Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-03-2012, 17:16   #8
Cas
 
Cas's Avatar
 
Reputacja: 1 Cas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodzeCas jest na bardzo dobrej drodze
Pierwsze turbulencje wywołały u niego nagłą potrzebę sprawdzenia ekwipunku. Plecak pełen medykamentów, racji żywnościowych i kilku mniej przydatnych akcesoriów. Przy pasku kabura z Coltem M-1911A1 i dwa dodatkowe magazynki. Na koniec poruszył nieco lewą stopą, by wyczuć umieszczony w okolicach kostki nóż bojowy. Wiedział jak zatroszczyć się o swój ekwipunek. Jak ułożyć w plecaku rzeczy tak, by nie tylko szczelnie zagospodarować każdą wolną przestrzeń, ale również by możliwie łatwo dostać się do którejkolwiek z nich. Rozmyślania pozwoliły mu na moment zapomnieć o narastającym niepokoju wśród żołnierzy.

Niestety tej chwili nie przeznaczone było trwać zbyt długo ...

W przeciągu sekund po wstrząsie uderzyła w niego fala powietrza, która z przeraźliwym wrzaskiem wdarła się do wnętrza samolotu. Była silna, przerażająco silna. Jacob instynktownie zamknął oczy, a kiedy jego powieki ponownie się uniosły. Mógłby przyrzec, że widzi samego siebie. Zupełnie jakby siła wiatru wyrwała jego duszę z wnętrza ciała.

Wtedy poczuł przerażający ból i niewielką linię kojącego ciepła wędrującą od głowy, przez szyję, ku plecom. Nawet hełm nie był w stanie zapewnić wystarczającej ochrony w tych okolicznościach. Oślepiło go jaskrawe światło i wszystko zdawało się poruszać jakby w zwolnionym tempie. Efekty mocnego uderzenia w potylicę - tyle wiedział jako medyk, ale cała ta wiedza zabłądziła w labiryncie ogarniętej przerażeniem świadomości. W tej chwili nie był lekarzem, jedynie pyłem pośród bezkresu chaosu. Boleśnie bezsilnym, zdany na łaskę potęg ślepych na życie, które w swej furii postanowiły rozerwać na strzępy.

Kolejny wstrząs i dopiero wtedy zaczął pojmować co tak naprawdę dzieje się wokół niego. Nie miał pojęcia jak długo spadali, czy w ogóle przestali spadać. Wiedział tylko, że musi wreszcie się ocknąć. Zacząć robić to co należało do jego obowiązków - ratować życia.

Poderwał się ze swojego miejsca niemal w tym samym momencie, kiedy kapitan Sanders wywrzeszczał swoją kwestię. Chwilę potem szybko założył swój plecak i już miał pędem ruszyć do „wyjścia”, kiedy usłyszał przeciągły jęk. Obrócił głowę i dostrzegł Roddy’ego Barnesa, który zajmował miejsce tuż obok niego. Instynktownie złapał go za rękę i zaczął ciągnąć za sobą.

Pokonanie kilku kolejnych metrów zdawało się trwać wieczność. Każdy jeden krok, który pozwalał mu znaleźć się bliżej wyrwy w ogonie samolotu, wiązał się z tak wielkim wysiłkiem, że w połowie drogi Jacob zwyczajnie zwątpił. W akcie desperacji obrócił jeszcze głowę i poczuł jak jego serce zaczyna bić coraz szybciej.

Właśnie wtedy uświadomił sobie bowiem, że ciągnie za sobą nie kolegę z oddziału, a jego zwłoki. Nie potrzebował zbyt długo się rozglądać, by dostrzec kolejne. Nie rozpoznał twarzy, po prawdzie nawet nie próbował. W jego głowie zakotłowało. Pozostali ratowali swoje życie opuszczając wrak pełen trupów. Ten sam wrak, po którego pokładzie on nadal stąpał. Przez chwilę zaczął się zastanawiać, czy to on próbował wyciągnąć za sobą kolegę. Czy też to jego martwe zwłoki, postanowiły wciągnąć go ze sobą w odmęty piekła.

Jego plecy przeszły ciarki i odskoczył od Barnesa jak poparzony. Nie obrócił się kolejny raz. Zamiast tego parł przed siebie, tak szybko jak tylko mógł i wykorzystując wszystkie siły, które mu pozostały. Nawet kiedy wreszcie wyrwał się ze stalowej trumny i poczuł pod swoimi stopami stabilny grunt, chciał po prostu biec ...

... i pewnie tak też by zrobił, gdyby nie potknął się i runął na ziemię. Potrzebował chwili, by pozbierać się do kupy. Dopiero kiedy mu się udało, stanął na równe nogi.
 

Ostatnio edytowane przez Cas : 28-03-2012 o 17:30.
Cas jest offline