Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2012, 17:43   #7
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Cornelius westchnął cicho, drugi raz czytając list od pana Sullivana. Stary przyjaciel prosił o pomoc w odzyskaniu ważnego dzieła. Jakkolwiek panu Valiarde średnio uśmiechało się telepanie przez połowę kontynentu do Zurychu, wiedział, że Callum nie ma w zwyczaju wzywać łowców na próżno.

- Alfredzie, szykuj automobil... – powiedział cicho, referując do dziwacznego pojazdu zbudowanego podle idei Cugnota - I powiedz mym dziatkom, że niedługo wyjeżdżamy do Zurychu.

***

- Odzyskanie Veritatem jest bardzo ważne dla Zakonu jako instytucji i dla mnie osobiście. Wasza pomoc zostanie sowicie nagrodzona. Czy macie jakieś pytania?
Oswald postanowił nie czekać aż ktoś inny zabierze głos. Miał już na głowie dość pytań, na które nie znał odpowiedzi. Wolał uniknąć innych nieścisłości.
- Ten Salander - zaczął. - Pracował u was od dawna? Z całą pewnością wolałbym dowiedzieć się o nim czegoś więcej - nie chciał wypowiadać się za resztę grupy. - Jego siostra to jedyna osoba, do której mógł się zwrócić? Może ktoś inny pomagał mu w tym wszystkim? - Taylor zauważył, że jego pytania bardzo szybko się mnożyły. Postanowił więc przerwać i dać rozmówcy czas na odpowiedź.

Sullivan przyglądał się młodemu mężczyźnie cierpliwie wysłuchując tyrady pytań. Na jego twarzy zagościł chwilowy uśmiech, być może wywołany podziwem, w końcu jak wiadomo, zadanie pierwszego pytania zawsze jest najtrudniejsze, a tu ktoś kogo nie podejrzewał by o taką odwagę wyrwał się przed szereg.
- Magnus Salander należał do bractwa od 6 lat. Wystarczająco długo, by poznać wiele sekretów Zakonu o których, jak łatwo się domyślić, lepiej by wiedziało jak najmniej osób. Co sie tyczy drugiego pytania - oczywiście nie możemy wykluczyć możliwości pomocy osób trzecich, jednak każdy kto znał go trochę dłużej jest świadom zażyłości istniejącej między nim, a jego siostrą. Nie spodziewam się, by znikł nie poinformowawszy Cecylii.

Cornelius mruknął coś pod nosem. Pytania Oswalda były pilne, prawda, ale była rzecz bardziej podstawowa...

- Callumie, jeśli wolno ci o tym mówić, chciałbym dowiedzieć się, jak wyglądała kradzież – rzekł cicho; wątpił, aby Zakon – przy całym swoim bogactwie – miał tyle grimuarów, żeby dało się jakiś niepostrzeżnie wynieść pod płaszczem – Chętnie poznałbym też źródło wieści, że pan Salander zaprzedał duszę diabłu. - No, niby rzeczony Salander mógł zwyczajnie wparować do biblioteki Zakonu Świętego Michała Archanioła z diabelską mocą i zabrać Veritatem Signorum, ale pan Sullivan cieszył się całkiem dobrą opinią. Zresztą, sam Valiarde nie wierzył, że jego przyjaciel pozwoliłby sobie na taki nieprofesjonalizm.

A odpowiedzi powinny dać im dobry punkt zaczepienia - jeśli ktoś był na tyle blisko Magnusa, żeby wiedzieć o jego konszachtach z siłami nieczystymi, to z pewnością zasługiwał na przesłuchanie.

Xavier póki co biernie przysłuchiwał się rozmowie.

Sullivan uśmiechnął się pod nosem. Mógł się spodziewać, że Vallarde zada te najbardziej niewygodne pytania. Jak zwykle, niezawodnie trafił w samo sedno.
- Nie będę owijał w bawełnę, drogi przyjacielu - rozłożył ręce w geście poddania - To moja wina. Wiedziałem, że Salander sprzedał duszę i nic w tej sprawie nie zrobiłem - po minach obecnych widział, że przynajmniej część z nich chciała mu przerwać, ale nie dał im szansy. Brnął dalej - Widzisz Corneliusie, Salander przysiągł mi, że sprzedał duszę by uratować życie siostry. Nie miałem powodu by mu nie wierzyć, nie przestał egzorcyzmować demonów, ani nie zmienił swojego sposobu bycia. Przez sześć kolejnych lat był wyjątkowo efektywnym łowcą, na dobrej drodze do zostania Mistrzem - przerwał na chwilę by zaczerpnąć powietrza i zważyć kolejne słowa - Aż do momentu, gdy nie ukradł Veritatem Signorum - pozwolił sobie na kwaśny uśmieszek - To nie było zbyt trudne, jako szanowany łowca, miał prawo wstępu do archiwum o każdej porze dnia i nocy - tu zwrócił się bezpośrednio do Vallarde, spojrzał mu w oczy i powiedział - Więc, w odpowiedzi na twoje pierwsze pytanie, Corneliusie, tak, po prostu wyniósł wolumin pod płaszczem.

- Rozumiem – spojrzał głęboko w oczy Sullivana; jakiekolwiek oskarżenia mijały się z celem. Księga od tego się nie znajdzie... – Czy widziano go z tą księgą - na gorącym uczynku, może?, czy to jedynie przypuszczenie? A jeśli go później widziano: można wiedzieć, gdzie? – pytanie było na pozór niedorzeczne, ale... przecież Magnus nie mógł być jedynym członkiem Zakonu z wolnym dostępem do biblioteki. Gdyby sam chciał ukraść grimuar, wyniósłby go, po czym strzeliłby rzeczonemu łowcy w łeb. Wynajęta banda nie znalazłaby zakopanego ciała Salandra jeszcze długo po tym, jak on dotarłby do Anglii. Dobrze było upewnić się, czy ktoś inny również nie zasugerował się tym sposobem.

- Tak, Salander był widziany z Veritatem Signorum przez jednego z nadzorców Archiwum - Sullivan cierpliwie odpowiadał na kolejne pytania - Tego samego dnia udokumentowano zaginięcie woluminu, a Salander zniknął z powierzchni ziemi.

Cornelius Valiarde znów cmoknął i oparł się na lasce. Mimo wyjaśnień Sullivana cała sprawa miała więcej niejasności niż bretońskie wybrzeża nocą... ale o tym mógł porozmawiać później, na osobności. Nie wątpił, że Callum nie chciał wprowadzić go w błąd- tyle, że niektórzy łowcy mogli mieć od niego dłuższe języki...

- Callumie, jeśli opiszesz mi pana Salandera, Aleksander będzie mógł sprawdzić, czy aby nie wyjechał z Zurychu pociągiem – stwierdził spokojnie – Nawet jeśli rezerwując przedział okłamał mych pracowników – w co wątpię, gdyż zapewne nawet o mnie nie słyszał!, to mój syn powinien być w stanie sprawdzić, czy dżentelmen o odpowiadającym wyglądzie nie wyjeżdżał gdzieś.

To było już coś. Niewiele, ale... jakoś pan Valiarde nie mógł się przekonać, aby potraktować rodzinny trop poważnie. Jasne, łowcy - w asyście jego córki i starego Adolfa, aby nie przyprawili biednej Cecylii o zawał - mogli to sprawdzić, tyle że... -Wielu przestępców popełniało błąd i próbowało dać znać swojej rodzinie... - lecz takich ludzi potrafiły wyłapywać nawet safanduły z komendy przy ulicy Scotland Yard! Jeśli sprawa byłaby tak prosta, Sullivan nie wysyłałby listów na krańce świata, tylko sprowadził kilku niezależnych partaczy z Berna czy Genewy...

O ile tego oczywiście nie zrobił - to również warte było pytania.

Sullivan uśmiechnął się pod nosem, spodziewał się, że Valliarde tak tej sprawy nie zostawi. Będzie drążył, aż się do czegoś dokopie. Łowca jeszcze nie zadecydował, czy to dobrze, czy źle, ale na pewno będzie ciekawie.
- Lepiej, przyjacielu - sięgnął do szuflady i wyciągnął z niej cienką teczkę - Od jakiegoś czasu Zakon stara się gonić za duchem czasów, a nawet go wyprzedzać. Wszyscy bracia mają robione fotografie, do akt.
W folderze znajdowała się jedna kartka, z której można było wyczytać najbardziej podstawowe informacje na temat Salandera oraz zaskakująco dobrej jakości fotografia.

 
Velg jest offline