Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-03-2012, 14:59   #107
Grytek1
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
aciskał zęby prąc naprzód. Mały z pozoru gródek który oblegali wraz z resztą Wolnej Kompanii Północnej stawiał zadziwiająco zaciekły opór. Mały, z pozoru wręcz zaściankowy kurnik okazał się sprytnie zaplanowaną fortecą lokalnego władyki. Dostępu strzegła niepozorna palisada wraz z obwałowaniem którą raz za razem wraz z innymi podobnymi sobie straceńcami szturmował już od popołudnia poprzedniego dnia. Człowiek tuż obok niego zwalił się na ziemię z lotkami strzały sterczącymi wprost z piersi. Ciężki bełt kuszy otarł się o okap hełmu z przenikliwym świstem ciętego powietrza.



"Nie tym razem" - pomyślał. Wiedział że nawet najlepsze blachy nie uratują go przed sprawnym kusznikiem. Ciągle ocierał się o śmierć co w jego fachu było naturalnym stanem rzeczy. Szypy niczym lotne ptaki śmigały wokół siejąc śmierć. Jeden człek życie całe mieli zboże na mąkę, drugi pasie krowy - jego pracą było zabijanie i równie beznamiętnie wykonywał swoje obowiązki.
Wrota trzęsły się przy każdym uderzeniu zaimprowizowanego tarana, ledwie co ociosany pniak miał lada moment utorować im drogę do zwycięstwa. Obrońcy stawiający czoła nieustępliwym napastnikom od wielu godzin stali się powolni i ociężali jednak wrzątek, smoła i kamienie sypiące się na jego kompanów zbierały straszliwe żniwo. Ciszę zapadłą w oczekiwaniu zakłócały wyłącznie świst pocisków, wycie rannych oraz rytmiczne uderzenia we wrota. Wiedzieli że nie mają prawa liczyć na litość, tak jak i litości nie okazywali. Każdy zbierał siły przed walką, która mogła być tylko na śmierć i życie. Wulfram oraz pozostali jego druhowie byli wilkami w świecie rządzonym przez owce. Bano się ich i równie mocno nienawidzono, jednak zawsze znalazł się ktoś gotów zapłacić wymaganą sumę za rozwiązanie swojego problemu. W rozwiązywaniu cudzych problemów byli najlepsi. Wrota ustąpiły, wrzawa ponownie się podniosła. Jednako miotano na nich śmiercionośne oszczepy oraz wyzwiska. Wpadli przez bramę niczym wygłodniałe bestie. Naprzeciw wyłomu karnie stały szeregi pikinierów starające się utrzymać swoją pozycję. W ich twarzach widać było strach przed nieuniknionym. Korzystając z przewagi posiadania oburęcznych mieczy, rozbili formację siekąc i kłując bez litości. Przerażenie obrońców wzięło górę nad rozsądkiem i najpierw pojedynczo potem całymi grupami zaczęli się cofać w poszukiwaniu ratunku przed potworami które wydawały się pałać żądzą krwi. Pozbawieni inicjatywy oraz dowództwa przemienili się w łatwą zdobycz. Bitwa dobiegła końca. Rozpoczęła się rzeź. Ramiona wyczerpane pracą ciężkim mieczem mdlały odmawiając posłuszeństwa. Lecz nie miało to znaczenia. Miejsce jego i pozostałych srogich wojaków z pierwszego rzutu zajęli już pospolici rzezimieszkowie którzy w prawdziwym boju nie utrzymali by się ni chwili. To jednak uczciwy bój nie był. Oszalali z przerażenia mieszkańcy niejednokrotnie nawet nie stawiali oporu, i niczym barany wiedzione na rzeź pokornie pozwalali żołdactwu na swawole. Z sykiem na rogu ulicy wykwitła kula ognia spopielając ciała zarówno jednej jak i drugiej strony. On jednak, wraz z kilkoma wyznaczonymi do tego celu kompanami, ruszył już ku siedzibie Pana tych włości. Zapłacono im za jego śmierć iście po królewsku, toteż wolał dopilnować sprawy osobiście. Drogę do komnat szlachcica zagrodziły im solidne dębowe drzwi okraszone guzami ćwieków niczym kasza skwarkami. Ruch dłonią Wulframa, sprawił że dwóch szerokich krasnoludów z toporami pracując na zmianę szybko uporało się z przeszkodą dając im swobodny dostęp do ich celu. Korytarz do którego z tak wielkim trudem się wdzierali okazał się być skromnie umeblowany, wręcz zawstydzająco pusty. Nie spodziewając się już oporu ruszyli ku zdobnemu portalowi na ich końcu.
W przejściu stał wyłącznie jeden mąż w sile wieku z rękoma swobodnie opadającymi wzdłuż ciała. Dla Wulframa nie miał on żadnego znaczenia.
Ich zadaniem było wyprawić na lepszy świat grubego szlachetkę, który sprawił sobie wielu nieprzyjaciół w posiadaczach okolicznych lennictw. Ostrożnie podchodził do nieznajomego który nadal wydawał się być nieporuszonym niczym posąg. Nim zdążył zadać jakiekolwiek pytanie otrzymał silny cios obuszkiem nadziaka pojawiającego się z nicości wprost w twarz. Smak własnej posoki nie był tym czego oczekiwał. Gdyby nie porządnej roboty przyłbica zapewne niemiałby już żadnych oczekiwań. Przyspieszony za pomocą magii wojownik nieprawidłowo obliczył swój pęd toteż padł wprost na leżącego Wulframa. Zaskoczony nagłym atakiem najemnik znalazł się na plecach będąc przyciskanym do kamiennej posadzki sali przez groźnego i cholernie ciężkiego wroga. Kątem oka spostrzegł wlewających się przez ukryte drzwi do wnętrza żołnierzy. Hol przemienił się w pułapkę wirujących mieczy i toporów, strażnicy lokalnego władyki okazali się wyjątkowo lojalni stawiając ostatni rozpaczliwy opór. On sam jednak musiał poświęcić całą uwagę obronie własnego żywota. Prawa dłoń przeciwnika, dzierżąca teraz długi sztylet, śmignęła w kierunku wizjera hełmu Wulframa. Ostrze zatrzymane o włos od śmiertelnego ciosu zazgrzytało metalicznie o krawędź pancerza, zamarli obaj naprężeni do granic ludzkiego pojęcia tylko z pozornym bezruchu. Sztylet nieubłaganie zagłębiał się w oku i byłby niechybnie zakończył karierę Wulframa robiąc z jego mózgu papkę gdyby nie doświadczenie i instynkt wojownika biorące górę nad bólem i strachem. Słabowici żołnierze fortuny nie gościli długo w fachu zaś prawdziwych zawodowców cechowało to że potrafili wyjść cało z najgorszych opresji. Stosując proste metody podpatrzone u zapaśników przerzucił wroga pod siebie po czym korzystając z chwilowego oszołomienia siadł na jego brzuchu, i okładając go opancerzonymi pięściami sprawił że twarz oponenta stała się krwawą breją. Tłukł tak długo aż tamten zabulgotał i znieruchomiał. Zabij lub zgiń tak wyglądał świat najemników.

(***)

Gruby szlachcic wraz z rodziną leżeli martwi na wielkim łożu. Wybrali śmierć od trucizny w ucieczce przed nieuniknionym. Wulfram pozbawiony jednego oka z głową obwiązaną bandażami przyglądał się ich spokojnemu wiecznemu spoczynkowi dziwiąc się jak mocno scena ta kontrastowała z poległymi w przejściu zaledwie kilka kroków dalej. Śmierć miała wiele twarzy, jemu zaś było dane ujrzeć ich większość. Opuścił komnaty, z zadowoleniem witając powiew pobitewnej bryzy. Zapach dymów i krzyki niemal nie przeszkadzały. Tuż pod basztą składano poległych towarzyszy broni, często w stanie uniemożliwiającym weryfikację zwłok. Jedynym sposobem było poszukiwanie specyficznych ciemnogranatowych płaszczy oraz tatuaży pod prawą pachą - każdy je posiadał - nawet on. Ciała przeciwników spalono wraz z ich domostwami.

(***)

Obudził się mocno spocony, czując jak serce tłucze mu boleśnie o żebra jakby chcąc się wyrwać z wiążącej je klatki. Koszmary, one potrafiły przypomnieć to co dawno zapomniane spoczywa z zakamarkach umysłu. Śmierci nie da się oszukać, ona zawsze upomni się o swoje. Nieco zdezorientowany przyglądał się śpiącym wokoło podróżnikom.

(***)

Trzymał się blisko przewodniczki jak gdyby ostatnia potyczka z orkami zmieniła jego nastawienie, potęgując obawy. Teraz rozumiał że śmierć elfki oznacza koniec misji i brak zapłaty. Gdy ta rozpoczęła szarżę na smoka nie odstępował jej na krok, najpierw opróżniając zawartość szklanej buteleczki potem starając się zaszkodzić bestii bełtami kuszy.
 
Grytek1 jest offline