Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-02-2012, 22:52   #1
chaoelros
 
chaoelros's Avatar
 
Reputacja: 1 chaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodzechaoelros jest na bardzo dobrej drodze
[+18] 2ed. "Latem w Marienburgu..."





Czy był to kaprys przeznaczenia, intryga Tzeentcha, zbieg okoliczności czy przypadek? Jeżeli to ostatnie to znaczy że nie ma nic pewnego w tym świecie, skoro na los zwykłych ludzi, tak bardzo może wpłynąć spotkanie przypadkowych ludzi…
Gustav Ramuz, tymi słowami rozpocznie kiedyś tę opowieść.
Tymczasem…
Marienburg ściągał do swych bram kupców, rzezimieszków, włóczykijów, złodziei, zabójców, najemników, murwy… a przepraszam, te są na miejscu. W jakiś sposób nie sposób byłoby rozróżnić przyjezdne od miejscowych, zawsze wydają się znać to miasto lepiej niż ktokolwiek inny, jakby… od właściwej strony.
Gustav Ramuz stał, prawie na baczność i wysłuchiwał krzyków mistrza gildii.
-Ja nie mogę już tego słuchać! Już nawet mój najlepszy agent zaczyna wierzyć w te brednie? Gustav my tracimy ogromne sumy pieniędzy. Nie możemy dać się zastraszyć jakieś mistyfikacji i wierzyć w byle gusła. Czy tak trudno nająć bandę ochotników? Mało tu takich? Mało płacę? A może nie proponujesz im uczciwej stawki i zagarniasz dla siebie część złota? Od dziś masz się ze mną rozliczać z każdej, choćby złamanej na pół monety, ty skąpa, kupiecka gnido! Wynoś się stąd i nie pokazuj mi się na oczy dopóki nie załatwisz tej sprawy. No co się gapisz? Won za drzwi!
Każdy szuka szybkiego i łatwego zarobku, a Gustav, choć oferował uczciwą stawkę, miał problemy ze znalezieniem chętnych. Każdy korsarz, najemnik, byle rzezimieszek czy rybak, nie chcieli słuchać nawet o tym zleceniu. Sprawa zbyt dla nich śmierdziała. Co prawda nie każdy w Marienburgu podzielał wiarę w te niestworzone dziwy co miały się wyrabiać w zatoce, choć ludność nadmorska wykazywała szczególną wiarę w zabobon i przesąd. Może to o jeden za dużo? A może więcej ludzi w głębi duszy wierzyło? Dość że wszyscy głupieli od samego myślenia nad tą sprawą…
Ramuz wiedział, że musi szukać przyjezdnych, nieobeznanych z miastem. Tym razem minął miesiąc i kolejna drużyna nie wróciła po zarobek do Gustava, ale przynajmniej zdawało się nie brakować chętnych.
Gustav był najlepszym agentem. Potrafił przekonać prawie każdego i prawie do wszystkiego o ile jego klient nie wiedział zbyt wiele w danym temacie. Talent jak każdy inny, ważne że Gustav wykorzystał to aby być najbliższym współpracownikiem samego mistrza gildii.
Młodzieniec wszedł do alkierza, który był wykupiony dla samego Gustava.
-Mój panie mam kolejnych kandydatów, z którymi nawiązałem już kontakt. Początkowo niektórzy byli nieufni ale jak zwykle pieniądz okazał się ważnym atutem każdej perswazji. Nawet tylko w hipotetycznej wartości.
Gustav wziął pergamin i próbował odczytać pismo swojego skryby.
- Al-bjorn Rodgurn? Z Norski?
-Tak, jakiś wojownik tylko dziwny, myślę że powinniśmy zostawić go w spokoju.
-W spokoju? Jak chce to niech się najmie, za dużo masz kandydatów?
-Nie panie, ale ten wydał mi się jakoś podejrzany
-To może nie wróci… Z resztą nie interesuje mnie kim są. Szukam najemników, a nie partii dla księżniczki. Im bardziej krzywe mają mordy tym lepiej, pamiętaj.
Gustav przeczytał kolejne nazwisko.
- Tirana Blastron. Kto to?
-Łowczyni nagród.
Agent pokiwał głową z aprobatą.
-Fred Sari?
-Włóczykij.
-Co kurwa? Może jeszcze dworskiego pazia mi przyprowadzisz albo innego komedianta?
-Panie, przecież sam pan mówił że nie mamy wielkiego wyboru…
- Erwin Rietdijk? Tutejszy jakiś?
-Pochodzi z tych ziem ale w Marienburgu jeszcze nie był. Flisak.
Gustav spojrzał na młodzieńca z pożałowaniem.
-Ale proszę, Herger, korsarz z Norski. Widzi pan?



-Widzę, nie pytam o resztę bo jeszcze jakiegoś czarnoksiężnika tu znajdę albo co… Znajdź jeszcze kilku tak żebym miał dziesięciu chociaż. Żeby w Marienburgu, mieście bezprawia, kurew, skąpych handlarzy, przekupnych radnych, brakowało korsarzy, najemników… Idź już, umów nas wszystkich gdzie ostatnio, jeśli będzie trzeba to sypnij groszem.

***

Spotkanie odbyło się w „Tawernie u Jednookiego Szypra” i rzeczywiście właściciel przybytku był jednooki, choć rzadko się pokazywał wieczorami. Wszyscy stawili się na miejscu, co prawda, nie każdy na czas, ale Gustav zadbał o pierwsze dobre wrażenie i kufle jego nowych najemników nie były puste. W końcu zjawili się wszyscy. Ramuz spojrzał na ich twarze. Po kilku można było poznać rasowych zabijaków inni sprawiali gorsze wrażenie. Na początku jeszcze zgłaszali się tacy co zdawali znać się na robocie. Tutaj, niektórzy widzieli w życiu zbyt wiele wioseł a za mało mieczy. Sam Rodgurn faktycznie zdawał się dziwny i rzucał się w oczy.
-Dobrze panowie i pani. Okazaliście się na tyle inteligentni żeby nie gardzić najlepszym pracodawcą jakiego możecie znaleźć w tym mieście. Jestem agentem Gildii Handlowej z Altdorfu, która ma tu filię, choć faktycznie to mistrz urzęduje w tym mieście. Zadanie jest proste. Macie wyśledzić bandę rzezimieszków co napada na nasze co mniejsze statki handlowe. Wykorzystują osłonę nocy i strach prostych marynarzy. Zapytacie się pewnie dlaczego nie opłacimy lepszej ochrony. Otóż bardziej opłaca się nam wysłać was żebyście zlikwidowali tych piratów i mieć problem z głowy niż płacić to samo za każdy chroniony okręt. Z resztą ci piraci nie napadają nas znowu tak często i nie stanowią zagrożenia żeby wydawać górę złota.- nagle jakiś starszy maszop przy innym stoliku wypluł ostentacyjnie cały łyk piwa. Gustav kiwnął na jakiegoś człowieka i zaraz wynieśli maszopa z karczmy.
-Dostaniecie jakąś łajbę, którą opłacę. Wiem że kilkoro z was zna się na żegludze. Zrobicie mi listę najpotrzebniejszych rzeczy, a mój człowiek wam to dostarczy. W miarę rozsądku naturalnie. Rozumiem że przybywacie z dalekich stron, więc każdy dostanie pięć złotych koron. Po wykonaniu zadania dostaniecie na każdego po dwadzieścia jeszcze. I może premia jak mi podejdziecie do gustu. A i pamiętać będę na przyszłość o was. Wierzcie mi nie ma lepszego miasta żeby się ustatkować nić Marienburg. To tu zbija się fortunę na całe dostatnie życie. Co zaś się tyczy szczegółów zadania. Piraci grasują po zatoce, lecz nikomu nie udało się ustalić jakieś reguły wedle, której wypływają na morze. Musicie zatem ich wyśledzić. Pytać w portach o nich, gdziekolwiek, nie obchodzi mnie to w sumie. Płacę i wymagam. Jeśli się podejmiecie to zbijecie z nami fortunę. Jeśli weźmiecie zadatek i czmychniecie, to jesteście spaleni w Marienburgu i w całym Imperium. W sumie wszędzie gdzie gildia ma kontakty, a ma praktycznie we wszystkich większych miastach. No ale nie ma co was straszyć. Wykonacie robotę, zgarniecie złoto. Podpiszcie tutaj wszyscy, może być krzyżykiem.
Gustav skinął na młodzieńca a ten podał najbliżej siedzącemu, Fredowi Sariemu pergamin z umową. Oczywiście nonszalancko i uprzejmie zaoferował się z piórem i ewentualnie z pomocą w podpisaniu umowy.



Ramuz czekając aż wszyscy podpiszą, kontynuował.
- Za dwa dni, rano, będzie czekała na was łódź. Całkiem solidny szkuner. Bosman Herman Jost w portowej zatoczce Guilderveld będzie na was czekał. Już wiem nawet jak was rozpozna.
Gustav spojrzał na Rodgurna i uśmiechnął się pod nosem.
-Macie jakieś pytania? Bo jeśli mogę wam jeszcze w czymś doradzić to radzę to szybko podpisać, wziąć zadatek i pobawić się jeszcze trochę póki jest czas. Jutro przygotujcie się do wyprawy. Bosman ma różne zajęcia i musicie łódź odebrać o świcie.
Gustav czekał na słowa najemników choć liczył że podpiszą o dadzą mu spokój. Był zmęczony, w dodatku nie przepadał za takim towarzystwem, dlatego zawsze brał ze sobą ochronę.
 
__________________
Sesja WHFR "Latem w Marienburgu" Czyli poszukiwania lewiatana, marienburskiej bestyji morskiej...
chaoelros jest offline