Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-03-2012, 16:22   #9
Imoshi
 
Reputacja: 1 Imoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnieImoshi jest jak niezastąpione światło przewodnie
Powoli mijały sekundy, minuty, a nawet godziny, a Diego nadal spokojnie siedział na ławie. I wcale nie zamierzał z niej schodzić. Kątem oka widział grę Rica z Jacquou. Właśnie zaczęli dialog o ilości wygranych gier, gdy przerwała im Anouk. Powóz zwalniał. Chwilę potem, Cyganie towarzyszący drużynie oświadczyli, że na noc zatrzymują się w obozie innego taboru, gdyż tak będzie 'bezpieczniej'. Chwilę później, piątka asasynów wychodziła już ze swojego środka podróży, by ujrzeć wspaniałe, kolorowe miejsce. Pięknie, trzeba przyznać. Zanim się obejrzał, stali już w namiocie Królowej, która krzyczała. coś w niezrozumiałym dla Włocha języku. Chwilę potem, zaczęła dialog w bardziej zrozumiałym dla niego francuskim, ze śpiewnym akcentem:
- Witamy naszych przyjaciół z walczącego rodu, oraz ich sojuszników.- Ruchem dłoni odprawiła obecnych w namiocie cyganów.
- Mój namiot jest waszym namiotem, lecz aby uniknąć tłoku pozwoliłam sobie przygotować wam posłania w tamtym wozie.
Jej jasne zęby błysnęły w uśmiechu, gdy po raz kolejny odgarnęła niesforny kosmyk.
- Odpocznijcie, strudzeni przyjaciele. Rano pomówimy o celu waszej podróży. Dobrej nocy.- skłoniła delikatnie głowę, odwracając się z powrotem w stronę stołu. Bohaterowie jednak nie zamierzali odpoczywać, a przynajmniej większość z nich. Po krótkiej wypowiedzi 'Królowej', drużynowy złodziej dziecinnie postanowił sobie pójść. Za nim poszła Anouk, a następnie Jacquou. Wojownik szepnął jedynie do przywódcy:
- Ty tu jesteś od rozmowy, Bennet. Wypytaj ją nieco, ja zobaczę jak wygląda sytacja. - Tym razem, jego głos nie wykazał się szczególną głośnością, przez co przywódca zapewne nie usłyszał słów Wenecjanina.
Tuż po wyjściu postanowił udać się na mały spacer do bramy, która według 'Królowej' Cygan była tak pilnie strzeżona.
- Ciekawe czy tak jest naprawdę... - pomyślał.
Cyganie niezbyt przejmowali się rosłym Wenecjaninem. Ot, przyjezdny który zasługiwał na pomoc, ale nie był jednym z nich. Diego dostrzegł kątem oka Rico, kręcącego się w dziecięcym zachwycie po obozowisku, i Lumiere'a śledzącego go chyba tylko dla zabawy. Obóz pilnowany był przez cyganów, siedzących na wozach i drzewach otaczających namioty. Deszcz z wartkiej ulewy, zmienił się w siąpiącą mżawkę. Po pół godzinie forsownego marszu, oczom Diega ukazał się Southwark, południowa brama do miasta. Tuż za murem, który w pewnej odległości wrót zawalił się z powodu błędnej konstrukcji, stało kilkanaście zbitych domków. W sumie, Sauthwark wyglądał jak mały fort obronny, pilnując Mostu Londyńskiego, jedynej drogi prowadzącej do głównej części miasta. Za Tamizą lśniły ognie latarni Londynu. Zaś co do samej bramy, Pan Ladrosco szybko zauważył kilka postaci przycupniętych pod małym dachem, i ruchome ogniki, będące najpewniej łucznikami na murach. Włoch podążył spokojnym krokiem w kierunku strażników. Wyglądał dość złowrogo, na głowie już od kilkunastu minut miał kaptur. Gdy już doszedł do strażników pilnujących bramy, zapytał spokojnie:
- Można wejść? -
Mężczyźni mieli na głowach charakterystyczne, talerzowate hełmy na głowach oraz przeszywanice na grzbietach. Rekruci, lub półgłówki które nie były w stanie wybić się wyżej. I jednych, i drugich było sporo. W drzwiach obok bramy wojownik dostrzegł jeszcze czterech innych. Ci już byli bardziej doświadczeni. Misiury, kolczugi i elementy płytowe na czerwonych tunikach. Obwieś w przeszywanicy pokręcił tylko głową. Rekruci na deszczu, starsi w środku. Uczciwy układ.
- Nikogo nie wpuszczamy po zmroku. Idź pan, i czekaj. - odpowiedział, nawet nie patrząc na Diego. Jego młodszy kolega nieufnie spojrzał na przybysza.
- A więc co ma ze sobą zrobić biedny najemnik? - zapytał Pan Ladrosco, delikatnie poprawiając ukryte ostrze, 'przebrane' za karwasz. Z tym wielkim mieczem na plecach, sens udawania, był znikomy.
- Czekać. - powtórzył strażnik, grzebiąc drzewcem halabardy w błocie.
- Tam, pod murem, stoi kilka domów, gospoda i stara szopa. Masz grosz przy duszy, idź pan do gospody. Biednyś? Szopa też nie jest zła. - Powoli podniósł wzrok, gdy w końcu jego szare komórki zaczęły działać.
- Najemnik, mówisz? - spojrzał dokładnie na Diega, przełykając ślinę - Niechętnie widujemy w mieście rębajłów, panie. Tylko ci służący pod młodym królem, do miasta przybywać mogą. Jeśli będziesz chciał rano wejść, miecz zostawisz w baszcie. Jeśli zaciągniesz się w służbę króla i glejt dostaniesz, to ten swój berdysz dostaniesz z powrotem. - Mężczyzna poprawił delikatnie kaptur, a następnie odwrócił się na pięcie, w stronę wskazaną przez wartowników. Niewielka osada nie prezentowała się jakoś zadziwiająco. Przez niedawną wizytę w pięknym, cygańskim obozie, widok wydał mu się bardzo smutny. Kilka marnych chałupek, otwarta szopa w której gościło kilku strudzonych pielgrzymów. Wenecjanin po krótkiej wędrówce dotarł do karczmy. W środku panował umiarkowany tłok, większość gości wydawała tu ostatnie grosze, by się napić. Nie "śmierdzili groszem". Jacyś zawiadacy zaczepiali dziewczynę służebną. Diego, zaraz po wejściu, podszedł do pijaków, mówiąc:
- Ładnie to tak, zaczepiać biedną kobietę? - Zapewne, gdyby nie wpływ alkoholu, zauważyliby już miecz na plecach wojownika.
- Wynoś się, gnojku! - wykrzyknął ten, który ledwo już trzymał się na nogach.
- Nie zamierzam. - odrzekł Pan Ladrosco. Trzech mężczyzn podeszło do niego z różnych stron. Okrążony. Bez ochoty, na zabawę na pięści, Włoch chwycił za rękojeść miecza i zaczął go powoli wysuwać z pochwy. Wspaniale błysk srebrnego ostrza przekonał dwójkę z przeciwników do zaprzestania swoich czynów. Zaczęli się cofać, by po chwili gdzieś się schować. Został tylko jeden. Ostatecznie, Wenecjanin schował broń i ustawił się w pozycji do walki. Pijany mężczyzna zaczął zadawać wolne i słabe ciosy, których Diego bezproblemowo unikał, lub parował, udając, że go to męczy. Powoli cofał się, a nieprzyjaciel szedł za nim. Kiedy byli już niemal przy wyjściu, wojownik chwycił za nadgarstki oponenta, a następnie wypchnął go z karczmy, by następnie pobiec za nim. Kobieta pobiegła za bijącymi się mężczyznami, jednak gdy wyszła, spostrzegła jedynie leżącego, nieprzytomnego pijaka oraz udającego się w przeciwnym do karczmy kierunku Diega, zaopatrzonego w wziętą, pełną butelkę gorzały i 4 funty. Niby niewiele, ale jednak miał już 504 funty, a nie 500. Krzyknęła jeszcze:
- Bardzo dziękuję! - Jednak Włoch to zignorował. Nie mogła niestety zapamiętać jego twarzy, gdyż przez cały czas nosił kaptur. Jedyne, co mogło rzucić się jej w oczy, to specyficzny znak na płaszczu, w którym był przyjezdny.


Diego wrócił do obozu po niecałych dwóch godzinach. Gorzała którą wziął, została już wypita, przez co mężczyzna nie wykazywał się stuprocentową trzeźwością. Zupełnie przypadkiem, przybył akurat wtedy, gdy Anouk zaczynała tańczyć. Dziewczyna wstała ze swojego miejsca, a wszystkie oczy skierowały się ku niej. Ruszyła kocimi ruchami w miejsce, gdzie wcześniej tańcowały cygańskie dziewczęta i spojrzała po wszystkich swoimi drapieżnymi, ciemnymi oczyma. Wszyscy wpatrywali się w nią z zaciekawieniem, a kiedy wykonała pierwszy ruch, mężczyźni zagwizdali z nieukrywaną radością i podekscytowaniem, klaszcząc w rytm wygrywanej melodii. Jej biodra zmysłowo kołysały się na boki, a stopy uderzały rytmicznie o podłoże. Zrzuciła z siebie płaszcz, ukazując to, co pod nim kryła. Biała, zwiewna bluzka odkrywająca idealnie wyrzeźbiony brzuch i falbaniasta, czerwona spódnica ze sporym rozcięciem przyozdobiona paciorkami i innymi wisiorkami . Wyprężyła swoje ciało, odrzucając burzę czarnych włosów z ramion. Zmysłowe i uwodzicielskie ruchy Cyganki pobudzały zebranych wokół niej mężczyzn, a ona sama zdawała się odpływać w zupełnie inny świat. Krople deszczu, który jeszcze do końca nie ustał, dodawały więcej pikanterii temu niesamowitemu zjawisku. Strój zaczynał przylegać do jej idealnego ciała, ukazując tym samym dokładniej jej kobiece atuty. Gdy przepiękne widowisku się już skończyło, wszyscy zaczęli się bawić. Pan Ladrosco znalazł partnerkę do tańca. Nie był genialnym tancerzem, ani niedorajdą w tym zakresie. Na swoje (A może nietylko swoje) szczęście nie zauważył Anouk z Bennetem. Kto wie, co by mógł wtedy pomyśleć, a co ważniejsze, co uczynić...
 
Imoshi jest offline