Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-03-2012, 22:39   #10
Makotto
 
Makotto's Avatar
 
Reputacja: 1 Makotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znanyMakotto wkrótce będzie znany
16 luty 1308, cygański obóz pod Southwark


[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=QBgntyFtS9c&list=LL_aozUtfXzEkAHnZtMG_6FA& index=30&feature=plpp_video[/MEDIA]


Bennet westchnął cicho, patrząc po twarzach swoich towarzyszy, wchodzących powoli do namiotu. W sumie, był to udany przekrój stanów pozabawowych, przedstawiony na całkiem udanych przykładach. Najsłabsze objawy miał Lumiere. Z tego, co du Paris widział, zabójca chyba w ogóle nie pił, za to zarwał nockę na rzecz tańców z jakąś cyganką. Dziewczyna była ładna i młoda, przez co nawet perfekcjoniście Bennetowi trudno było o cokolwiek winić chłopaka.

Nieco gorzej było z Diegiem. Wojownik wrócił dość późno, wyraźnie nosząc znamiona małej pijatyki. Mężczyzna nie miał ani ochoty, ani siły by męczyć go gdzie się włóczył, co nie zmieniało faktu, że Wenecjanina najwyraźniej bolała głowa.

Najgorzej zaś, było z Rico. Młody polak pofolgował sobie z winem, przez co już wieczorem był mocno pijany. Wchodząc do namiotu chwiał się, krzywił i zataczał. Na pierwszy rzut oka było widać, że niedawno wymiotował. Czekają już w namiocie Anouk skrzywiła się, czując rozchodzący się w powietrzu smród alkoholu.

Bennet odpiął od pasa swój miecz, kładąc go na stole. Zignorował bolesny jęk Andriejowicza, gdy broń zastukotała na wygładzonym drewnie.

-To normalne, że assasyni piją na umór tuż przed akcją?- stojąca nieco z tyłu Królowa założyła ręce na pierś, obserwując lekko wczorajszych mężczyzn. Anouk spojrzała na nią kątem oka i uśmiechnęła się tylko.

-Nie wszyscy.- odpowiedziała krótko, po czym zwróciła się do Benneta.- Zaczniesz?

Agent terenowy pomasował brwi, uspokajając się. Krzyczenie na kogokolwiek w tej sytuacji nikomu by nie pomogło.

-Tak… Mam już opracowany plan, jak dostać się do Londynu bez konieczności przebijania się siłą przez strażników przy bramie i na moście. Na początek Anouk.- palcem wskazał na zaznaczony piórem punkt na mapie.- Kilka metrów na prawo od głównej bramy wjazdowej do Southwark znajduje się wyrwa w murze. Nie jest ona zbyt dostępna, ale sądzę, że ty i twoi cygańscy bracia spokojnie wejdziecie po niej na blanki.




Cyganka skinęła niepewnie głową.

-Nie będzie tam strażników?- zapytała ostrożnie.

-Będą, ale nie tak liczni i czujni jak nocą. Z resztą ich uwaga będzie skupiona na mnie.

Diego zamrugał szybko, gdy poprzez ból głowy dotarł do niego sens słów Benneta.

-Skupiona na tobie? Chyba nie chcesz zrobić czegoś bohatersko głupiego, żeby osłonić nasze wejście do miasta, co?- czuł jak cała czaszka pulsuje mu dokuczliwym bólem, ale było to nic w porównaniu do tego, co czuł Rico.

Du Paris pokręcił tylko głową.

-Królowa była tak miła by użyczyć mi konia, a jej matka uprała mi płaszcz. Odstawię małe przedstawienie przed bramą. Zadufany w sobie, wrzaskliwy szlachcic. Nie będę im zbyt ubliżał, ale zrobię przedstawienie dość dobre by nawet łucznicy na murach zechcieli popatrzeć. Dodatkowo, nie będę miał broni, przez co nie będą zbyt skorzy do dobywania własnej.

Tym razem głos zabrał Lumiere, który w brew pozorom był całkowicie skupiony na słowach mężczyzny. Nie pierwszy i nie ostatni raz zdarzyło mu się nie przespać nocy.

-Wjedziesz tam bez broni?- niedowierzał, patrząc po pozostałych.- To samobójstwo! A co jeśli będzie tam ktoś pracujący dla Templariuszy?

-A skąd niby mogliby wiedzieć, że jestem z Bractwa? Z resztą nie tylko ja będę nieuzbrojony. Ty i Rico udacie prostych wieśniaków, wiozących wóz z sianem do Londyńskich stajni. Na pewno zostaniecie przeszukani, tak samo wóz. Broń zostawicie tutaj, skąd zabierze ją Diego.- dłonią wskazał na swój własny miecz, leżący na stole.- Zostawcie tutaj wszystko. Noże, miecze, ostrza nadgarstkowe… Wszystko, co mogłoby sprawić że zamiast do miasta, wpuszczą was do lochów pod basztą.

Wszyscy patrzyli spokojnie jak dwójka ich towarzyszy powoli odkłada broń, z czego ruchy Rico były przesadnie ostrożne i delikatne. Ale nawet zręczne dłonie nie uratowały jego uszu przed brzdękiem, gdy stosik metalu osunął się ze zgrzytem i potoczył po blacie.

Na stole pojawiła się mała zbrojownia.



-A gdzie ja mam zabrać tą broń?- Diego podszedł do stołu i z dość nienaturalnym uśmiechem przyjął od Królowej worek oraz sporo naoliwionych szmat. Na szybko obwiązał nimi oręż swoich towarzyszy, po czym ostrożnie włożył wszystko do worka.

-Do doków rozciągających się wzdłuż południowego brzegu Tamizy. Weźmiesz naszą broń, przekupisz jakiegoś szczególnie potrzebującego złota rybaka i przepłyniesz przez rzekę prosto do nabrzeża po Londyńskiej stronie rzeki. Niestety, większa ilość podobnych łódek mogłaby wywołać zainteresowanie strażników, więc popłyniesz tam tylko ty. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wszyscy spotkamy się w karczmie „Trzy Korony”, niedaleko opactwa Zakonników Św. Krzyża.

-Ale to przecież odłam Templariusz…- głos Andriejowicza przywodził na myśl coś, co zostało przerzute, połknięte i zwymiotowane. Bennet uśmiechnął się jednak z zadowoleniem.

-Bo pod latarnią najciemniej, czyż nie?

-Nie.

-Em… Nie ważne. Tak czy inaczej… Anouk, czekaj na odpowiedni moment. Lumiere, Rico, udawajcie ludzi prostych

-A nie jesteśmy… ?

-W takim razie jeszcze prostszych, Rico. A ty, Diego, po prostu bądź ostrożny. Ruszamy.


***


Sara oparła się plecami o drzewo, obserwując oddalającą się grupę. Stojący obok starzec o ogorzałej twarzy stał, wsparty o lasce rzeźbionej w ciemnym drewnie. Westchnął cicho i spojrzał na syna, który do tej pory był woźnicą Assasynów.

-Uda im się?- pytanie Królowej mogło być skierowane za równo do każdego, jak i do nikogo. Starzec zaśmiał się jednak, gładząc sumiaste wąsy.

-Pierwszy raz spotkałaś członków tego cudacznego Bractwa, prawda Saro?

Kobieta spojrzała przenikliwe na sędziwego mężczyznę i uśmiechnęła się lekko. Miło było spotkać kogoś, kto nie traktował jej jak wściekłego kota, gotowego drapać za każdą błahostkę.

-Tak… I nie sądzę żeby spodobało im się określenie „cudaczne”, starszy.

-Kiedy za młodu współpracowałem z Assasynami, śmiali się z tego tak samo jak ja śmieję się dzisiaj. I nie wątp w powodzenie ich misji. Znałem ich obecnego przywódcę w czasach, gdy był równie młody co ty teraz. Nie wysłałby do Londynu ludzi, którzy nie podołaliby misji.

Sara spojrzała jeszcze tylko na syna przywódcy zaprzyjaźnionego taboru. Luca puścił jej tylko oko, po czym podał ojcu ramię. Starzec wsparł się na swoim pierworodnym, po czym ruszył w kierunku obozowiska.

-Chociaż…- dziewczyna szybko odwróciła głowę, widząc jak staruszek przystaje.

-Tak?

-Ech, może mnie tylko pamięć zwodzi, ale pamiętam, że dawniej nie nosili na ubraniach żadnych znaków rozpoznawczych. Ale może czasy się zmieniły… ? Nie wiem, stary jestem. Chodźmy do obozu. Nogi mnie bolą.

Cyganka ruszyła szybkim krokiem, marszcząc brwi. Przed oczami wciąż miała symbol, dumnie prezentujący się na plecach jednego z Assasynów.


 
__________________
Hello.
My name is Inigo Montoya.
You killed my father.
Prepare to die...
Makotto jest offline