Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-03-2012, 17:24   #7
Maura
 
Maura's Avatar
 
Reputacja: 1 Maura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodzeMaura jest na bardzo dobrej drodze

- Doris? Doris! Dooooris! - pulchna, brzydka okularnica w przyciasnym tweedowym żakiecie na atłasowej bluzce i w spódnicy, która z pospiechu przekręciła się jej na biodrach, sapiąc jak parowiec na Tamizie pruła ludzką ciżbę na Ormond Street. Dopadłszy swojej ofiary, poprawiła kapelusz, który demonstrował lekceważenie dla praw grawitacji i uczepiła się rękawa szczupłej, wysokiej pannicy w sukni wieczorowej Paula Poireta, zupełnie niestosownej na to miejsce i porę. W dodatku pannica niosła w ręku buty na obcasie, idąc londyńskim chodnikiem boso! Przez ramię przerzuciła wieczorową torebkę, minę miała zaciętą i gniewną, a jej nienagannie uczesane niegdyś włosy, teraz były w zupełnym, okropnym nieładzie.
- Gdzieś ty była, Doris Eleanor Margaret Peel! Jak ty wyglądasz? Z kim żeś ty była, co? Dopiero wracasz do domu? Jest dziesiąta trzydzieści!
- Zamknij się, Plum – dziewczyna z wściekłą miną zatrzymała się na postoju taksówek i uniosła w górę dłoń.- A może zaczęłaś pracować w Manchester Guardian? Przeprowadzasz ze mną jakiś cholerny wywiad?

Czekając na taksówkę zaczęła szukać w torebce papierośnicy. Wyciągnęła z niej wąskiego, wytwornego papierosa i zapaliwszy go zapalniczką, zaciągnęła się łapczywie. Była w niej jakaś dzika gracja, a zarazem cynizm; gdy jakiś mężczyzna minął ich z ostentacyjnym gwizdem, gapiąc się na bose nogi panny, ta rzuciła mu tylko:
- Akwizytor pończoch? Poproszę dwie pary.

Potem odwróciła się do pulchnej przyjaciółki. Mary Bennet, jedyna córka Herberta Fishera, przewodniczącego Rady Edukacji, nosząca stosowne do swego wyglądu przezwisko, była wyraźnie zmartwiona. Doris poklepała ją po ramieniu, wypuszczając z umalowanych ust chmurę dymu i jednocześnie otwierając sobie sama drzwi taksówki, mimo, iż kierowca, widząc damę w kreacji wartej tyle, co dwie jego miesięczne pensje, z entuzjazmem pofatygował się w tym celu.
- Nic mi nie jest, Doris, po prostu zepsuł mi się ten cholerny samochód, gdy wracałam z urodzin Williama Beckforda. Szłam półtorej mili pieszo, narobiłam sobie odcisków i jedyne o czym marzę, to kąpiel i...
- Byłaś na urodzinach tego.. tego...- zająknęła się dobroduszna Plum.
- Masz na myśli to, że preferuje towarzystwo mężczyzn w sypialni? Przynajmniej obecne na kolacji damy były bezpieczne – Doris Peel, jedyna córka Williama Roberta Peela, wicehrabiego i ministra ds. Indii w rządzie Lloyda Georga, Bonnara Law i w końcu Stanleya Baldwina, nie wydawała się wcale stropiona.- Poza tym Willie jest czarującym mężczyzną, gra świetnie w szachy, ma kolekcję wodnych fajek z całego świata i umie recytować poematy Tennysona, pływając w swoim basenie...
- Nago?- jęknęła ze zgrozą Plum.
- Nie, w smokingu- Doris rzuciła papieros na ulice i wsiadła do taksówki.
- Zaczekaj, Doris! To prawda, że wybierasz się do Hastings Hall z lady Alice?
Ciemnowłosa dziewczyna przyjrzała się jej z westchnieniem.
- Nie, nie Manchester Guardian. Daily Mirror. Przyznaj się, pracujesz dla nich?
- No wiesz... - mina jasnowłosej Mary, typowej Angielki o nieco końskiej szczęce i grubych kościach, była pełna żalu- Drwisz ze mnie, Doris?
- Jakżebym mogła. Jesteś słońcem mego dzieciństwa, Plum i jedyną ostoją prawdziwego angielskiego honoru i niewinności w tym podłym i zakłamanym świecie. Nie, nie jadę z Alice. Gorzej. Jadę z Walterem.
- Co? Jesteś teraz z Walterem?- niebieskie oczy Plum omal nie wyszły z orbit.
- Nie, Plum. JADĘ z Walterem. Mój samochód jest zepsuty, kopnął w kalendarz, wyciągnął kopyta, pojmujesz? Walter podwiezie mnie do Hastings Hall, bo zupełnie przypadkowo też tam się wybiera. A teraz żegnaj, Śliweczko.

Drzwi zamknęły się, taksówka ruszyła, zostawiając dziewczynę w tweedach oszołomioną i pełną niepewności. Och, jakby ona chciała być taka jak Doris! Taka pewna siebie, taka dumna, taka wygadana, taka zawsze w... w pępku świata! Kręcili się wokół niej wspaniali mężczyźni i wcale nie chodziło o pieniądze. Mary Bennet tez miała pieniądze i co? Jedynym kandydatem do jej ręki był doktor Norman Bethune, z wąsikiem jak nieżywa gąsienica... a Doris? Doris miała wszystko. 8 litrową limuzynę Bentleya, sławę największej gorszycielki Londynu, kochanki księcia Hohenzollerna, muzy grupy Bloomsburry, przyjaciółki Wirginii Wolf, była recenzentką "The Times Literary Supplement", autorką całkiem niezłego tomiku wierszy, jeździła konno, latała jakimiś straszliwymi samolotami i krążyły plotki, że jest ateistką i w zupełności popiera teorię Darwina!
Mary Bennet westchneła i ruszyła z powrotem ulicą, zaciskając w dłoniach torebkę. Dzień był całkiem chłodny. W pończochach poszlo oczko. Dwa funty para... musi koniecznie pomówić z subiektem w sklepie Walleya i Bricksa. ..
Pachniało kwiatami. Może to był zapach perfum Doris?
Kto wie...


Na szczęście nie było nikogo, kto by jej powiedział, że wygląda niemożliwie. W bryczesach, wysokich oficerkach, białej koszuli i męskim krawacie- jedwabnym, za 30 funtów, ale jednak krawacie- Doris wyglądała nieco ekscentrycznie. Co najmniej ekscentrycznie. Nie był to strój na bal, na ślub, ani nawet na przyzwoite przyjęcie wśród przyzwoitych ludzi. Siedząc w wozie Waltera i popijając kawę, kupioną w przydrożnej knajpce, z zaciętą miną przyglądała się krajobrazowi za oknem.
- Zrobili mi zdjęcia, jak wychodziłam z domu, jak szłam chodnikiem i jak wsiadałam do twego auta. Jesteś pewien, że żaden cholerny pismak nie siedzi w twoim bagażniku, Walt?

Jej głos był niby cyniczny, ale brzmiała w nim nuta niewesołego znużenia. Spała źle, miała za sobą rozmowę z ojcem, atak rozszalałych reporterów, wrzeszczących „ Czy sir Robert Peel poda się do dymisji, panno Peel? Jak się pani czuje, niszcząc karierę polityczną szlachetnego człowieka swoimi plugawymi romansami, panno Peel?”. Nieco odmiany wprowadził człowiek z „Daily Mirror”, który na widok tak ubranej Doris, w dodatku z gołą głową i goglami na ciemnych włosach, rzucił podekscytowany: „Leci pani samolotem na ślub Egona Hastingsa?” ”Nie, płynę kajakiem razem z reprezentacją Oxfordu”, odparła, a wtedy na szczęście nadjechał Walter i rozpoczęło się szaleńcze fotografowanie zamykających się za Doris drzwiczek i całej reszty.
- Już wyobrażam sobie te nagłówki, Walterze... Przepraszam...- mruknęła smętnie, siorbiąc swoją kawę i gapiąc się na wiejskie domki, które mijali w drodze.

Rolls-Royce Twenty nie był wprawdzie tak odstawiona limuzyną, jak starszy kilkanaście lat Silver Ghost, jednak Walter lubił swój samochód. Nie uważał, jak wielu innych, że dobry wóz to taki, który ma dodatkowego szofera, natomiast jaśnie państwo zajmują miejsce z tyłu. Reszta stanowiła dodatek. Zresztą byli również tacy, którzy niespecjalnie garneli się do techniki przedkładając stateczną bryczkę nad coś, co jeździło od czasu do czasu wystrzeliwując z rury wydechowej kłęby ciemnego dymu.


Jego samochód stanowił właściwie krzyk mody, dopiero niedawno wchodząc do produkcji na terenie manchesterskich zakładów Rolls-Royce'a. Sprawował się dobrze, doskonale trzymał drogi oraz nie zawodził. Także teraz, kiedy praktycznie podjechał pod nos lady Peel prawie najeżdżając na odciski reporterowi, który nachalnie próbował nagabywać wicehrabiankę, córkę szanowanego ministra. Otwarł drzwiczki, zaś ona szybko usadowiła się w środku. Cyknęły reporterskie flashe, lecz ich wołanie: „lady Peel”, „panie hrabio” zostało za samochodem. Reporterzy nie mogli nadążyć za pojazdem gnanym ponad trzylitrowym silnikiem, który zapewniał mu zawrotną prędkość powyżej stu kilometrów na godzinę.
- Nagłówki byłyby tak, czy siak, Doris – od poprzedniego spotkania w Bath mówili sobie po imieniu. - Nie sądzę, żeby tamci odpuścili, szczególnie, że widzieli nas na balu wydawanym przez premiera. Teraz zaś znaleźli potwierdzenie. Interesujące.

Luźna, niezobowiązująca rozmowa trwała jeszcze trochę. Miasto zamieniło się wreszcie w przedmieścia, te zaś w zwykły wiejski krajobraz. Pola poprzecinane wstęgami rzek, plamami sadów, plackami kwiecistych łąk.
- Czy znasz kogokolwiek z tamtej rodzi … - nie dokończył. Pies, który nagle wyleciał na drogę przypominał raczej cielaka. Moment niepewności. - Jasny! - Walter dał po hamulcach skręcając gwałtownie w bok. Co robić? Samochód niczym rumak przeskoczył niewielki rów pakując się na jaki ugór wśród pasących się krów, gdzie wzbudził przestrach, potem zaciekawienie. Muczeniem dały znać automobilistom, że nie tolerują rozjeżdżania im smacznej koniczynki.

- Szlag, szlag, szlaaaag! - jęknęła dziewczyna, która jak na dzikim rodeo poleciała najpierw w przód, na szybę limuzyny, na kubek z kawą, kawa na nią, obie razem na podłogę, by w końcu opaść na siedzenie. I po wystudiowanym stroju, którym miała ochotę zaszokować Hastingsów i resztę gości. W dodatku czuła, jak boli ją skroń- przy swojej delikatnej skórze pewnie nabawiła się siniaka.
- Co to było, Walt? Przejechaliśmy jakiegoś reportera? Cholera, dobrze by było...- kawa na szczęście była ledwie letnia, a teraz uda Doris lepiły się od ciemnej słodyczy, tak samo brzuch i piersi pod białą koszulą. Na szczęście miała w co się przebrać.
Skrzywił się.
- Reportera niestety nie, za to mało co nie oberwałaby tamta krasula - wskazał na krowisię, która przeżuwając właśnie kawał lucerny patrzyła na nich niesmacznie. Potem odwróciła się i dumnie mucząc odsunęła się na ile jej tylko łańcuch pozwolił.
- Nie poparzyłaś się? - zmartwił się patrząc na dziewczynę.
- Nie... tylko mój galowy strój dzisiejszy diabli wzięli- wyznała smętnie, patrząc po sobie- A chciałam pokazać, że mam wszystko gdzieś... mieliby jeszcze jeden powód do gadania. A tak... przebiorę się potem, jedźmy. Będę musiała włożyć normalna, wieczorową kieckę...
- Cóż, przykro mi, ale sądzę, że będziesz jedyną osobą, która będzie narzekać na ten stan rzeczy - uśmiechnął się manewrując samochodem pomiędzy zwierzakami. Próbował się wydostać na powrót na drogę. Wreszcie mu się udało, choć silnik zawył na wysokich obrotach protestując przeciwko terenowemu szlakowi, do którego Rolls nie był przystosowany. Jednak trwało to dosyć krótko. Samochód znowu dostał się na drogę, gdzie furcząc potoczył się do Hastings Hall.

Zdążyła się wykąpać, przebrać, wysuszyć niesforne pukle włosów o barwie „letnich, brązowawych traw na popielatej łące”, jak niegdyś opisał je jeden z lirycznych przyjaciół. Doris Eleanor Margaret Peel, 23 letnia panna, skandalistka, początkująca poetka, muza malarzy z grupy Bloomsburry, przyjaciółka Wirginii Wolf i czarna owca w rodzinie, felietonistka w "Times Literary Supplement" i domniemana kochanka Oskara Pruskiego- pomyślała gorzko, przeglądając się swojemu odbiciu w lustrze. Czarna suknia, dwuczęściowa, ukazująca nagi brzuch, z rozcięciem na udzie, zmyślnie ukrytym w jedwabnych fałdach, ze skromnym dekoltem i - niespodzianka- nagimi plecami. Oto cała ja, jaką mnie widzą inni. Jakże się mylą...


Zapaliła papierosa i ruszyła ku sali, w której miał czekać na nią Walt, a gdy go ujrzała, w towarzystwie zapewne czcigodnego dżentelmena i jakiejś damy, uśmiechnęła się po swojemu; nieco chochlikowato i smętnie.
- Helou, Walt.
I pamiętając o obietnicy danej ojcu, cmoknęła go niezobowiązująco w policzek.
Przedstawienie się zaczęło, pomyślała.

// We współpracy z Kellym.
 
__________________
Nie ma zmartwienia.

Ostatnio edytowane przez Maura : 20-03-2012 o 18:08.
Maura jest offline