Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-03-2012, 19:57   #4
Cold
 
Cold's Avatar
 
Reputacja: 1 Cold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputacjęCold ma wspaniałą reputację
6 czerwca 1301 roku, Paryż
Gwar paryskiego rynku niemalże został zagłuszony przez następujące słowa:
- Cygańska kurwa! Złodziejka! Czarownica! - krzyczał tęgi mężczyzna, rzeźnik. Wymachiwał ręką, grożąc swoją pulchną pięścią kobiecie, która zwinęła mu z lady spory kawałek mięsa.
Jego okrągła twarz aż się zaczerwieniła ze złości i wysiłku, jaki musiał włożyć w wybiegnięcie zza lady. Świńskie oczy wciąż wpatrywały się w miejsce w tłumie, w którym zniknęła Cyganka.
- Takich to tylko powybijać do ostatniego – zasapał głośno i oparł się o kamienną ścianę. - To już trzeci raz w tym tygodniu, kiedy te pomioty szatana kradną moje mięso! - parsknął, a stary handlarz ziołami tylko przytaknął mu w odpowiedzi.
Sąsiadowali ze sobą już dobrych kilkanaście lat, ale starzec nigdy nie polubił grubasa. Zielarz nie przepadał za takimi typami, do jakich należał rzeźnik. Często widywał, jak na jego zaplecze przychodzili jacyś podejrzani jegomoście. Nie spodziewał się tylko, że w ciągu kilku minut jego utrapienie, jakim było towarzystwo rzeźnika, zniknie na zawsze.
Stary podrapał się po nosie i, by uniknąć dalszej rozmowy ze swoim sąsiadem, zaczął porządkować swój asortyment. Nie zauważył nawet, jak z tłumu wyłoniła się Ona.
Młoda Cyganka o zjawiskowej, egzotycznej urodzie. Jej drapieżne spojrzenie utkwiło na grubym rzeźniku, wykładającym świeże mięso ze świni.
Zbliżała się powoli, z kocią gracją wymijając przechodniów. Nie spuszczała grubasa z oczu, jakby była drapieżnikiem, który upatrzył swoją ofiarę. I kto by się spodziewał, że tak właśnie było?
Gdy cygańska dziewczyna znalazła się w odległości kilku kroków od rzeźnika, ten w końcu ją zauważył. Wytrzeszczył na nią oczy i cały się zaczerwienił.
- Kolejna! Cygańskie ścierwo! Ty też chcesz coś ukraść, mała zdziro?! O nie, ja ci pokażę! - zaczął krzyczeć i ruszył w jej stronę, kiwając się na boki.
Brzuch mu się przelewał to na lewo, to na prawo, kiedy tak szedł w jej stronę, ciężko dysząc. Ona zaś stała w miejscu, wpatrując mu się prosto w jego świńskie oczka. Świdrowała go na wskroś ciemnymi, tajemniczymi oczyma. Jej pełne, szkarłatne usta wygięły się w lekkim uśmiechu, który zwiastował mu rychłą śmierć.
Gdy był już o krok od niej, dziewczyna sięgnęła do włosów i wyciągnęła z nich długą, srebrną szpilę. Wtedy w oczach rzeźnika, jak i starego sprzedawcy ziół, który zainteresował się sytuacją, wszystko zwolniło swoje tempo. Czarne jak smoła włosy Cyganki majestatycznie opadły na jej ramiona, a fikuśne kolczyki zadźwięczały paciorkami, niosąc ze sobą melodię śmierci.
W rzeczywistości wszystko to trwało zaledwie kilka sekund. Szybko wykonała zgrabny piruet, kiedy to zaaplikowała w szpilkę truciznę, a gdy stanęła na powrót przodem do rzeźnika, końcówka szpilki do włosów wbiła się w jego szyję.
- Pozostało ci kilka chwil twojego żałosnego życia. Wykorzystaj je, by błagać o litość, a twoje winy wobec cygańskiego rodu być może zostaną ci wybaczone – wyszeptała, wciąż patrząc grubemu mężczyźnie w oczy.
- Pieprz się – wydyszał, po czym złapał się za szyję. Zaczął się krztusić, a z jego ust wypłynęła piana zmieszana z krwią. Oczy prawie wyszły mu z orbit, kiedy z przerażeniem starał się złapać oddech.
- Umieraj w cierpieniu, na które zasłużyłeś. - Były to ostatnie słowa, jakie rzeźnik usłyszał przed tym, jak w przedśmiertnym groteskowym tańcu szaleńca wpadł na swój stragan.
Natomiast Cyganka zniknęła, zanim straż miejska zdążyła przybiec na miejsce zdarzenia.
- Rozpłynęła się niczym duch! - tłumaczył zielarz, wciąż nie mogąc uwierzyć, że był świadkiem zabójstwa.
Dziewczyna natomiast, wykorzystując niezawodną sztuczkę, zniknęła w tumanach kurzu i dymu, wspinając się po pobliskiej ścianie na dach budynku. Stamtąd też mogła bezpiecznie obserwować zaaferowanych strażników i przerażonych przechodniów.
- Nikt bezkarnie nie będzie poniżał mych braci – powiedziała, kierując słowa przed siebie, po czym obróciła się na pięcie i pobiegła, przeskakując z dachu na dach.

15 luty 1308, droga z Portsmouth do Londynu

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=1pSyYhRYeIM&feature=related[/MEDIA]
Słowa Rico wyrwały ją z zamyślenia.
- Ci twoi nie zmarzną tam na górze?
Podniosła wzrok i spojrzała na złodzieja. Powóz, w którym siedzieli, wybijał usypiający rytm, któremu wtórowały krople deszczu obijające się o zadaszenie. Jedynie głośne parsknięcia konia burzyły ten stały, monotonny ciąg dźwięków.
Anouk nie odpowiedziała złodziejowi ani słowem, jedynie zmierzyła go chłodnym spojrzeniem. Uważał się za Cygana, choć nie urodził się w cygańskiej rodzinie. Został przygarnięty, jak jakiś szczeniak porzucony w rynsztoku. I choć nie miała nic przeciwko takim zwyczajom, nigdy nie zamierzała zaakceptować Rico Andriejowica jako jednego z jej braci. Od początku wpajane były jej pewne wartości dotyczące cygańskiego rodu i mimo tego, jak bardzo ceniła sobie, że Rico oddany był jej ludowi, tak bardzo nie mogła powiedzieć, że jest jednym z nich. Wolała go określać mianem „przygarniętego”. Co nie było ani trochę obraźliwe. Właściwie czuła do tego złodzieja pewną dozę sympatii.
Deszcz przybierał na sile. Anouk oparła się wygodniej i wbiła wzrok w nieistniejący punkt gdzieś przed sobą. Czuła, że coś wielkiego się zbliża. Że ich pobyt w Londynie nie ograniczy się jedynie do odnalezienia kuriera i listów. Niepewność ogarnęła jej serce. Zupełnie jak wtedy, gdy silny zachodni wiatr zaprowadził ją i resztę cygańskiego taboru wraz z jej rodzicami do tej wioski pod Paryżem.
Tylko ona i czterej Cyganie, którzy jej towarzyszyli, wiedzieli, co się wtedy wydarzyło. Wszyscy byli jeszcze wtedy dziećmi, zaledwie wyrośniętymi szczeniakami nie przygotowanymi do samodzielnego życia. Krew. Kobiece krzyki. Ogień... Prześladowały ją każdej nocy, w sennych koszmarach.
Była wdzięczna losowi za to, że udało jej się odnaleźć swoich braci. Była wdzięczna swojemu Mistrzowi, który jej w tym pomógł. Teraz to ona musiała odnaleźć jego. Ocalić go. I nikt, prócz niej samej, nie wiedział o tym zamierzeniu. To była jej misja, jej brzemię, które sama musiała dzierżyć na swoich barkach. Oby tylko czas był wobec niej łaskawy.
Jej myśli popłynęły w zupełnie innym kierunku, kiedy na moment odwróciła wzrok i spojrzała na Benneta. Był chyba jednym z niewielu mężczyzn, których jeszcze nie udało jej się rozgryźć. Intrygowało ją to. Rzadko na swojej drodze spotykała takie osoby. A jeśli nawet, to wkrótce okazywały się o wiele łatwiejszym orzechem do zgryzienia, niż kurtyzana stojąca na rogu ulicy.
Z nim było zupełnie inaczej. Z drugiej jednak strony, ona także kryła wiele tajemnic. Nawet przed kimś takim, jak Bennet, który wydawał się wiedzieć o nich wszystko.
Tak naprawdę o Anouk wiedzieli jedynie tyle, ile ona sama chciała, by wiedzieli. Czyli praktycznie niewiele.
Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, puściła mu oczko i uśmiechnęła się nieznacznie, po czym odwróciła wzrok zupełnie w inną stronę.
Współpracowała z tymi ludźmi dwa lata, aczkolwiek z żadnym z nich nie czuła większej więzi. Nie byli jej przyjaciółmi, nie byli jej rodziną. Łączyła ich tylko praca. Może poza Bennetem du Paris. Ale to była specyficzna więź. Być może jej podstawy leżały jedynie w fizyczności jegomościa, choć było to mało prawdopodobne. Anouk nie należała do kobiet, które popadały w obłęd widząc pierwszą lepszą przystojną facjatę. Podłoże tej więzi musiało znajdować się zupełnie gdzie indziej, musiało mieć jakieś głębsze znaczenie. Być może to fakt, iż był dosyć intrygującą osobą? Nie potrafiła tego jeszcze rozgryźć.
Zupełnie inaczej sprawa miała się z Diego, zawsze dzierżącym swój wielki miecz. Zastanawiała się czasami, czy miało to coś wspólnego z jakimś kompleksem. Nie przepadała za wojownikami. Byli nieokrzesani i mało finezyjni w swoim fachu. Zawsze wydawało jej się, że są strasznie powolni podczas walki. Nie znaczy to, że nie doceniała ich siły i skuteczności. Po prostu wolała bardziej wyrafinowane sposoby na pozbycie się przeciwnika. Podziwiała za to odwagę i honor, jakimi cechował się Diego.
Natomiast Jacquou Lumiere... Na tle pozostałych kompanów, wzbudzał w niej najmniejsze zaufanie. Być może to dlatego, że wyczuwała w nim jakąś niechęć wobec jej osoby. Czym jednak ta niechęć mogła być spowodowana? Podejrzewała, że i on sam nie ufał jej tak, jak ona jemu. Nie miało to jednak dla Anouk większego znaczenia. Nie to było dla niej wtedy najważniejsze...
 
__________________
Jaka, sądzisz, jest biblia cygańska?
Niepisana, wędrowna, wróżebna.
Naszeptała ją babom noc srebrna,
Naświetliła luna świętojańska.

Ostatnio edytowane przez Cold : 10-03-2012 o 18:22.
Cold jest offline