Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-02-2012, 13:02   #5
Ozo
 
Ozo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ozo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumnyOzo ma z czego być dumny
Veritatem Signorum stało się źródłem niewielkiej obsesji Oswalda. Mimo dni spędzonych z nosem w księgach nie potrafił on bowiem znaleźć żadnej informacji, o której mógłby z pewnością powiedzieć, że jest prawdziwa. Każde źródło, z którego korzystał mówiło co innego. Jedno było pewne, wolumin ten musiał być dla kogoś bardzo ważny. Być może ktoś zadał sobie wiele trudu, by ukryć jego prawdziwą zawartość, być może zawartość przez lata była ubarwiana, by lepiej prezentować się podczas opowieści. Oswald oderwał się na chwilę od lektury, w której miał nadzieję znaleźć jakieś dodatkowe informacje. Przetarł oczy, które zaczynały już poważnie buntować się przed pracą w takich warunkach. Pomyślał, że pewnie i tym razem nie dowie się niczego konkretnego. Choć informacje były w zasadzie dość mocno sprecyzowane, to zupełnie nie zgadzały się z innymi. Najgorsze w tym wszystkim było to, że pochodziły one z dość zaufanych źródeł. Spróbował podsumować wszystko, czego się dowiedział do tej pory. Nie miał właściwie pojęcia co było napisane w Veritatem Signorum. Wiedział jedynie, że informacje o niej pojawiały się już dawno temu. Obawiał się, że im głębiej zagłębiałby się w historię księgi, tym dalej w przeszłość musiałby się cofnąć. Po piętnastym wieku o woluminie nie było natomiast najmniejszej wzmianki. Być może wtedy ktoś postarał się o jej zniknięcie. Ponownie spojrzał na list otrzymany od Charlesa Radbota, choć tak naprawdę już od jakiegoś czasu wiedział, że przystanie na jego propozycję. Właściwie nie miał innego wyjścia. Gdyby z jakiegoś powodu zrezygnował, nigdy by sobie tego nie wybaczył. Prawdopodobnie do końca życia męczyłyby go pytania, na które tak bardzo chciał poznać odpowiedź. W głowie powoli układał mu się już plan podróży. Musiał z samego rana poinformować o wszystkim służbę tak, żeby być gotowym do wyjazdu w okolicach południa. Nie miał czasu do stracenia. Od siedziby Zakonu dzieliło go kilka dni podróży. Uznał, że najwyższa pora by skierować swoje kroki do łóżka. Musiał wypocząć, bo nie wiedział czy pracując dla Zakonu będzie miał chociaż chwilę, żeby odetchnąć. Jak zwykle przed snem sięgnął po Pismo Święte, choć tak naprawdę nie myślał w tej chwili o Bogu. Całą wolną przestrzeń w jego umyśle zapełniał bowiem problem z Veritatem Signorum.

***

Nad ranem był pełen energii, choć w nocy nie zaznał zbyt wiele snu. Udało mu się za to ustalić pewien dość ciekawy fakt dotyczący księgi, która nie dawała mu spokoju. Można powiedzieć, że to odkrycie dodało mu skrzydeł i napełniło go energią do działania. Poinformował służących, by przygotowali wszystko do podróży. Sam spakował kilka ksiąg i najpotrzebniejszych przedmiotów. Nie martwił się o to, że zabraknie mu pieniędzy, bo tych zawsze miał pod dostatkiem. Mógł więc podróżować szybko i wygodnie. Mimo tych dogodności odległość, którą musiał pokonać była bardzo duża. Musiał dojechać do wybrzeża, przesiąść się na statek – w duchu modlił się, by akurat jakiś wypływał w dogodnym dla niego czasie – a następnie ponownie musiał przebyć spory kawałek Europy lądem. Nie przeszkadzało mu to. Wierzył, że podczas podróży uda mu się ustalić jeszcze jakieś interesujące fakty. Wszystko było gotowe około południa. Kareta, która po niego przyjechała wydawała się dość solidna. Obawiał się jednak, że podczas podróży kilkakrotnie będzie musiał zmieniać konie. Zależało mu na czasie, więc pieniądze nie grały tu ważnej roli. Jego rodzina i tak miała ich dostatecznie dużo. Zapakowanie wszystkiego do pojazdu zajęło nieco ponad kwadrans. Nie tracąc czasu na żegnanie się z kimkolwiek, Oswald ruszył w drogę.

***

Podróż okazała się nieco bardziej męcząca, niż się tego spodziewał. Ale udało się, był na miejscu i nic więcej się teraz nie liczyło. Korytarze zakonu wydawały mu się dziwnie puste. Był przyzwyczajony do swojego domu, w którym często krzątała się służba albo goście rodziny. Nie mógł jednak nie zauważyć bogactwa, które otaczało go zewsząd. Jeżeli wcześniej myślał, że jego rodzina jest bogata, to teraz musiał przyznać, że Zakon miał do dyspozycji chyba wszystkie pieniądze świata. Domyślał się, że praca dla zakonu otwierała dla wielu nowe możliwości. Tak poważana instytucja na pewno posiadała własnych informatorów, a wspomnienie swojego pracodawcy na pewno otwierało wiele drzwi. Nie miał teraz czasu by dokładniej się nad tym zastanawiać. Wraz z grupą innych łowców szedł właśnie za mężczyzną, który był kimś w rodzaju ich przewodnika po siedzibie. Uważnie obserwował swoich towarzyszy. Stanowili oni bowiem dość ciekawą grupę osób. Starał się jednak nie oceniać ich na pierwszy rzut oka. Nie lubił osób, które zbyt pochopnie oceniają innych. Wierzył, że człowieka można poznać dopiero po wielu godzinach spędzonych wspólnie. Przypinanie do kogoś łatki tylko dlatego, że wyglądał tak, a nie inaczej wydawało mu się bardzo naiwne i nierozsądne.

***

W końcu dotarli na miejsce. Celem ich spaceru okazał się gabinet niejakiego Calluma Sullivana. Mężczyzna przywitał ich, gdy tylko prowadzący ich Adolf zamknął za sobą drzwi. Uwadze Oswalda nie umknęło, że Sullivan się nie przedstawił. Zwrócił się tylko z imienia do najstarszego z obecnych łowców, po czym przeszedł od razu do konkretów. Wytłumaczył krótko na czym będzie polegało ich zadanie oraz kto jest odpowiedzialny za zniknięcie Veritatem Signorum. Wspomniał też o zapłacie za wykonane zadanie ale to akurat najmniej interesowało teraz Oswalda. O wiele bardziej kusiła go możliwość zadania kilku pytań. Wiedział jednak, że te, które najbardziej go nurtują będą musiały pozostać jeszcze bez odpowiedzi.
 
Ozo jest offline