Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2012, 19:45   #1
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
CP 2020 - "Music is my weapon"



Klub “Iluminacja” Chicago 20 listopada 2022 r.
Dolny parkiet klubu pękał w szwach. Cała rzesza boosterów, naćpanych małolatów i spragnionych wrażeń dzieci korpów tłoczyła się pod sceną. Blado błękitne światła stroboskopów pulsowały niczym serce w zawale. Membrany olbrzymich głośników rozstawionych w rogach sali drżały od natężenia basów. Techno beaty jakie wypełniały przestrzeń były tylko syntetycznym bełkotem wyprodukowanym przez najnowszej generacji komputer muzyczny DjExe. Jako przerywnik pomiędzy kolejnymi występami prawdziwych muzyków było jak znalazł. Ludzie, którzy przychodzili do “Iluminacji” nie byli zwykłymi technomułami, którym wystarczyła garść piguł amfy i napierdalający w jednostajnym rytmie beat. Klub “Iluminacja” słynął z tego, że gości zaangażowanych muzyków i taką też publiczność. Jednym słowem było to miejsce z aspiracjami na tworzenie współczesnej sztuki, która ma siłę oddziaływać na rzeczywistość. Zespoły grające w “Iluminacji” składały się w większości z ulicznych runnerów, którzy w przerwie między jedną, a drugą akcją wykrzykiwali opowieści o swoich problemach w rytmie przesterowanych gitar i mrocznych sampli.
Dzisiejszego wieczoru miały wystąpić gwiazdy podziemnej sceny Neurotic Stream, Fatal Error i Spamboot Division. Ostatnia kapela słynęła nie tylko z ostrej muzyki i buntowniczych tekstów, ale także z videoartów jakie prezentowali w czasie koncertów.
To właśnie dla ich show tak wielkie tłumy nawiedziły dzisiaj “Iluminację”

Światła przygasły, a mrugające opętańczo stroboskopy zamarły. Płynąca z gigantycznych głośników muzyka umilkła niczym ucięta nożem. Przez kilka chwil słychać było tylko głośne rozmowy klubowiczów, ale i te szybko ucichły.
Napięcie umiejętne dawkowane przez prowadzących koncert udzielało się wszystkim. Nawet najbardziej napigułowani goście wpatrywali się niczym zahipnotyzowani w ziejąca czernią scenę.
Cisza wypełniła klub i trwała już ponad minutę.
W końcu jaskrawy snop światła padł na scenę wydobywając z mroku stojącą przy mikrofonie wysoką dziewczynę. Miała ona srebrno niebieskie długie, tasiemkowate włosy oraz błyszczące w świetle reflektora cyberlustrzanki. Oparła się oburącz o statyw mikrofonu i przez długą chwilę wpatrywała się w publiczność. Ta dalej niczym oniemiała w ciszy kontemplowała rozpoczynające się show.
Dziewczyna uniosła prawą rękę w górę, a jej palce rozbłysły czerwonym światłem. Gdy wokalistka wykonała udawany rzut, świecące punkty wyleciały w powietrze łącząc się po drodze w jedną wielką kulę ognia. Ognisty pocisk zawisł nad publicznością.
- Gotowi na rozpierdol? - wrzasnęła dziewczyna.
Jednostajny ryk “yeah” wydobył się z setek gardeł. Publika zaczęła gwizdać i krzyczeć.
Reflektory wydobyły z mroku kolejnych muzyków Spamboot Division. Zadudniła perkusja, a po chwili dołączyły do niej dwie przesterowane gitary. Ten kawałek znali wszyscy. Był to hymn niejednego ulicznika i runnera, nie jednego gangu i samotnego solosa.
- Chaos is my life! - wrzasnęła dziewczyna, a publika darła się razem z nią.

- To był nasz ostatni numer - powiedział zadziwiająco dźwięcznym głosem dziewczyna.
Publika odpowiedziała gwiazdami i wykrzykiwaniem próśb o bis.
Wokalistka pozostała jednak nie ugięta i dalej melodyjnym głosem mówiła, jej koledzy w tym czasie zwijali sprzęt i powoli schodzili ze sceny.
- Bisu nie będzie. Chłopaki nie mają już sił, a i ja już powoli padam. Piguły przestają działać i ciągnie mnie w dół. Nie martwcie się jednak za parę dni szykujemy naprawdę szaloną imprę. Potrzebujemy jednak w tym waszej pomocy. Ogłoście na ulicy, że potrzebujemy fachowców od ochrony. To co planujemy wymaga podjęcia pewnych działań, a my się raczej na tym nie znamy. Solosi, byli żołnierze, spece od ochrony i tego typ łajzy mile widziane. O hajs się nie martwcie. Płacimy solidnie i w terminie. Chętni niech kontaktują się z Quintonem. On przeprowadzi rozmowy i wybierze ekipę której potrzebujemy. Trzymajcie się! - wrzasnęła na koniec dziewczyna - Walka trwa! Nie poddawajcie się!

Chicago, Pętla, 21 listopada 2022 r.
Wieść o tym, że znana podziemna kapela potrzebuje ochrony, szybko obiegła miasto. Zwykłe szumowiny i solosi z wyższej półki zaczęli zastanawiać się nad ofertą pracy dla punkowej kapeli. Także trójka wyjadaczy i ulicznych ekspertów dostała cynk o robocie na której można dobrze zarobić.
Quentin, Max i Josh spotkali się w małej chińskiej knajpie w centrum Pętli. “Lao Gong”prowadził pan Shing. Niepozorny Azjata, po pięćdziesiątce, który potrafił wiele o życiu ulicy i był istną skarbnicą wiedzy na temat bieżących wydarzeń. Max znał go już parę lat i cenił sobie zarówno jedzenie jakie przygotowywał, jak i informację które można było u niego zdobyć.
Widząc jak cała trójka zajmuje stolik w głębi lokalu, Shing podszedł do nich i kłaniając się nisko powiedział:
- Witajcie panowie. Co podać.
Josh i Quentin zaczęli składać swoje zamówienia, a pan Shing słuchając ich jednym uchem szepnął do Maxa.
- Nie wiem, czy pan słyszał ale Piękny Al ma ponoć świeżutki towar. Ponoć wpadł mu w ręce cały kontener nowiutkich Dai Lungów. Jego fixerzy sprzedają je za grosze na każdym rogu. Tylko czekać kiedy boostersi zaczną się wybijać nawzajem lub co gorsza zwykłych przechodniów. Znowu może być niebezpiecznie. Gdyby zechciał pan pogadać z Alem, aby nie sprzedawał tego gówna w mojej okolicy. Wiem, że to nie gwarantuje bezpieczeństwa, ale może te nasze dzieciaki zanim uzbierają gotówkę to się już dostawa rozejdzie i kilku z nich ocali w ten sposób życie.
Max tylko przytaknął, że postara się coś zrobić. Po kilku minutach żona pana Shinga przyniosła zamówione dania. Runnerzy szybko ustalili, że warto przyjrzeć się robocie w Iluminacji z bliska. Gdyby nie osoba Quintona Ortiza, to pewnie nie zawracali sobie tym głowy. Ten facet miał jednak łeb do interesów i gwarantował, że robota może okazać się opłacalna.
Runnerzy czuli ostatnio spory deficyt zarówno gotówki, jak i zamówień. Uzgodnili, że spotkają się w klubie dziś wieczorem.

Klub “Iluminacja” 21 listopada 2022 r., godz. 19
Wieczór był chłodny. Od późnego popołudnia nieprzerwanie padał deszcz. Ulice miasta pokryte były licznymi kałużami, które mieniły się wszystkimi barwami tęczy. Kolejne kwaśne opady o których nie raczyli wspomnieć w wiadomościach i ostrzec ludzi przed ryzykiem poparzenia.
Przed “Iluminacją” tłoczył się już spory tłum, który czekał już na dzisiejszy koncert
Runnerzy weszli na zaplecze i zdziwili się ilością chętnych, jaka oczekiwała przed gabinetem Ortiza. Byli to głównie młodzi ulicznicy, którzy postanowili spróbować swego szczęścia.
Ochroniarz widząc wchodzących Maxa, Josha i Quintona zniknął w gabinecie szefa. Wrócił po niecałej minucie gestem dłoni dając znać, żeby do środka. Kilku młodych runnerów próbowało protestować, że oni byli pierwsi i że obowiązuje kolejka. Jednak ochroniarz jednym hardym spojrzeniem dał im jasno do zrozumienia, że nic z ich pretensji nie będzie i żeby lepiej nie testowali jego cierpliwości.

Całą trójkę przywitał uśmiechnięty Ortiz. Jak zawsze ubrany w elegancki garnitur, skórzane pantofle i dyskretną ale mimo to przyciągającą wzrok biżuterie.
- Witajcie panowie. Siadajcie - wskazał skórzaną kanapę, stojącą pod ścianą - Cieszę się, że was widzę. Cóż mogę powiedzieć... po cichu liczyłem, że się zgłosicie. Ale chwila, gdzie moje maniery. Coś do picia. Mam trzydziestoletnią whiskey, prosto z jednego z korporacyjnych barków. - zaśmiał się głośno - Młody fixer opylił mi ją za jedyne, uwaga, dzięsięć eurobaksów. Jak nie ma głowy do interesów, to jego strata, nie? Mógł spokojnie zedrzeć ze mnie parę stówek i ja i tak byłbym zadowolony. To co po szklaneczce?
Ortiz otworzył barek i nalał bursztynowy płyn do czterech szklanek. Następnie wrócił na swoje miejsce za biurkiem i sącząc trunek kontynuował:
- To ja reprezentuje interesy zespołu i to ze mną negocjujecie wszystkie warunki współpracy. Kapeli zależy abym wybrał prawdziwych zawodowców. Dlatego też cieszę się, że was widzę. Mam nadzieję, że dojdziemy do porozumienia i wszyscy będziemy zadowoleni. Ale do konkretów. Spamboot Division chce zorganizować kilka wyjątkowych koncertów i na czas ich trwania potrzebuje profesjonalistów od ochrony. Cały dowcip polega na tym, że kapela chce troszkę utrzeć nosa korpą i pokazać im siłę ulicy. Dlatego też miejsca koncertów będą dość specyficzne. Z racji swojej specyfiki koncerty będą raczej krótkie, piętnaście, dwadzieścia minut. W tym czasie wy będziecie odpowiedzialni za bezpieczeństwo kapeli. Wiadomo, że jak korpy się wnerwią to uderzą w zespół a nie publiczność. Początkowy kontrakt obejmuje cztery koncerty. Po sześć koła za każdy koncert, do podziału dla was. Z tym, że jak wiecie jak biorę dziesięć procent od każdej umowy zawartej w moim klubie. Nie inaczej jest i tym razem. Czyli po 5400 dla was trzech na czysto, za każdy koncert. Sądzę, że to uczciwa zapłata. Robota raczej nie będzie trudna i ograniczy się do ewakuowania kapeli we właściwym czasie, kiedy patrole korporacyjne zainteresują się imprezą i będą chciały interweniować. Dla was to będzie bułka z masłem. Co wy na to? - zapytał Ortiz opierając się wygodnie w swoim fotelu.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 23-02-2012 o 23:11.
Pinhead jest offline