm... miecz jednoręczny chcesz?
-Ta... Taki pakiet, rozumiesz?
-Hm... no dobra panie khazad. Policzę ci po upuście dwanaście złotych koron.

Mordrin już wiedział że facet rzuca się na głęboką wodę próbując targować się z krasnoludem. Zabójca chwycił swój miecz ze stołu.
-Ech.. no niech będzie. Tylko wiesz trochę niewygodnie mi będzie podróżować. Może jednak chcesz te brzytwę co? Widzisz że przednia broń.
-Ekhem... panie khazad bez żartów. To była cena plus twoja oferta miecz i topór.

Mordrin położył ręce na stole aż nim zatrzęsło.
-Panie ludź. Pany khazady nie żartują jak idzie o handel. Opuść z ceny. Ta brzytwa jest przednia i patrz jak wyważona
Mordrin zaczął podrzucać miecz i kręcić nim w powietrzu istne popisy. Zbrojmistrz czuł od niego alkohol i natychmiast pot zaczął spływać po jego skroni na widok tańca z mieczem.
-Dobra... jedenaście!
-Osiem.
-Osiem? to gwałt przecie!
-Dobra dziewięć... No zgódź się. Jak chcesz to pokaże cie co potrafię robić z dwoma mieczami.

Mordrin położył swój miecz na stole i już chciał wziąć dwa mniejsze zawieszone wraz z wystawionym towarem.
-Dziesięć i niech będzie moja strata.
-No dobra. Interesy z tobą to prawdziwa przyjemność...

Mordrin zakupił halabardę, tarczę i miecz jednoręczny. Zamierzał zmienić nieco styl walki tak aby móc w drużynie przyjmować pozycję obronną i ofensywną.




Halabarda mogła być używana wraz z tarczą jako jednoręczna włócznia lub jako dwuręczna i bardzo poręczna halabarda. Z siłą jaką dysponował Mordrin, ta broń mogła się okazać w walce niebywale finezyjna.



Sama tarcza była średniej wielkości. Mordrinowi zależało na tym aby była wygodna i nie za ciężka. Do tego miecz. Nie był już tak okazały jak ta halabarda ale na wszelki wypadek... Jak to mówią. "Lepiej mieć miecz niż nie mieć miecza".



***

W posiadłości niejakiego Konrada.


Mordrin słuchał uważnie słów kupca a w głowie cały czas siedział mu fragment:
Cytat:
Będzie to dla Was nietrudna i niedługa praca, a mi wiele pomoże
Czyli jak zwykle... Oczywiście że nie wszystko tutaj do siebie pasowało. Coś się kryło za zasłoną prostej misji. Mimo to wciąż nie było to zbyt interesujące dla Mordrina. Tak czy owak, sakwa powoli przestawała szeleścić. Tak więc nie pozostawało nic innego jak podróżować dalej z drużyną.
-Panie Konradzie. To może nas pan poczęstujesz czymś, czy mamy o interesach gadać i o suchym pyszczychu tu siedzieć? Na pewno macie w piwniczce jakieś wino. Wódką bym nie pogardził ale nie chcę się narzucać.
 
chaoelros jest offline