Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-02-2012, 21:13   #102
Allehandra
 
Allehandra's Avatar
 
Reputacja: 1 Allehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodze

Szarawa postać w kapturze błysnęła żółtymi zwierzęcymi ślepiami, kota, sowy, węża albo jakowej albo i gorszego zwierza podobnymi, nieznacznie rozchyliła usta, ukazując drobne elfie ząbki, dla jednych zdające się uroczymi, dla innych znów to upiornymi. Stała niewzruszona z wyszarpniętą z pochwy szablą spoglądając wytrwale na nadciągającą hordę.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=W2DV0AJp9HE[/MEDIA]

Uśmiechnięte krzywo gęby orków już się śmiały na łatwy pojedynczy kąsek.
Pierwszy z nich zamachnął się solidnym toporem bitewnym, chcąc ściąć zakapturzony łeb.

Lecz udało mu się rozorać jeno powietrze. Zamrugał kaprawymi oczyma. Postać już nie stała gdzie przed mrugnięciem powiekami stała, i nigdzie jej nie dojrzały w okolicy.

Prędzej waszemu Gruumshowi jaja spleśnieją, niż mnie dostaniecie. Jeszcze nakłuję was moimi bełtami, nie bójcie się.

Co jak co, ale w kształtach Mroku to potrafiła się rozpływać i na oczach świadków, byleby tylko jakikolwiek cień był trzy kroki od niej. W dzień słoneczny. I bez jej ulubionej łuskowej cienistej skórzni. Nie mówiąc o nocy. Nawet takiej, jak ta.

Powszechne krzywizny kamiennych budynków Silverymoon, które wyrastały niczym drzewa z ziemi, oraz liczne balkoniki i kręte schody pomogły kocim susom Saebrineth wdrapać się na dach. Kątem oka spojrzała na panoramę miasta, by zaraz potem gibkimi zwinnymi skokami popędziła przed siebie po dachach, daszkach i zadaszeniach, niczym Mroczna Pantera.


Z taneczną gracją sunął jej cień po ażurowych łukach którejś z świątyń, gdy z nieba spadał kolejny ognisty głaz ku zagładzie Klejnotu Północy, zmierzając prosto w ową świątynię. Instynktownie uskoczyła przed zgubą jej samej, rozhuśtała się rękoma na jednym z łuków, a ognisty podmuch alchemicznego głazu zwielokrotnił impet.

- Rrr.... – wydała dość niskie warknięcie.

Whol olath et'zarreth d'shar...

Sama nie widziała, czy kiedyś tyle salt wykonała, nieco osmolona wylądowała na szczycie niebieskoliścia. Wzięła głębszy oddech, rozejrzała się, widząc iż jest niedaleko skrzyżowania, rozejrzała się bystrymi oczyma za pokrywą pojemnika, na którym wyryto strzałkę, wskazującą północ. Raz zatrzepotała rzęsami, rozbujała gałąź i wskoczyła na kamienną balkonu by wyskokiem w górę znów cwałować na tle niespokojnego nieba. Dobiegła do szerokiego gzymsu bieżącego budynku, a widząc majaczące nie tak już daleko mury samego miasta, sięgnęła do torby przechowywania, wyjmując co prędzej zwinięty dywan o dość stonowanych kolorach przy jego kwiecistych wzorach. Bynajmniej by go podarować zielonym parszywcom. Wymówiła cicho parę słów, a dywan poruszył się, czem prędzej wskoczyła na niego, przyklękając.

Egzotyczny środek transportu mknął we skazanym przez właścicielkę kierunku, mijając iglicę strażniczej wieży, ostatnią iglicę Silverymoon. Co poniektórzy obrońcy zamrugali zdziwieni, lecz raczej wzięli to za powietrzne wsparcie jakiegoś ze Strażników Czarów. Nie niepokojona mknęła dalej, jednakże mijając mury miasta przyzwała cienistą iluzję, spowijając siebie kształtem niewielkiego gryfa. Orki z początku nie reagowali, lecz paru znudzonych, którzy jeszcze nie wyruszyli w bój, wypuściło strzały. Jedna ze strzał drasnęła bok zwierzęcia, w rzeczywistości strzała przeszła po prawym boku brody Saebrineth, nie czyniąc zdaje się poważnych ran, ani nie przerwała trwania iluzji. Skręciła w kierunku rzeki Rauvin, lecąc wzdłuż jej brzegów. Nawet nie spojrzała się na Wartownię na Rauvin, mknąc dalej, bez już wystrzeliwanych do niej strzał. Rozproszyła iluzję.

Gdyby zajrzeć pod kaptur, można by dojrzeć szare nieco pofalowane włosy, rozpuszczone sięgające do wysokości żeber. Poprzetykane były chaotycznie ciemnorudymi odmieńcami włosów. Skóra dość sucha, o odmiennym szarości, czy księżycowości, odcieniu. Szpeciła ją pozioma blizna na lewym policzku.

No to pewnie będę mieć następną do kolekcji..

Nie grzeszyła urodą, i także budowę miała przeciętną według ludzkich standardów. Jednak jej mięśnie choć niewielkie, były zwarte i silne jak każdego orka. Przy tym poruszały się z wielką gracją i zwinnością, co i w walce i przy tańcu, czy dla zarobku, czy wraz z wyznawczyniami Pani Tańca było doceniane. A przy jakich amorach, miłostkach? Cóż, była młoda, głupia, starczyła na jedną noc. Dla niej? Starczyła na dłużej, była mniej młoda i mniej głupia, ale zabawka się znudziła. Niemałej inteligencji, wiedzy, znajomości języków nie można pomacać, wykorzystać. I na co komu bezpłodna szlachecka bękarcica? Cóż, może jeszcze nie jedno stulecie przed nią. Może.

Nienawidziła matki. Nienawidziła, że magicznymi sztuczkami chciała się jej nienarodzonej pozbyć. Kto wie, jakie to abberacje poza bezpłodnością to na niej wywołało. A narodzonej już się niby nie godziło zabić. Zajął się nią jej ojciec, który powinien być jej ojcem, ale jednak nim nie był. Nie miała pojęcia, czy tak wyglądała jego ta miłość, że pozwalał swojej żonie na wszelakie brewerie, czy był to jak większość innych małżeństw układ sił, zawiązywanie sojuszu. Jednak chyba on ją akurat kochał, tak myślała. Choć za wiele nie mógł się obnosić z nią, i często zostawała w cienistym kącie swej samotności. Od jego krasnoludzkich przyjaciół, co nie było za częste szczególnie wśród elfach możnych, nauczyła się nieco wiedzy o kamiennych mechanizmach i pułapkach także metalowo-drewnanych, choć sama i tak najwięcej poznała które bywają zastawiane w lasach. Nie znosiła zadzierających nosa bogaczy, wystawnej biżuterii, smrodu miejskiego, preferując leśny półmrok. Ojciec i niejedno obliczę natury jej pokazał, jak i wszelakiej inną wiedzę przekazał. I ostatecznie także coś, co każdy z rodu pożądał i by niejedno zrobił, jeśliby to miało coś zmienić w kwestii dziedzictwa.

Nagle zaryła nieco o dalej zmarzniętą taflę wody rzeki, prędko znów wznosząc się wyżej. Zaczęła czuć, że draśnięcie nie było tylko draśnięciem. Strzała była zatruta. Już sięgnęła do okrytego materiałem podłużnego kształtu, lecz jednak go schowała do torby przechowywania.

- Przyjdzie w odpowiednim momencie na ciebie czas, o Księżycowy Kwiecie.. – wypowiedziała niskim choć melodyjnym głosem.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=M_sX5Y3kf9Y[/MEDIA]

Wyciągnęła zieloną fiolkę z pasa na eliksiry, i nieco wychyliła, poczym wyciągnęła wrzecionowaty perłowobiały kamień, i podrzuciła go do góry. Poczuła się nieco lepiej. Poza miastem zdawało się być znacznie zimniej, a powietrzna podróż tym bardziej nie grzała, okryła się zatem płaszczem z śnieżnego wilka i owinęła szalem z takiego samego materiału. Jeno jej oczy zdawały niby dwoma żółtymi ogniczkami. Sunęła bezustanne na czarnych kwiatów falistym aksamicie w stronę Everlund i Wysokiego Lasu....

 
__________________
"Dzika, pierwotna natura niesie wezełki z leczniczymi ziołami; niesie wszystko, czym kobieta powinna być, co powinna wiedzieć. Niesie lekarstwo na wszystko. Niesie opowieści, sny, słowa i pieśni, znaki i symbole."

Ostatnio edytowane przez Allehandra : 18-03-2012 o 13:27.
Allehandra jest offline