Stuk podkutych kopyt dźwięczne łomotał w wąskiej miejskiej alei. Bryczka ciągnięta przez dwa imponujące rumaki w dość szybkim tempie mknęła ulicami miasteczka. Stary woźnica prowadził jednak ze spokojem a konie reagowały nawet na najmniejszy ruch lejcami. Obok woźnicy siedział elegancko ubrany mężczyzna i w milczeniu obserwował szykujące się do snu miasto.
Sprawnie mijali rynek gdzie kupcy pośpiesznie zwijali swoje stragany, galerie zamykane przez sklepikarzy oraz robotników wracających do swoich domów ciężkim dniu w pracy.
-
Zwolnij! – powiedział w końcu mężczyzna do woźnicy kiedy mineli ostatnie budynki a przed nimi pojawił się spokojny podmiejski krajobraz. Woźnica delikatnie powściągnął lejce. Konie posłusznie zmieniły tempo.
-
Nie spóźnisz się pan? - Zagadnął woźnica.
-
Godziny wyznaczonej nie ma. Znając zwyczaje możnych sami przybędą po czasie. Taka już ich szlachecka natura że przygotowania niż same ceremoniały dłuższe.
-
Skoro tak… Coś pan taki markotny bez entuzjazmu? Przecież taki wspaniały bal się szykuje!
-
Jakie balety to dopiero widać będzie... – odparł krótko mężczyzna.
-
A jak ma być? Wyszukane jadło, wyborne napitki i pikne kobitki! – zażartował starzec.
-
Co prawda to prawda drogi panie, co ma być to się stanie. – otrząsnął się z zamyślenia mężczyzna.
W takiej oto przyjemnej atmosferze droga minęła niezwykle szybko. Nim rozpalające nieboskłon na czerwono słońce zdążyło się schować za horyzontem, zjawili się na dziedzińcu Hastings Hall.