Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-03-2012, 23:58   #1
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
[Wh40k/Storytelling] Zerwanie Zasłony [18+]

W mrocznej przyszłości 40 Milenium istnieje tylko wojna.
Ludzkość jest atakowana z zewnątrz przez zdradzieckie Xeno i z wewnątrz przez zdrajców i heretyków.
Większość społeczeństwa nie jest świadoma zagrożenia spoza.
Demony i mroczni władcy dawno sprowadziliby Imperium na kolana gdyby nie ciągła walka Imperatora.

Ze swego Złotego Tronu władca Ludzkości toczy nieustanny bój na terenie wroga
nie pozwalając, aby chociaż jedna niepożądana istota przekroczyła granicę wymiarów.
Co by się jednak stało, gdyby walka nie mogłaby już być toczona.
Co by się stało, gdyby granica zniknęła?



Nerahye

Palce Rakh'vera wędrowały po jej ciele wywołując wybuchy rozkoszy kiedy przejechały, dotknęły lub nacisnęły czułe miejsca. Jego usta muskały jej szyję i uszy co doprowadzało ją niemalże do obłędu, intensywnie pachnące kadzidła nie pomagały jej w opanowaniu. Ich taniec trwał jeszcze wiele upojnych chwil nim oboje opadli wycieńczeni rozkoszą. Rakh'ver może nie był najlepszym wojownikiem jej oddziału, ale na pewno był najlepszym kochankiem w nim. Kiedy różowa mgła ekstazy zeszła z wizji dwójki Eladrith Ynneas*, niewolnicy powoli zaczęli wchodzić do pomieszczenia swych panów. W głównej mierzy składali się z ludzi, Nerahye trzymała jednak jedną Eldarską niewolnicę, Meraye, która zajmowała się pielęgnacją ciała swej właścicielki. Z braku lepszego określenia, dowodziła też pozostałymi niewolnikami. Rozkazała im przygotować wodę dla Draconki, oraz przynieść pożywienie, napoje i Esencję.
-Kąpiel zaraz będzie gotowa pani. - melodyjny głos niewolnicy był urzekający, a krągłości jej ciała przykuwały uwagę. W międzyczasie pozostali niewolnicy przynieśli strawę dla dwójki kochanków. Świeżo wypieczony ciemny i jasny chleb, mięsa z różnych stworzeń, sery, warzywa, aromatyczne masło. Patrzenie jak niewolnicy powstrzymują się przed otworzeniem ust, aby nie zalać tych pyszności śliną było niemal równie przyjemne jak samo jedzenie. Esencja była prawdziwą ucztą, żywnością godną bogów, z każdą kroplą cierpienia mniejszych istot Nerahye czuła się silniejsza, jej skóra dosłownie rozjaśniła się, a niewolnicy niemalże mogli wyczuć majestat promieniujący z jej osoby.
Kąpiel w gorącej wodzie przyniósł ukojenie jej zmęczonemu ciału, masaż jakim uraczyła ją Meraya rozluźnił jej mięśnie, a delikatne pieszczoty niewolnicy rozbudziły ją do końca.
Niewolnica najwyraźniej musiała przygotować swoja panią na wieści, które jej następnie przekazała.
-Pani, twój Ojciec pragnął twojej obecności, kiedy już się przygotujesz.- Vesan rzadko „pragnął jej obecności”, chyba, że niewolnica postanowiła użyć ładniejszych słów – Chyba będzie miał dla ciebie kolejne zadanie. - wiedziała, że ta wiadomość nie ucieszy Nerahyi, zważając na historię Eldarki i jej ojca, ale gorzej by było, gdyby się do niego nie udała, dla nich obu.
Kiedy kobiety opuściły basen łaźniowy, a Prawdziwie Narodzona został osuszona, niewolnicy ubrali ją w dostojną szatę w kolorze czarnym niczym przestrzeń między gwiezdna, przyozdobiona czerwienią świeżej krwi. Była gotowa na spotkanie ze swym ojcem, przynajmniej formalnie.


Farethuir

Galaktyka ma niewiele rzeczy, które mogłyby konkurować w majestacie ze Światostatkimi pradawnej rasy Eldarów. Rozrzucone po gwiazdach od czasu tragedii znanej jako Upadek, te kolosalne okręty stały się domem dla niezliczonej liczby wojowników i wieszczów, jak i rzeźbiarzy filozofów i kapłanów.
Światostatek Alaitoc przemierza wschodnie części galaktyki, powoli sunąc przez pustkę przestrzeni.
Wśród majestatycznych lasów, dostarczających powietrze statkowi, mieszczą się iglice będące kompleksem świątyń Kaela Mensha Khaine'a w jego aspekcie latającego wojownika, przynoszącego śmierć z przestworzy.
Tutaj Śmigające Jastrzębie trenują swych nowych wojowników, tutaj pod sztucznym niebem skrzydlaci wojownicy przelatują między jedną iglicą, a drugą.
Tutaj też przesiaduje Farethuir, Jastrząb coraz bardziej zatracający się w drodze wojownika, przez niektórych już nazywany był Ciszą Poprzedzającą Burzę. Medytował przed kapliczką Krwaworękiego Boga Wojny, jego uszy wypełnione wiatrem niosącym dźwięki trenujących akolitów i szmer skrzydeł tych co na nie zasłużyli. Ostatnie miesiące tak właśnie wyglądały dla Farethuira, w kompleksie świątynnym trenował swój umysł i ciało, oraz pomagał w treningu młodych. Kiedy nie jest w kompleksie przebywa w jednym z miast, walcząc tam z swym wewnętrznym przymusem walki. Jak do tej pory wygrywał te starcia, ale wiedział, że jeżeli by przegrał, konsekwencje by ponieśli niewinni.
Jego medytację przerwał jeden z akolitów, wleciał przez jeden z otworów prowadzących na zewnątrz iglicy, jego treningowe skrzydła nie pozwalały na dużo więcej niż przelecenie do góry kilka pięter, więc musiał lądować, aby kontynuować podróż. Był to też trening dla niego. Otwory były rozmieszczone po iglicy w losy sposób zmuszając uczniów do wyceniania swego zasięgu co do odległości. Wszyscy są oczywiście obserwowani, nie można było pozwolić, aby przyszli wojownicy zginęli z powodu upadku.
-Mistrzu Farethuir, Arcykapłan Ynvis prosi cię do siebie. Ma gościa, który prosił o audiencję z tobą.- z tymi słowami akolita wyskoczył przez otwór z radosnym śmiechem kiedy poczuł wiatr otulający jego ciało. Ynvis był przywódcą iglicy, najstarszym Jastrzębiem jakiego Farethuir znał, zatracił się on jednak na drodze wojownika i nie opuszcza już w ogóle świątyni.
Gość w świątyni, nie było to rzadkie, chociaż po raz pierwszy ktoś chciał porozmawiać z Ciszą Przed Burzą. W pomieszczeniu znajdowały się skrzydła wojownika, czekające, aby zabrać go w przestworza.

Atharanel


Ból i zmęczenie to ostatnia rzecz jaką Atharanel
pamiętała. Jej ostatnia wyprawa nie potoczyła się najlepiej, w swych podróżach znalazła się na planecie niedotkniętej cywilizacją. Bujne lasy były bogate w zwierzynę łowną, a cisza i spokój pozwoliły Łowczyni odpocząć i zaznać odetchnienia.
Gdyby chciała mogłaby spędzić tam resztę swego życia. Niestety, życie nie chciało o tym słyszeć. Planeta nie była dotknięta cywilizacją, ale to nie oznacza, że nie było tam „istot rozumnych”. Mon-Keigh** zaatakowali ją kiedy wypoczywała niedaleko jednej z bram do Sieciodrogi, być może zmęczenie długą podróżą przytłumiło jej zmysły, lub urok tej planety sprawiła, że postanowiła opuścić gardę. Błąd, którego może już nigdy nie popełnić. Te okazy ludzi były prymitywne, nawet w porównaniu z resztą swego rodzaju, uzbrojone w włócznie i kawałki metalu, które pewnie miały być mieczami. Jeden z nich zdołał ją trafić w bok zanim, Łowczyni dobyła własnej broni pistolet shirukenowy, oraz jej nóż szybko rozprawiły się z jej napastnikami. Rana którą jej zadali była jednak głęboka, a dźwięki dobiegające z lasu zapowiadały przybycie kolejnych prymitywów.
Uciekła więc przez bramę, do wiecznego półmroku bariery między Immaterium a Rzeczywistością.
Adrenalina pchała ją do przodu, może znajdzie jakiegoś innego podróżnego, albo uda się jej odnaleźć sanktuarium Łowców. Ogromny labirynt Sieciodrogi był pełnych niewielkich jaskiń, w których Wygnańcy się zbierali, aby podzielić się opowieściami jak i po prostu towarzystwem. Niestety była kilka dni drogi od najbliższego znanego jej sanktuarium, a krew ciągle wylewała się z jej boku. Czuła jak zimno powoli obejmuje jej świadomość, jak jej ciało zaczyna słabnąć i zwalniać, a okrutny śmiech Wroga Wszystkich Eldarów wypełnia jej duszę. Odruchowo chwyciła za Kamień Duszy przyczepiony do jej zbroi, nie był uszkodzony, to dobrze, nie trafi... do Niej. Jeżeli jednak umrze, umrze sama, z dala od pięknego Alaitoc, z dala do domu. Ciemność ogarnęła jej oczy i ostatnim bodźcem jaki poczuła było uderzanie jej głowy o materię Sieciodrogi.
Obudził ją zapach jedzenia i dźwięk muzyki. Kiedy otworzyła oczy ujrzana nad sobą twarz wykrzywioną w złowieszczym uśmiechu, krzyknęłaby gdyby miała siłę. Twarz istoty odpadła od reszty ciała, ukazując kolejną. Ta należała do Eldarki, takiej jak ona.
-Dobrze, obudziłaś się.- usta Łowczyni wypełnił smak wody zmieszanej z winem i ziołami -Pij, musisz odzyskać siły.- Kolorowy ubiór nie dawał wątpliwości, Eldarka przed nią należała do grupy Harlekinów, wojowników i artystów oddanych Śmiejącemu się Bogowi. Atharanel nie miała nigdy do czynienia z tą częścią społeczeństwa Eldarów. Wiedziała, że nie są wrogami Światostatków, jednak ich motywy były okryte tajemnicą.
-Jestem Mistrzyni Trupy Aldanee i masz niezwykłe szczęście, że nasz zwiadowca się znalazł. Odpocznij na razie, jeżeli masz pytania lub prośby, nie wahaj się i je zadaj.

__________________________________________________ _______________
*Mroczni Eldarzy
*Gorsza Rasa- Często określa się tym mianem Ludzi.
 

Ostatnio edytowane przez Seachmall : 02-04-2012 o 00:25.
Seachmall jest offline