Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-03-2012, 17:55   #10
Velg
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
- Poszli - mruknął wreszcie Cornelius, sprawdzając, czy aby któryś z konfratrów nie postanowił jednak zostać; rozmowa z Callumem w obecności pozostałych nie trafiała do przekonania pana Valiarde - brać, jak już znalazła język w gębie, potrafiła gadać ile sił w płucach - Skoro ognisty temperament mojego potomstwa nie będzie wam już wpływać na nerwy... - ot, ładne wyjaśnienie faktu, że między lekcjami polowania najwyraźniej umknął czas na nauczenie Aleksandra poszanowania do starszych i savoir vivre - ... sądzę, że możemy porozmawiać spokojniej. Więc... zacznijmy może od samego Veritatem Signorum. Jak poznać tą księgę? Nie chciałbym, żeby ktoś przełożył ją do innej okładki i mnie okpił.
Sullivan milczał przez chwilę, mierząc swojego przyjaciela wzrokiem.
- Veritatem już jest przełożone do innej okładki - stwierdził wreszcie - Dla bezpieczeństwa postanowiliśmy je ukryć pod postacią “Zapisu Walnego Zebrania Członków Zakonu z roku 1835”. Możesz je rozpoznać na dwa sposoby. Sprawdzając tylną część okładki znajdziesz niewielki znak wodny, który osobiście tam umieściłem, symbol zakonu. Natomiast jeżeli zaczniesz przeglądać książkę wewnątrz zauważysz, że nie jest napisana … zwykłym językiem.
- Doskonale. Przejdźmy więc dalej – wspomniałeś o jego konszachtach z siłami nieczystymi. Sądzisz, że mają one coś związanego ze sprawą? – zapytał się. Niby wróżbitą to żaden z nich nie był, ale Cornelius pamiętał, że Callum pisał do niego z Marsylii na tydzień przed tym, jak umarł Paganini. Musiał być więc nieźle obeznany z demonami... Zresztą, Paganiniego chyba do dzisiaj nikt nie chciał pochować, bo zwłoki ponoć „cuchnęły siarką”.
- Jestem pewien, że mają związek z tą sprawą - stanowczo kiwnął głową Sullivan. Szczęknął zębami, cała ta sprawa działała na niego bardzo stresująco. Gdyby wyszło na jaw, że jeden z zakonników przez dobrych kilka lat chodził wśród swoich braci bez duszy!
- Mówił, który demon był jego mocodawcą?
Sullivan uśmiechnął się na to pytanie.
- Tak, wyśpiewał mi wszystko zanim zdołał uciec, dlatego go nie powstrzymywałem - prychnął, może sarkazm nie był zbyt kulturalną metodą komunikacji, ale Callum nie był w najlepszym stanie ducha.

Cornelius nawet nie wypominał przyjacielowi, że podobno rozmawiał z Magnusem o jego cyrografie już sześć lat temu. Salander był na to w zbyt złym stanie.

- To trzeba się będzie dowiedzieć – mruknął – Gdzie mieszkał Salander? W siedzibie Zakonu?
- Tak - Sullivan kiwnął głową i wstał zza biurka, niecierpliwy - Zaprowadzę cię.
- Świetnie... - stwierdził Cornelius, wstając i śpiesząc o lasce za Callumem - Skoro już pewnie będziemy przechodzić w pobliżu, to powiedz mi - wciąż korespondencję przychodzącą wręczają wam lokaje?
Sullivan spojrzał na przyjaciela zaskoczony pytaniem.
- Tak, dlaczego pytasz? To znaczy … - Sullivan machnął ręką - Teraz się inaczej nazywają. To “sekretarze”.
- Dlatego, że chcę zobaczyć, kto ostatnio korespondował z panem Salandrem – stwierdził prosto – Magnus mógł wywalić wszystkie ważniejsze papierzyska, ale nie wierzę, że wasi sekretarze o nich zapomnieli. Sam jestem zaskoczony, ile z moich listów pamięta Alfred... – westchnął ciężko.
- Skoro tak mówisz - Sullivan wzruszył ramionami, ale postanowił spełnić prośbę Cornelliusa. Poprowadził go zatem drogą obok kancelarii. Wewnątrz krzątało się kilku mężczyzn w jednolitych, granatowych strojach z emblematami Zakonu na piersi. Wśród nich Cornellius rozpoznał surowego pana Adolfa.
- Który z was dostarczał pocztę Magnusa Salandera? - zapytał, przekrzykując szelest papieru Sullivan. Zza lady wybiegł młody, piegowaty mężczyzna z wielkim czerwonym pypciem na środku nosa.
- To ja sir - i w dodatku spelenił.
- Świetnie, prawdziwy zuch – Cornelius uśmiechnął się łagodnie. Sekretarz wyglądał, jakby mógł się zaraz rozlecieć, a w najlepszym interesie pana Valiarde było, żeby jednak pozostał przez najbliższą minutę w całości – Czy w ciągu ostatniego... miesiąca... pan Salander dużo korespondował?
- Um, nie specjalnie, sir - ślina wypryskiwał z ust chłopaka z zatrważającą częstotliwością i w najmniej spodziewanych momentach. Sullivan zrobił krok w tył i zaczął szukać w kieszeni czegoś czym mógłby się osłonić, chusteczki, rękawiczek, parasola? - Dostał kilka listów, jak zwykle. Pan Salander nie był z tych dużo piszących, sir.
- Doskonale – zaczynał rozumieć obrzydliwą nowomodę, dzięki której sędziwy Adolf przestał być „lokajem”, a został „sekretarzem”. Od porządnych lokajów wymagało się kompetencji – a ten młodzian... - Czy pamiętasz może, z jakich miast nadeszły listy? Lub któregoś nadawcę – lub dosłownie cokolwiek.
- Ależ oczywiście, sir - młodzian uśmiechnął się, ukazując szereg krzyżujących się zębów - W przeciągu ostatniego miesiąca pierwszy list przyszedł do pana Salandera, trzeciego, o godzinie 17.34 z adnotacją RSVP, napisany był przez panienkę Cecylię, spodziewam się, że jak zwykle zapraszała go na co miesięczną kolację. Pan Salander odpowiedział natychmiast. Kolejny list przyszedł dopiero 17, około 14.45, nie jestem pewien bo pan Adolf właśnie nakręcał zegar, choć powinien był to zrobić jak zwykle przed rozpoczęciem pracy – tu młody człowiek posłał mordercze spojrzenie panu Adolfowi, który nie pozostał mu dłużny – Ten list nie miał adresu zwrotnego, ale miał stempel z Zurichu. Pan Salander następnie kazał mi wysłać dwa listy, oba bardzo lekkie, spodziewam się, że były to zaledwie blieciki. Jeden kazał mi zostawić u pana Bauera „Pod czterema wilczymi łbami”, a drugi zanieść do swojej siostry. Ostatni list, pan Salander otrzymał w przeddzień swojego zniknięcia, pamiętam że wywołał on u mnie wielką irytację, bowiem adres był rozmazany, o ile mogłem się zorientować, przez płyn o zapachu i konsystencji piwa.

No tak. Na diabła-niechluja jak zawsze nie było mocnych. Ale przynajmniej wiedział, jakiego pisma będzie musiał poszukiwać w apartamentach Salandera.

- Dziękuję. Jestem panu bardzo wdzięczny za pamięć – stwierdził Valiarde, uznając, że więcej się nie dowie. Chłopak zasalutował nerwowo i wrócił do szeregu na nowo zabierając się do pracy. a Cornelius ruszył w stronę kwater Salandera.
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 06-03-2012 o 22:52.
Velg jest offline